W dyskusji na temat potrzeby podwyższania wieku emerytalnego pojawia się coraz więcej przekłamań i nieporozumień, zwykle wynikających z braku wiedzy. Czasami jednak używane są one celowo po to, aby przestraszyć społeczeństwo perspektywą wyższego wieku emerytalnego. Pojawiają się również różne nowe propozycje, na tyle poważne, iż należałoby się do nich odnieść.
ikona lupy />
Główna niepewność Polaków dotyczy pracy po pięćdziesiątce. Powszechnie wiadomo, że o znalezienie pracy w tym wieku w naszym kraju jest trudno, powstaje więc naturalne pytanie, czy wydłużenie wieku emerytalnego nie zwiększy i tak wysokiego bezrobocia wśród tej grupy wiekowej. To było pierwsze pytanie, jakie zadałem uczestnikom panelu zorganizowanego w zeszłym tygodniu przez Towarzystwo Ekonomistów Polskich na temat wieku emerytalnego. Zasadniczym argumentem ekonomicznym obalającym obawy o pracę po pięćdziesiątce są perspektywy demograficzne. Mianowicie w perspektywie dwudziestu lat liczba osób zdolnych do pracy spadnie o 5 milionów, co oznacza, że będzie im znacznie łatwiej znaleźć pracę niż teraz. Dodatkowo doświadczenia pokazują, iż w krajach, w których okres aktywności zawodowej jest krótszy i obywatele wcześniej wychodzą z rynku pracy, bezrobocie jest wyższe. I wreszcie, obowiązujące obecnie okresy ochronne na rynku pracy zamiast chronić pracowników, wypychają ich na bezrobocie. Bowiem każdy pracodawca woli nieco młodszego pracownika, którego w kryzysie może zwolnić.
Kolejną kwestią wrażliwą społecznie jest obawa, czy kobiety będą na siłach pracować aż do 67. roku życia. Pokutuje bowiem wciąż przekonanie, że praca wykańcza i w bardziej zaawansowanym wieku nie każdy może ją wykonywać. Jednak tego typu obawy dotyczą prac fizycznych, których liczba już zasadniczo spadła w ciągu ostatnich 20 lat i jeszcze bardziej zmaleje w kolejnych dwudziestu. Coraz więcej czynności powtarzalnych zostanie zautomatyzowanych, co przesunie siłę roboczą do prac niewymagających wysiłku fizycznego. Należy również zwrócić uwagę na to, że to kobiety są generalnie zdrowsze od mężczyzn i dłużej żyją. Tak więc jeśli mężczyzna będzie w stanie pracować do 67. roku życia, to tym bardziej kobieta.

Obawa, że kobiety nie mają siły pracować do 67. roku życia, dotyczy prac fizycznych, a przecież ich liczba wciąż spada

Często w dyskusji publicznej pojawiał się argument, że kobiety w wieku powyżej 60 lat mają inne zadania do wykonania, a mianowicie zajmowanie się wnukami. Zauważmy jednak, że zajmowanie się wnukami wynika ze słabości systemu, a nie jego siły. Brak elastycznych form zatrudnienia, ograniczona podaż żłobków, a w wielu miejscowościach również przedszkoli, usztywniony zetatyzowany system zatrudnienia – to wszystko razem powoduje, że kobieta chcąca pogodzić obowiązki rodzinne z pracą jest na rynku pracy dyskryminowana. Na pewno przymusowe „ubabciowienie” nie jest najwłaściwszym sposobem rozwiązania tego typu problemów.
W całej tej dyskusji zasadnym jest pytanie, czy w ogóle liczyć na powszechny system emerytalny. Należy przypomnieć, iż obowiązkowe systemy emerytalne wprowadzono, aby zmusić ludzi do zabezpieczenia się na starość. Przed wojną emerytura była w Polsce określana mianem renty starczej. Ładnie i atrakcyjnie brzmią wszelkie hasła zachęcające do tego, aby dać ludziom wolność wyboru i pozwolić im samym zadbać o swoją przyszłość. Tyle że większość osób o niskich dochodach i tak wyląduje ostatecznie na garnuszku państwa, ze względu na zbyt niski poziom dochodów w wieku emerytalnym – niewystarczający do zapewnienia minimum socjalnego. Niestety, wielu z nas woli pieniądze teraz niż większe w przyszłości. „Przyszłość jest niepewna, a żyjemy tu i teraz” – to przecież dość powszechne twierdzenie. Aby zapobiec właśnie tego typu zjawiskom, wprowadzono obowiązkowe systemy emerytalne. Każdy kraj oczywiście decyduje, jaki powinien być ten poziom minimum, w jaki sposób finansować wydatki emerytalne, w jaki sposób i czy zachęcać obywateli do dodatkowego oszczędzania. Ale wszędzie oczywista jest jedna prawidłowość – im dłużej ludzie żyją, tym dłużej muszą pracować, bo liczbę lat oszczędzania należałoby dzielić przez coraz większą liczbę lat dalszej oczekiwanej długości życia. Nie wspominając o tym, że dłuższa aktywność zawodowa przyczynia się do większego potencjału gospodarki, a tym samym pośrednio do większej siły nabywczej przyszłych emerytur.
Na koniec chciałbym się odnieść do ostatnich propozycji dotyczących wieku emerytalnego zgłaszanych m.in. przez Marka Borowskiego. Pomysł polega w uproszczeniu na tym, aby zrobić wyjątek i pozwolić tym, którzy uzbierali minimalną emeryturę, przechodzić wcześniej niż wymagane 67. lat. Argumenty ekonomicznie słuszne, jednak rozwiązanie to ma też i wady. Po pierwsze, pracodawcy mogliby je wykorzystywać – tak jak się to dzieje obecnie – do zwalniania poprzez zmuszanie do przejścia na wcześniejszą emeryturę, bo przecież na „minimalną już zarobił”. Po drugie, wszelkie wyłomy w systemie grożą tworzeniem nowych, a co więcej – mogą w przyszłości wywoływać presję na manipulację przy wskaźniku wieku. Rozwiązanie to także nie gwarantuje wydłużenia aktywności zawodowej. I na koniec zauważmy, że osoby, o które najbardziej się martwimy, czy będą w stanie pracować do 67. roku życia, to te, którym nie będzie łatwo uzbierać na minimalną emeryturę. Takie rozwiązanie byłoby więc „korzystne” dla bogatszych, a mniej dla uboższych. Dlatego znacznie lepiej pozostać przy 67 latach dla wszystkich.