Rząd PiS, który zapowiada, że nasza energetyka jeszcze przez dziesięciolecia będzie się opierać na węglu, zamierza walczyć ze smogiem. Czy nie ma w tym sprzeczności?
Smog nie jest niczym nowym. Towarzyszy nam od czasów, gdy zaczęliśmy na masową skalę używać paliw kopalnych i wynaleźliśmy transport spalinowy. Wydawało się nam do tej pory, że to przypadłość przeludnionych miast, biedniejszych części świata oraz tych, które w pogoni za zyskiem za nic mają ludzkie zdrowie i środowisko.
Owszem, co roku mówiło się o zimowym smogu w Krakowie. Ale to był przecież tylko jeden Kraków. Dziś mieszkańcy tego miasta żartują, że gdy przyjadą do Warszawy, to w końcu czują się jak u siebie. Ostatnio jednak nie tylko mieszkańcy Małopolski mogli doświadczyć tego, czym jest smog. W stolicy jakość powietrza, zwłaszcza w styczniu, była dramatycznie niska (zresztą krakowianie mogą się czuć jak u siebie w całym kraju). Wiele osób przekonało się o tym, niekoniecznie myląc wiszącą nad miastem mgłę ze smogiem, lecz głównie dlatego, że coraz większą popularnością cieszą aplikacje na smartfony pokazujące poziom zanieczyszczenia powietrza pyłami zawieszonymi PM 10 i PM 2,5 – ten ostatni uznany jest przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) za najbardziej szkodliwy.
Ale skąd biorą się te zanieczyszczenia?
Węgiel nie musi brudzić
Pierwsza odpowiedź nasuwa się sama – skoro Polska jest największym w UE i drugim w Europie producentem węgla kamiennego i jednym z największych producentów węgla brunatnego, a 83 proc. energii elektrycznej produkujemy właśnie z węgla, to wszystko jasne. Ale, ale – węgiel węglowi nie jest równy. Choć nie zmagalibyśmy się z problemem smogu, gdybyśmy znaczącą część energii pozyskiwali ze źródeł odnawialnych.
Główną przyczyną złej jakości powietrza w naszych miastach, co potwierdza zeszłoroczny raport ONZ „Zrównoważone miasta. Życie w zdrowej atmosferze”, jest niska emisja. Ta nazwa jest trochę myląca, bo skoro jest niska, a nie wysoka, to dlaczego szkodliwa? Za tym określeniem kryje się emisja zanieczyszczeń powietrza ze źródeł znajdujących się na wysokości do 40 m. W przypadku Polski to przede wszystkim domowe kominy, kominki, małe kotłownie, niewielkie zakłady produkcyjne oraz samochody. Do źródeł niskiej emisji nie należą więc elektrownie i elektrociepłownie – i to nawet te opalane węglem. Według raportu ONZ naszym największym problemem jest bardzo wysoki – i w związku z tym szczególnie groźny dla ludzkiego zdrowia – poziom zanieczyszczenia pyłem zawieszonym i rakotwórczymi benzopirenami. Za dominującą część ich emisji odpowiada właśnie niska emisja.
– Jedną z najlepszych metod walki z niską emisją jest ciepło systemowe, czyli podłączanie budynków do sieci cieplnej. Elektrownie i elektrociepłownie produkują w przeliczeniu na wytworzoną jednostkę energii o wiele mniej zanieczyszczeń niż domowe kotły – przekonuje Jacek Krzemiński, rzecznik Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej, stowarzyszenia branży energetycznej. Niestety, nie wszędzie istnieją warunki przyłączenia domów do sieci ciepłowniczej. A jeśli istnieją – systemy wsparcia dla nich są niewystarczające.
– Celem polskich miast powinna być jak najszybsza likwidacja indywidualnych źródeł ciepła. Według danych GUS ciepło systemowe dociera już do 42 proc. gospodarstw domowych w Polsce. W miastach wskaźnik jest wyższy i wynosi ok. 56 proc. – mówi Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie (IGCP). Zdaniem ekspertów IGCP, aby zrealizować przyłączanie do ciepła systemowego, wszędzie tam, gdzie jest to możliwe i racjonalnie uzasadnione, konieczne jest wprowadzenie wsparcia systemu rozwoju kogeneracji (produkcji energii elektrycznej i cieplnej jednocześnie) i wsparcie dla rozwoju sieci ciepłowniczych. – A w miejscowościach, gdzie nie ma możliwości dostarczania ciepła systemowego, konieczne są regulacje prawne dotyczące standardów, które muszą spełnić indywidualne kotły. Konieczne jest także wprowadzenie przepisów, które wyeliminują stosowanie węgla bardzo złej jakości. Oraz wprowadzenie rozwiązań, które umożliwią wykorzystanie energii elektrycznej do ogrzewania indywidualnych domów – wylicza Szymczak.
