„Kasa misiu, kasa” chciałoby się rzec. Strona społeczna Polskiej Grupy Górniczej szykuje skok na kasę? Wcale się nie dziwię, skoro pracodawca pudrując trupa ogłasza wielki sukces.

Największy w UE producent węgla kamiennego, zatrudniająca 43 tys. osób Polska Grupa Górnicza skupiająca większość naszych kopalń odnotowała ostatnio medialny sukces. Medialny, ponieważ doprowadziła opinię publiczną do euforii swoim półrocznym wynikiem finansowym. 8 mln zł zysku netto. Niesamowity wyczyn w spółce, gdzie roczne obroty to plus minus 8 mld zł. PGG i resort energii ogłosiły sukces, reforma górnictwa się udała i jest pięknie. Bo dodać trzeba, że cały sektor w pierwszym półroczu zarobił na czysto 1,45 mld zł (przy czym 1,43 mld zł to zysk netto Jastrzębskiej Spółki Węglowej, a 112 mln zł wypracowała lubelska Bogdanka).

PGG to taki gigant, że czy pokażą 8 mln zł zysku czy straty, czy nawet 80 mln to – przepraszam bardzo – szału nie ma. Zwłaszcza, że od 1 maja 2016 r., gdy na gruzach bankrutującej Kompanii Węglowej powstała PGG, państwowe firmy i fundusze wpompowały tam już TRZY miliardy złotych. Po takiej kroplówce jednak od pacjenta można wymagać znacznie więcej.

No i wymagane będzie, ale nie tam, gdzie być powinno. Właściciele bowiem siedzą cicho (za wyjątkiem PGNiG, którego władze mają już potężną alergię na to, co dzieje się w PGG), a szefostwo PGG macha szabelką twierdząc, że wydobycie dobowe w drugim półroczu po uruchomieniu dodatkowych ścian sięgnie 300 tys. ton węgla (za agencją ISBNews). Niewtajemniczonym wyjaśnię, że dziś kopalnie PGG fedrują od 90 do 120 tys. ton na dobę, więc propaganda jak za Gierka ma się dobrze. Nie wiem, jak długo jeszcze można udawać, że „nic się nie stało” i twierdzić, że PGG nafedruje w tym roku 32 mln ton paliwa (według naszych szacunków zrobi 27 mln ton) i jak można udawać, że to jest sukces, a ciemny lud to kupi.

Ale skoro jest tak źle, że aż tak dobrze – budzą się związkowcy. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam rozmowę z szefem Sierpnia 80, Bogusławem Ziętkiem na wnp.pl. Jasno powiedział, że „spółka nie ma żadnych szans na nadrobienie braków w tegorocznym wydobyciu”, mimo to jednak dowiedziałam się z tego wywiadu, że PGG powinna wypłacić w najbliższym czasie swej załodze nagrodę (plus minus 2 tys. zł na głowę), czas pomyśleć o podwyżkach płac na 2018 r. oraz odwiesić zawieszone w 2016 r. na dwa lata „czternastki” - tak zresztą zapisano wtedy w porozumieniu ze stroną społeczną.

To ile pieniędzy powinna wysupłać na już PGG? W grudniu wypłata pensji i Barbórki, na co potrzeba w sumie ok. 520 mln zł. Wspomniana i oczekiwana nagroda to kolejne 86 mln zł. Odwieszenie „czternastki” to też plus minus 260 mln zł. A w styczniu drugie tyle trzeba mieć na pensje. Miliard złotych w takim razie powinien zostać zabezpieczony tylko na te cele. Nie wiem, jakie będą żądania dotyczące podwyżek płac, ale podniesienie ich o średnio ok. 200 zł miesięcznie na przykład oznacza kolejne 100 mln zł więcej na pensje w skali roku. A wynagrodzenia w górnictwie są sztywne i stanowią ponad połowę koszt.ów stałych kopalń, co przekłada się na wysokie koszty wydobycia węgla i słabą konkurencyjność branży. Być może szykowany układ zbiorowy pracy w PGG coś zmieni, ale szczerze wątpię. Poprzedniczka PGG, Kompania Węglowa, przez 13 lat istnienia jakoś bez takiego układu działała. A w nieustępowanie związkowcom w górnictwie to ja wierzę tak samo jak w świętego Mikołaja.

Jak długo to błędne koło da radę się kręcić i „jakoś to będzie”? Energetycy zapewniają, że nie mam mowy o kolejnym dokapitalizowaniu PGG, ale jak pan każe – sługa musi. Byłoby to jednak spore wyzwanie dla obrony przepompowywania państwowej kasy w Komisji Europejskiej, bo Bruksela stale pyta o pieniądze, które do PGG już trafiły. Nikt bowiem nie ma wątpliwości, że to zawoalowana forma pomocy publicznej, która w każdej chwili może zostać uznana za niedozwoloną, jednak póki udaje się nam zabawa w kotka i myszkę, to wszyscy są szczęśliwi.