Reforma PO podnosząca wiek emerytalny przechodzi do historii. Od przyszłego roku świadczenie znów należeć się będzie 60-letnim kobietom i 65-letnim mężczyznom.

Decyzja polityczna obniżająca wiek uprawniający do otrzymania emerytury zapadła. Rząd rekomenduje, by zaczęła obowiązywać najwcześniej od 1 października 2017 r. – ZUS musi mieć czas, by się przygotować organizacyjnie do tej zmiany - mówi DGP szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk. Ale równie ważne są powody ekonomiczne. Jak wyliczył resort finansów w aktualizacji Programu Konwergencji, obniżenie wieku emerytalnego od 1 stycznia w samym 2017 r. kosztowałoby 8,6 mld zł.

Kwota jest tak wysoka, bo choć od października br. wiek emerytalny będzie przez kilka miesięcy wynosił 61 lat dla kobiet i 66 lat dla mężczyzn, to w momencie wprowadzenia nowych rozwiązań prawa do świadczeń nabędzie dodatkowy – rok młodszy – rocznik ubezpieczonych (60-latki i 65-latkowie). Jak wynika z wyliczeń ZUS, będzie to ponad 320 tys. osób. Wprowadzenie tych rozwiązań w połowie roku oznaczałoby już, że koszty dla finansów publicznych spadną o połowę – do nieco ponad 4 mld zł w przyszłym roku. Przy starcie wyznaczonym na październik będą to już tylko 2 mld zł. Politycy PiS chcą dotrzymać obietnic z kampanii wyborczej, ale w sposób, który nie zrujnuje przyszłorocznych finansów.

Dlatego też, jak wynika z naszych informacji, zapadła decyzja, by wejście w życie obniżonego wieku emerytalnego nie było związane z postulowanym przez związkowców kryterium stażu – niezależnym od osiągnięcia wieku.

Mimo zachowawczości zmiany proponowane w ustawie prezydenckiej – bo to ją formalnie popiera rząd – będą oznaczały poważne koszty dla finansów publicznych, zmniejszenie liczby osób w wieku produkcyjnym oraz niższe świadczenia dla tych, którzy skorzystają z możliwości odejścia na emeryturę w wieku 60 i 65 lat. – Każdy rok pracy krócej to emerytura o kilka procent niższa. W przypadku kobiet docelowy wiek emerytalny obniżony o 7 lat to świadczenie gorsze o połowę – mówi Aleksandra Wiktorow, rzecznik finansowy, była prezes ZUS.

Nowe przepisy mają być uchwalone do końca roku.