Według Urzędu Regulacji Energetyki efektywność wytwarzania w przypadku ciepła systemowego wzrosła w Polsce w latach 2002–2015 z 79,7 proc. do 86,7 proc. (oznacza to, że z danej ilości paliwa wytwarzamy więcej ciepła, bo spalanie jest efektywniejsze). Stale rośnie liczba budynków ogrzewanych ciepłem systemowym – sieć w naszym kraju wydłużyła się w ostatnim piętnastoleciu o 1/4, jej długość przekracza 20 tys. km. Z kolei elektroenergetyka od lat 90. XX w. zmniejsza emisję gazów i pyłów. W latach 2005–2014 zredukowała emisję dwutlenku siarki o 53 proc., tlenków azotu o 27 proc. (elektroenergetyka nie emituje już prawie pyłów zawieszonych i benzopirenów, bo używa specjalnych filtrów). Dla porównania: transport drogowy ma bardzo duży udział w niskiej emisji i jest jednym z głównych źródeł zanieczyszczeń powietrza w Polsce – największym w przypadku tlenków azotu (30,5 proc). A emisja tlenków azotu przez transport drogowy w naszym kraju zmniejszyła się w latach 2005–2014 tylko o 1,5 proc.
Ale to wszystko nie znaczy, że węgiel jest bez winy. Polskie gospodarstwa domowe zużywają rocznie ok. 11 mln ton czarnego złota. Tyle tylko, że ok. 2–3 mln ton tego paliwa ze złotem nie ma nic wspólnego. To bowiem najgorszej jakości muły węglowe. I choć kopalnie zapewniają, że nie sprzedają tych najgorszych paliw indywidualnym odbiorcom, to do składów taki węgiel trafia – często też z importu. Najnowsze propozycje rządu mają ukrócić ten proceder – sprzedawcy będą mieli zakaz sprzedaży paliw najgorszej klasy, a jeśli kopalnie będą je produkować przy okazji wydobycia innych rodzajów węgla (a tak się dzieje), to nie będą mogły ich wykorzystywać. Takie przepisy, znajdujące się w szykowanej ustawie o jakości paliw, mają wyeliminować z rynku odpady węglowe. Oczywiście rodzi się pytanie, jak będzie z egzekwowaniem prawa – ale to już osobna sprawa.
Rząd postanowił więc mieć ciastko i zjeść ciastko – wypowiedzieć wojnę smogowi, zachowując jednocześnie mit polskiej potęgi węglowej. Czy da się pogodzić sprzeczne interesy? Na przykład zdaniem Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla proponowane przez rząd działania antysmogowe są rozwiązaniem zbyt nagłym, które spowoduje, że górnictwo, producenci kotłów, dystrybutorzy węgla i gospodarstwa domowe popadną w kłopoty. Przedstawiciele izby argumentują, że kotły klasy piątej (najwyższej), które mają być dopuszczone do montażu w domach, są za drogie – kosztują 10–13 tys. zł wobec 5–6 tys. zł za kocioł trzeciej klasy czy 2–3 tys. zł za kocioł pozaklasowy.
Problem w tym, że gdy ktoś nawet pozyska dofinansowanie na wymianę kotła, to nie pozyska dofinansowania na zakup lepszego paliwa. Tona mułu węglowego kosztuje ok. 250 zł, a w sezonie grzewczym spala się ok. 8 ton takiego paliwa. Co oznacza wydatek ok. 2 tys. zł. W przypadku węgla lepszej jakości, którego spalimy mniej, bo ok. 6 ton, koszt paliwa na sezon wyniesie jednak prawie 5 tys. zł – bo tona dobrego węgla kosztuje 800–900 zł.
Wielka lista antysmogowa
– Węgiel spalany w elektrowniach i elektrociepłowniach nie jest głównym źródłem zanieczyszczeń, bo te obiekty mają systemy oczyszczania spalin. Problem to instalacje pozbawione filtrów, w tym także kominki. Auta, w tym szczególnie diesle, bardzo nas trują. Jednak nadal pokutuje lekkie podejście do smogu wynikające z narracji rządów z ostatnich 20 lat, że gospodarka oparta na węglu nie ma żadnych minusów. Przecież sami się oszukujemy – uważa Wojciech Cetnarski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Węgiel spalany w odpowiednich instalacjach nie jest głównym problemem, problemem jest brak większej liczby takich instalacji oraz spalanie mułów. Nie da się w 100 proc. wyeliminować zanieczyszczenia powietrza, bo nie ma takich filtrów, a od węgla nie odejdziemy przynajmniej przez 20 lat, zresztą on w naszym miksie energetycznym musi być, ale to nie znaczy, że nie możemy nic zrobić.
