W bardzo emocjonalnych dyskusjach na temat ustawy „67” strona rządowa próbuje przekonać oponentów za pomocą twardych argumentów demograficznych. Wnioski z nich są jednoznaczne. Żyjemy coraz dłużej, coraz dłużej też pobieramy emeryturę – system zabezpieczenia społecznego tego nie wytrzyma. O zdrowiu Polaków po sześćdziesiątce na razie nie dyskutujemy, bo przecież wiek emerytalny będzie wydłużany stopniowo; wielu ekonomistów twierdzi nawet, że zbyt powoli.
Tych, którzy obecnie boją się dłuższej pracy najbardziej, operacja ta dotyczy zaledwie w minimalnym stopniu. Warto jednak już dziś wiedzieć, co w tym względzie jest do zrobienia. Nie chodzi przecież o to, byśmy do 67. roku życia pracowali formalnie, lecz faktycznie. Czyli wykonywali pracę i nadal płacili składki. Ani nasza publiczna służba zdrowia, ani wreszcie my sami nie jesteśmy do tego przygotowani.
Niby wszyscy wiemy, że nasze zdrowie zaczyna szwankować wraz z wiekiem. Gdybyśmy jednak chcieli przechodzić na emeryturę wtedy, gdy ten proces się zaczyna, trzeba by było zacząć się żegnać z pracą już po czterdziestce. Zwłaszcza w zawodach wymagających sprawności fizycznej. Specjaliści od medycyny pracy mówią bowiem, że nasza maksymalna wydolność do pracy w 40. roku życia jest już o 10 proc. niższa. Po 45. roku już leci z górki o 20 – 25 proc. Po 60. urodzinach wydolność fizyczna jest już mniejsza o 40 proc. Naukowcy podkreślają jednak, że tempo tego spadku bardziej niż od metryki zależy od stylu naszego życia. Od tego, co jemy i czy się ruszamy. To dobra wiadomość. Wpływ na starzenie się mają także geny, a tego już nie zmienimy.

Finowie pracują do 67. roku życia. Bo dbają o zdrowie i długo zachowują formę. Ale kondycja Polaków, jak pokazują badania, jest znacznie słabsza

Najobszerniejszy materiał badawczy mają Finowie, którzy w tej chwili pracują do 67. roku życia – zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Fiński specjalista od medycyny pracy prof. J. Ilmarinen udowadnia nawet, że nasza własna dbałość o zdrowie, połączona z troską pracodawcy o poprawę warunków pracy, jest w stanie niemal zatrzymać czas. Wyraźny spadek wydolności, jaki następuje po pięćdziesiątce, można bowiem odwrócić i aż do 65. roku utrzymać kondycję, jaką cieszyliśmy się przed pięćdziesiątką. Nie wszyscy jednak spełniamy te warunki. Zarówno więc rząd, jak i my sami powinniśmy sobie uświadomić, że wraz z wiekiem rosną też różnice w naszym stanie zdrowia. Wielu z nas nawet w wieku 67 lat nie można będzie nazwać chorymi staruszkami, wielu jednak zwyczajnie pracować już nie da rady. System rentowy musi się na to przygotować. Albo też ostatnie lata naszej aktywności zawodowej muszą być inne. Pracodawcy będą musieli dostosować do naszych możliwości swoje wymagania, a co za tym idzie – także płace.
Z badań Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi wynika, że już dwie na trzy badane osoby po pięćdziesiątce mają rozpoznaną przynajmniej jedną chorobę przewlekłą. Najczęściej są to schorzenia układu mięśniowo-szkieletowego i układu krążenia. Te ostatnie są już przyczyną połowy zgonów. Głównym sprawcą jest nadciśnienie. Osoby w wieku 18 – 39 lat cierpią na nie tylko w 7 proc. Po czterdziestce doskwiera już 34 proc. Po sześćdziesiątce – aż 58 proc. W grupie 65 – 69-latków z nadciśnieniem boryka się już 74 proc. mężczyzn i 75 proc. kobiet. W tym wieku aż 43 proc. badanych cierpi nie na jedną, ale na trzy choroby przewlekłe (to wyniki badania PolSenior).
Mimo więc obiektywnej konieczności wydłużania wieku emerytalnego sporej części społeczeństwa trudno będzie temu podołać. Komu? Na świecie już od połowy lat 90. ważniejszy od metryki stał się wskaźnik zdolności do pracy (Work Ability Index – WAI). To narzędzie, którym nauka próbuje mierzyć naszą przydatność dla pracodawcy. Opracowano go w Instytucie Zdrowia Środowiskowego w Helsinkach. Bierze on pod uwagę zarówno elementy obiektywne, jak i subiektywne, takie jak: aktualna zdolność do pracy w porównaniu z najlepszą w życiu, zdolność do pracy w odniesieniu do wymagań konkretnego zawodu, liczba schorzeń rozpoznanych przez lekarza, upośledzenie zdolności do pracy z powodu chorób, absencja w ostatnich 12 miesiącach, własna prognoza zdolności do pracy na najbliższe dwa lata oraz gotowość psychiczna do dalszej pracy.
Kiedy Centralny Instytut Ochrony Pracy w Warszawie, posługując się WAI, przebadał blisko 5 tys. osób, okazało się, że zdolność i gotowość do dalszej pracy przejawia około połowa. Problemem numer jeden w Polsce jest nie tylko demografia. Także to, że – choć żyjemy coraz dłużej – nasza zdolność do dłuższej pracy wydłuża się o wiele wolniej. To problem ekonomiczny i polityczny, o który może się potknąć ustawa „67”.