Obietnica spełniona, emerytury niższe

Większa liczba osób uprawnionych do poboru wcześniejszych świadczeń to duży koszt dla finansów publicznych. Pytanie, czy nie śmiertelnie duży
Jak wynika z Aktualizacji Programu Konwergencji, obniżenie wieku emerytalnego do 60 i 65 lat już od początku 2017 r. oznaczałoby koszt dla budżetu państwa na poziomie 8,6 mld zł w 2017 r. i aż 10 mld zł w 2018 r.
Ale gdyby zmiany proponowane przez prezydenta weszły w życie w połowie przyszłego roku, wydatki z tego tytułu wzrosłyby w 2017 r. już „tylko” o 4 mld zł, a w 2018 r. – o 5 mld. Gdyby z kolei reforma zaczęła obowiązywać – jak chce rząd – od ostatniego kwartału przyszłego roku, to w 2017 r. potrzeba byłoby dodatkowych 2 mld zł, a w 2018 r. – minimum 6,5 mld.
Żeby zminimalizować koszty, rząd rekomenduje też, aby możliwość wcześniejszego przechodzenia na emerytury rolnicze wygasła w 2017 r., zgodnie z obowiązującymi przepisami (prezydent chciał wydłużenia tego terminu).
Reforma emerytalna PiS / Dziennik Gazeta Prawna
Jednak bez względu na to, który scenariusz ostatecznie zostanie zrealizowany, jedno nie ulega wątpliwości: dla resortu finansów będzie się liczył każdy zaoszczędzony grosz. Bo w przyszłym roku w pełnej wersji zadziała program 500+, co oznacza, że tylko z tego tytułu wydatki wzrosną z 17 do ponad 22 mld zł.
Już w APK rząd informował Brukselę, że deficyt sektora finansów publicznych wyniesie na koniec przyszłego roku 2,9 proc. PKB. Tymczasem najoszczędniejszy z punktu widzenia państwowej kasy wariant obniżki wieku emerytalnego oznacza przekroczenie dozwolonej granicy deficytu sektora finansów publicznych, która wynosi 3 proc. PKB. Dlatego niemal pewne jest, że decyzja będzie równoznaczna z utrzymaniem podwyższonych stawek VAT, co już sygnalizowali przedstawiciele rządu.
Warto jednak zauważyć, że szacunki resortu finansów dotyczące kosztów reformy są bardziej pesymistyczne niż te ZUS-owskie. Zakład wyliczył, że obniżenie wieku emerytalnego już od 1 stycznia przyszłego roku uszczupliłoby budżet państwa o 5 mld zł tylko w 2017 r. MF zakłada, że byłoby to 3,6 mld więcej. ZUS wziął jednak pod uwagę, że oszczędności osób, które wcześniej uzyskają prawo do emerytury, trafią w ramach tzw. suwaka do ZUS (stopniowego przesuwania ich oszczędności z OFE do zakładu w ciągu 10 lat przed emeryturą). To jednak tylko jednorazowy zysk.
Na dłuższą metę koszty obniżenia wieku będą sporym obciążeniem dla finansów publicznych. W 2020 r., według ZUS, wydatki na emerytury będą wyższe o blisko 14 mld zł w porównaniu z obecnymi zasadami. W 2030 r. już o 11,6 mld zł, w 2040 r. – aż o 21 mld zł.
Niższy wiek emerytalny oznacza także spore zmiany na rynku pracy. Już dziś widać malejące bezrobocie, co jest efektem sytuacji demograficznej, a wprowadzenie prezydenckiej ustawy ten proces jeszcze przyspieszy. – Obecne roczniki zbliżające się do granicy wieku emerytalnego pochodzą z wyżu powojennego i zatrzymanie tej grupy na rynku pracy jest bardzo ważne. Dotychczasowe doświadczenia związane z wydłużeniem wieku emerytalnego pokazują, że ci ludzie wolą pracować dłużej – twierdzi Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych.
Jeśli wiek emerytalny zostanie obniżony zgodnie z propozycją prezydenta, to w 2030 r. liczba osób w wieku produkcyjnym skurczy się aż o 1,3 mln. Tak duży ubytek może negatywnie wpłynąć na PKB. Bo nawet jeśli rządowy program 500+ przyniesie zamierzony efekty i Polki zaczną rodzić więcej dzieci, to skutki tego na rynku pracy odczujemy dopiero w latach 30.
Zdaniem Piotra Lewandowskiego zamiast obniżać wiek, należy wzmocnić politykę rynku pracy adresowaną do osób starszych przez poprawienie pośrednictwa i doradztwa dla nich czy nawet subsydiowanie ich zatrudnienia tak, by nie obawiały się utraty etatu.
Zwolennicy prezydenckiego projektu przekonują z kolei, że jest on w interesie wielu osób, które są blisko granicy wieku emerytalnego i ciężko pracowały w czasach PRL. – Trzeba przyjąć rozwiązania zapewniające świadczenia tym, którzy nie będą mogli dłużej być aktywni zawodowo. Warto także wprowadzić elastyczną możliwość przejścia na emeryturę. Trzeba zastanowić się nad wprowadzeniem rehabilitacji zawodowej – wymienia prof. Józefina Hrynkiewicz, posłanka PiS. Jej zdaniem istotne jest uruchomienie różnych instrumentów wsparcia dla osób w wieku przedemerytalnym.
Z kolei związkowcy oprócz obniżenia wieku konsekwentnie domagają się dodatkowego kryterium stażu. – Bez niego ten kierunek zmian spowoduje, że emerytury pozostaną niskie. Zresztą te propozycje są niespójne z innymi zapowiedziami dotyczącymi OFE, które także mogą prowadzić do obniżenia świadczeń – zauważa Jan Guz, szef OPZZ.