Ranga gości asystujących przy podpisaniu porozumienia między Orlenem i litewskimi liniami kolejowymi istotnie przewyższyła finansowe znaczenie umowy.
W latach 2015-2016 rafineria w Możejkach przyniosła Orlenowi niemal 2 mld zł zysku / Dziennik Gazeta Prawna
PKN Orlen zakończył trwający pięć lat spór z Lietuvos Geležinkeliai. Dotyczył on wysokości opłat taryfowych za przewozy, które narodowy litewski przewoźnik kolejowy pobierał od Orlenu Lietuva. Spółka, której płocki koncern jest jedynym akcjonariuszem, zarządza rafinerią w Możejkach. Według Orlenu stawki naliczane przez litewskie koleje były zbyt wysokie. Wczoraj zostały obniżone, ale ich wysokość pozostała tajemnicą handlową. Według litewskiej agencji informacyjnej BNS są one „wysoce konkurencyjne”. Przez najbliższe sześć lat Orlen będzie płacił więcej niż to, co „firma jednostronnie zapłaciła od 2014 roku, ale mniej niż oczekiwała strona litewska”. Strony sporu wycofały z sądów wzajemne pozwy w tej sprawie.
– Jestem bardzo zadowolony, że udało się rozstrzygnąć ten problem. Za jeden ze swoich priorytetów uznałem otwarcie nowego rozdziału między naszymi firmami. Litwa była też moim pierwszym kierunkiem podróży jako prezesa Orlenu. Myślę, że możemy myśleć o nowym otwarciu naszych relacji, i wierzę, że będą one coraz lepsze – mówił Wojciech Jasiński, cytowany przez serwis BiznesAlert, po podpisaniu porozumienia w siedzibie litewskiego rządu.
Prócz prezesa Orlenu polską stronę reprezentował m.in. wicemarszałek Senatu Adam Bielan, litewską – premier Saulius Skvernelis i minister transportu Rokas Masulis.
– Zasadniczym problemem Możejek jest odcięcie przez Rosjan dostaw ropy rurociągiem. To spowodowało, że koszty transportu gwałtownie wzrosły. Wczorajsza umowa niewiele w tym względzie zmienia. Z punktu widzenia wyników płockiego koncernu nie stało się nic nadzwyczajnego – ocenia Kamil Kliszcz, analityk DM mBanku.
Orlen kupił większościowy pakiet akcji Możejek w 2006 r. od upadającego rosyjskiego Jukosu. Zapłacił 2,4 mld zł. Niedługo później awarii uległa odnoga rurociągu Przyjaźń, prowadząca do litewskiej rafinerii. Zarządzający nią Rosjanie poinformowali, że nie zamierzają przeprowadzać remontu. W ten sposób Możejki zmuszone zostały do sprowadzania ropy tankowcami, a następnie koleją do rafinerii. Dodatkowo w 2008 r. Litwini zdemontowali odcinek torów prowadzący do łotewskiej miejscowości Renge, zamykając Orlenowi najkrótszą i najtańszą trasę do tamtejszych portów. Płocki koncern poskarżył się na Litwinów do Komisji Europejskiej. Wczorajsze porozumienie tej kwestii nie obejmuje.
Może dlatego wydarzeń w Wilnie nie docenili też inwestorzy – notowania akcji Orlenu spadły wczoraj 1,5 proc. i na zamknięcie sesji kosztowały 111,8 zł. Większe znaczenie może mieć dla nich rezygnacja Sławomira Jędrzejczyka. Wiceprezes Orlenu ds. finansowych, uważany za gwaranta utrzymania wysokiego poziomu zarządzania w firmie, po tym jak prezesem Orlenu został kolega ze studiów Jarosława Kaczyńskiego, przed trzema dniami poinformował, że nie będzie się ubiegał o kolejną kadencję.
Transport ropy to niejedyny problem, jakiego Orlen doświadczył w Możejkach. Jeszcze w tym samym roku, w którym polska firma kupiła rafinerię, wybuchł w niej pożar. Rok później kolejny. Dalekie od wykorzystania w pełni swoich mocy produkcyjnych Możejki częściej przynosiły straty, niż zarabiały dla Orlenu pieniądze. Dlatego od kilku lat coraz głośniej mówiło się o sprzedaży rafinerii. Szczególnie kiedy w 2014 r. Orlen zdecydował się zweryfikować wartość swoich litewskich aktywów aż o 4,5 mld zł. Łącznie na zakupie Możejek i dalszych inwestycjach w rafinerię Orlen stracił ponad 10 mld zł.
Jednak po zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych w 2015 r. posadę stracił prezes Orlenu Jacek Krawiec, zwolennik sprzedaży Możejek. Jednocześnie, w wyniku istotnej poprawy warunków zewnętrznych, związanych przede wszystkim z gwałtownym spadkiem cen ropy, okazało się, że litewska rafineria jest w stanie zarabiać. W 2015 i 2016 r., dzięki wysokim marżom osiąganym na przerobie surowca, Możejki zarobiły niemal 2 mld zł.
– W tak korzystnych warunkach rynkowych nawet słabsze rafinerie są w stanie osiągać zyski. A produkty Możejek nie są najwyższej jakości. Dlatego nie przesądzałbym, że ostatnie wysiłki Orlenu, żeby porozumieć się z Litwinami i obniżyć koszty transportu, oznaczają, że polska firma przestała myśleć o sprzedaży rafinerii. Dla samych Możejek te oszczędności mają znaczenie i podnoszą ich wycenę – zwraca uwagę Kliszcz.
Na zakupie rafinerii Orlen stracił ponad 10 mld zł
To nie Rosjanie sprzedawali Azoty
Notowania największej polskiej spółki chemicznej spadły wczoraj o 9 proc. Akcje Azotów kosztowały na koniec sesji 63,5 zł, najmniej od trzech tygodni. Jednocześnie właścicieli zmieniło aż 425 tys. papierów, czyli 0,5 proc. wszystkich wyemitowanych, podczas gdy w tym roku średnio na sesję właściciela zmieniało 55 tys. akcji. W ten sposób inwestorzy zareagowali na wiadomości o zmniejszeniu udziałów w Azotach przez Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju. EBOiR pozbył się połowy posiadanych akcji (2,85 mln sztuk) po zamknięciu wtorkowej sesji. Nabywcami były polskie i zagraniczne instytucje finansowe. Bank poinformował, że akcje sprzedawał po cenie niższej niż wtorkowe zamknięcie notowań (69,52 zł). Być może część pozostałych papierów EBOiR sprzedał w trakcie wczorajszej sesji, powodując spadek notowań. Na kursie Azotów ciąży też groźba sprzedaży niemal 20 proc. akcji firmy znajdujących się pod kontrolą rosyjskiego oligarchy Wiaczesława Kantora. Kupował on akcje w latach 2012––2104 i próbował przejąć kontrolę nad Azotami. Zamiary te storpedował Skarb Państwa, największy akcjonariusz Azotów. Po zmianach w prawie Kantor nie ma szans na przejęcie polskiej spółki i chce pozbyć się akcji.