Polska ma jednak o czym myśleć, zwłaszcza że ograniczenia dotyczące emisji zanieczyszczeń wymusza na nas też UE. Także w związku z jej wytycznymi do 2025 r. będziemy musieli wycofać z użytku najstarsze bloki węglowe w elektrowniach i elektrociepłowniach. Rząd jednak przedstawił również własne pomysły mające przyczynić się do walki z brudnym powietrzem.
Jeszcze przed sezonem grzewczym 2017/2018 chce wprowadzić zakaz sprzedaży pieców, które nie spełniają standardów unijnych. Ponadto chce określić normy dla opału, który jest używany do ogrzewania domów – niedozwolona ma być sprzedaż niskiej jakości węgla. W planach jest też wprowadzenie wymogu stopniowego podłączania do sieci ciepłowniczej budynków zlokalizowanych na terenach miejskich i podmiejskich oraz obniżenie stawki za pobór energii elektrycznej w okresach zmniejszonego na nią zapotrzebowania (np. w nocy). Miałoby to zachęcić do instalacji pieców elektrycznych lub pomp ciepła na terenach, gdzie nie ma możliwości podłączenia do scentralizowanych systemów ciepłowniczych lub gazowych. Pilotażowy program 1000 pomp chce przeprowadzić w polskich uzdrowiskach duński klaster energetyczny Insero. Zwłaszcza że to właśnie kurorty bardzo często zmagają się z problemem niskiej emisji, za co coraz częściej grozi im utrata słowa „zdrój” w nazwie, co oznaczałoby dla nich ogromne straty.
– Poprawa jakości powietrza wymaga działań systemowych. Współpracujemy m.in. z resortem energii nad standardami dla paliw stosowanych w domowych piecach oraz Ministerstwem Rozwoju nad standardami dla tych pieców. Te działania to konieczność – mówi minister środowiska Jan Szyszko. – Zabiegamy o to, by nowe rozporządzenia zostały wprowadzone jeszcze w połowie roku, aby nowy sezon grzewczy rozpocząć z nowymi normami jakości – dodał.
Rząd chce przeprowadzić kampanię edukacyjną na temat optymalnych sposobów palenia w kotłach oraz związanych z tym skutków zdrowotnych, rozwinąć sieci stacji mierzących smog (np. w stolicy działa ich tylko kilka). Dzięki temu łatwiej będzie zlokalizować źródła zanieczyszczeń. W planach jest także włączenie służby opieki społecznej w działania na rzecz wsparcia wymiany kotłów oraz termomodernizacji budynków osób ubogich, wprowadzenie obowiązku dokumentowania jakości spalin przez stacje kontroli pojazdów oraz wymogu badania spalin w trakcie kontroli drogowej. Dodatkowym wsparciem mają być zachęty podatkowe dla transportu niskoemisyjnego, w tym niskiej stawki akcyzy dla samochodów hybrydowych oraz zwolnienia z podatku akcyzowego samochodów elektrycznych (których według wicepremiera Morawieckiego za 10 lat mamy mieć milion). Pojawił się również pomysł stworzenia w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju programu, którego celem będzie wsparcie rozwoju technologii niskoemisyjnych, w szczególności zorientowanych na poprawę jakości powietrza.
Z kolei Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej przekonuje, że przeznaczy około 10 mld zł na poprawę jakości powietrza w Polsce. – Ale osiągnięcie tego celu wymaga przede wszystkim działań na szczeblu samorządowym – uważa Kazimierz Kujda, prezes NFOŚiGW.
Samorządy robią swoje
Od 12 stycznia 2017 r., czyli od dnia wejścia w życie grudniowej uchwały rady miasta, mieszkańcy Warszawy mogą składać wnioski o dofinansowanie wymiany starych pieców węglowych na nowoczesne źródła ciepła opalane gazem. Warszawiacy będą mogli otrzymać od ratusza od 7 tys. do 20 tys. zł dopłaty. Udzielone wsparcie nie będzie mogło przekroczyć 75 proc. inwestycji polegającej na likwidacji kotłów lub palenisk na paliwo stałe i zastąpieniu ich nowym źródłem ciepła opalanym paliwem gazowym (7 tys. zł dla osób fizycznych i prowadzących działalność gospodarczą, 15 tys. zł dla wspólnot mieszkaniowych, osób prawnych i przedsiębiorców) lub likwidacji dotychczas wykorzystywanego źródła ciepła i wykonaniu indywidualnego węzła cieplnego z jednoczesnym podłączeniem do miejskiej sieci ciepłowniczej (10 tys. zł dla osób fizycznych i prowadzących działalność gospodarczą, 20 tys. zł dla wspólnot mieszkaniowych, osób prawnych i przedsiębiorców). Wsparcie będzie więc również dotyczyło podpięcia do ciepła systemowego. Kto chce skorzystać z dotacji w tym roku, musi złożyć wniosek do końca marca.
