Konieczne są radykalne zmiany. A wśród nich ta najważniejsza polegająca na likwidacji otwartych funduszy emerytalnych - mówi Prof. dr hab. Leokadia Oręziak, Szkoła Główna Handlowa, Katedra Finansów Międzynarodowych.
W marcu Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej ma przygotować raport w sprawie możliwych zmian w systemie emerytalnym w Polsce. Co trzeba poprawić?
Konieczne są radykalne zmiany. A wśród nich ta najważniejsza polegająca na likwidacji otwartych funduszy emerytalnych.
Dlaczego?
Utrzymanie przymusowego oszczędzania w II filarze jest niekorzystne dla przyszłych emerytów i doprowadzi do bankructwa Polski.

To poważne zarzuty.

Wprowadzenie w 1999 r. obowiązku oszczędzania w II filarze spowodowało ograniczenie o blisko 40 proc. kwoty składek trafiających do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. A tym samym brakuje pieniędzy na wypłaty emerytur ze starego systemu. Ministerstwo Finansów w 2010 r. obliczyło, że ten stan będzie trwać do 2060 roku. W tym bowiem roku wciąż będą żyć osoby niebędące członkami OFE, którym w 1999 roku ustalono kapitał początkowy. Według szacunków resortu skumulowany dług wynikający z istnienia OFE mógłby osiągnąć w 2060 r. poziom 94 proc. PKB.
Skąd takie dramatyczne wyliczenia?
Rząd musi zaciągać pożyczki, by pokryć ZUS ubytek składki emerytalnej, która idzie do OFE, zamiast na wypłatę bieżących emerytur. Część obligacji skarbowych emitowanych z tego powodu kupują same OFE, na pozostałe rząd musi znaleźć innych nabywców w kraju i za granicą. Powstaje tu nieakceptowalny przepływ środków publicznych, gdyż najpierw rząd pozbywa się pieniędzy – przekazując je do OFE, a potem pożycza od nich na procent. Dodatkowo towarzystwa emerytalne pobierają sobie od tego opłaty i prowizje. Ciężar wykupu zarówno obligacji znajdujących się w portfelach OFE, jak i pozostałych wynikających z istnienia II filaru spada na całe społeczeństwo. Teraz więc mamy dodatkowy dług publiczny, a w przyszłości wszyscy Polacy, w tym członkowie funduszy, będą musieli zapłacić wyższe podatki, by wykupić te obligacje. W efekcie tego dług mający związek z OFE wzrośnie w 2013 r. o dalsze 30 mld i znacznie przekroczy 300 mld zł.
Ale OFE mogą inwestować w akcje i zarabiać na nich.
Po pierwsze, Polska nie ma nadwyżek budżetowych, a więc wszelkie inwestycje, także w akcje, dokonywane przez OFE są finansowane z długu publicznego. Po drugie, gra na giełdzie to ruletka. Nie wolno ryzykować pieniędzy na przyszłe emerytury. Wartość akcji może znacząco spaść, nawet do zera! Zyski osiągane na rynku finansowym są zmienne i nie da się ich na trwałe utrzymać, są odwracalne. Nieodwracalne są natomiast opłaty i prowizje pobierane przez towarzystwa ze środków przyszłego emeryta.
Czy to oznacza, że nie będzie wakacji pod palmami?
Nie będzie. Polski system OFE jest wzorowany na tym obowiązującym w Chile. A przecież tam po 30 latach funkcjonowania funduszy okazało się, że nie zapewniły one większości swoich członków żadnej emerytury. W efekcie tego państwo musi im wypłacać z budżetu zasiłki, aby mogli utrzymać się przy życiu po zakończeniu aktywności zawodowej. I dlatego przymusowe prywatne fundusze emerytalne w Polsce powinny być całkowicie zlikwidowane. Tak już zrobiono np. w Argentynie. Także w Rosji ograniczana jest rola funduszy. W październiku 2012 r. podjęto tam decyzję o zredukowaniu o 2/3 składek przekazywanych do tego filara (z 6 proc. do 2 proc. wynagrodzenia pracownika). Ale najbardziej rewolucyjna zmiana została przeprowadzona na Węgrzech. Tam wprowadzono dobrowolność oszczędzania na emeryturę kapitałową. W efekcie tego doszło do likwidacji przymusowego filara kapitałowego. Aż 98 proc. członków funduszy wróciło do odpowiednika polskiego ZUS. Natomiast około 2 proc. zaryzykowało pozostanie w funduszu, zgadzając się na to, że oszczędzają na swoje ryzyko i rezygnują z gwarancji emerytury państwowej. Rozwiązanie węgierskie mogłoby być zastosowane także w Polsce.
Czy w Polsce tak radykalne rozwiązanie jest konieczne?
Tak. Polaków bowiem oszukano w 1999 roku. OFE były reklamowane jako instytucje odporne na problemy demograficzne i wolne od słabości charakteryzujących repartycyjny filar systemu emerytalnego. Rzeczywistym celem tej reformy było jednak znaczące ograniczenie wydatków budżetowych na emerytury w średniej i długiej perspektywie. Dopiero teraz ludzie dowiedzieli się, że w nowym systemie relacja świadczenia do ostatniego wynagrodzenia będzie wynosić około 22 proc. Wynika tak m.in. z raportu Komisji Europejskiej z 2012 roku. A dla porównania emerytura ze starego systemu wynosi około 60 proc. ostatniej wypłaty. Różnica jest więc znacząca.
Co więc dalej?
OFE musi zniknąć, bowiem inaczej będziemy musieli nie tylko drastycznie ograniczać wydatki, w tym na szpitale, szkoły i infrastrukturę, ale także zwiększać podatki. Jedynym sposobem na zapobieżenie katastrofie jest zaprzestanie przekazywania składek do OFE.
Czy to oznacza powrót do ZUS?
Tak. Tylko bowiem w ten sposób cała składka wpłacana do systemu emerytalnego będzie przeznaczana na wypłatę świadczeń.
Ale to może oznaczać koniec systemu trzyfilarowego. Czy takie zmiany są faktycznie potrzebne?
Niezbędne. O tym, że system trzech filarów się nie sprawdził, mogą świadczyć pracownicze programy emerytalne. Przy tak wielkim bezrobociu pracodawcy nie muszą tworzyć żadnych atrakcyjnych zachęt dla pracowników; bardziej zależy im na ograniczaniu kosztów i obciążeń spadających na przedsiębiorstwa. Z kolei, jeżeli chodzi o pracowników, to udział w takim programie oznaczałby dla nich konsekwencje finansowe w postaci zmniejszenia dochodu. Ogromne problemy finansowe pracowniczych programów emerytalnych w tych krajach, gdzie je wprowadzono, podważyły istniejącą kiedyś wiarę w to rozwiązanie.