Stolica nie jest jedynym przykładem. Także np. w Rudzie Śląskiej wsparcie obejmuje nie tylko wymianę pieców indywidualnych, ale i przyłączenie do sieci ciepłowniczej – miasto dotuje 70 proc. kosztów zakupu (nie więcej niż 2500 zł) nowoczesnego urządzenia grzewczego lub podłączenia do sieci ciepłowniczej. – W 2016 r. miasto dofinansowało ustawienie 74 nowych źródeł ogrzewania, a zaznaczyć trzeba, że jedno nowe źródło ogrzewania zastępuje od dwóch do kilku pieców starego typu – mówi Adam Nowak, rzecznik Urzędu Miasta Ruda Śląska.
Dotacje dla nowoczesnych źródeł grzewczych mają też Katowice. – Ten miejski program funkcjonuje od 2011 r. W roku ubiegłym miasto udzieliło dotacji na łączną kwotę 4,2 mln zł na samą zmianę ogrzewania i 413 tys. zł na źródła odnawialne – wylicza Dariusz Czapla z biura prasowego katowickiego magistratu. – Miasto w ciągu kolejnych 10 lat chce przeznaczyć po 10 mln zł rocznie na działania związane ze zmianą sposobu ogrzewania budynków i montażem odnawialnych źródeł energii, podwyższając jednocześnie wymogi co do efektywności ekologicznej instalowanych systemów grzewczych – tłumaczy.
Z kolei Małopolska przyjęła uchwałę antysmogową dla całego województwa. I to jednogłośnie. Nowe regulacje nie oznaczają zakazu używania węgla i drewna do ogrzewania budynków. Oznaczają jednak, że w całym województwie rozpocznie się proces wymiany najbardziej trujących pieców na węgiel i kominków na nowoczesny sprzęt. Dodatkowo od 1 lipca 2017 r. w całej Małopolsce zacznie obowiązywać zakaz stosowania mułów i flotów węglowych.
Ale już włodarze Szczecina zwracają uwagę na brak zainteresowania mieszkańców programem dofinansowania wymiany starych pieców. Wsparcie dla mieszkańców ubiegających się o wykonanie instalacji centralnego ogrzewania wynosi 50 proc. (nie więcej niż 5 tys. zł), a w przypadku wniosków grupowych 60 proc., (nie więcej niż 7 tys. zł). – O dotacje mogą ubiegać się najemcy mieszkań komunalnych w budynkach, w których do tej pory nie przeprowadzano kapitalnych remontów – tłumaczy Marcin Nieradka, rzecznik Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych w Szczecinie. – Ale zainteresowanie jest niestety niewielkie. W minionym roku zrealizowaliśmy cztery wnioski – dodaje.
– Dopłaty do kotłów to chwytne hasło. Jakie będą konsekwencje takiego działania? Utrwalamy popyt na węgiel, którego mamy mało, więc będziemy go musieli zapewne importować. Węgiel do nowoczesnych kotłów wcale nie będzie tańszy. A ciepło można produkować nie tylko z węgla czy gazu. Ciepło sieciowe jest produkowane w elektrociepłowniach pracujących na innych sortymentach węgla, a więc na miałach, które mamy. Siłownie te mają też filtry spalin. Jeśli dobrze zaprojektujemy mix energetyczny z węgla i źródeł odnawialnych, to się okaże, że koszt droższego węgla będzie kompensowany zieloną energią, która tanieje – uważa Wojciech Cetnarski.
O tym, jaki jest stan powietrza oraz jakie są główne źródła niskiej emisji, informuje system monitoringu powietrza w Polsce nadzorowany przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska oraz realizowany przez wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska. Główny Instytut Górnictwa realizuje takie zadania zarówno metodami pomiarowymi, a w listopadzie 2016 r. rozpoczął testowanie autorskiej mobilnej platformy monitoringu wybranych parametrów niskiej emisji z wykorzystaniem dronów. Zastosowano w nim własne rozwiązanie laserowych mierników stężenia pyłu, dwutlenku i tlenku węgla. – Dron mierzy to, co wydostaje się z komina tuż nad nim, ale dzięki takim pomiarom można opracować mapę zagrożeń i wskazać miejsca kumulacji zanieczyszczeń pyłowych – podkreśla dr Adam Szade, jeden z autorów opracowania.
Rząd postanowił więc zjeść ciastko i mieć ciastko – wypowiedzieć wojnę smogowi, zachowując jednocześnie mit polskiej potęgi węglowej. Jakie będą konsekwencje takiego działania? Utrwalamy popyt na węgiel, którego mamy mało, więc będziemy go musieli zapewne importować.