Pierwsze składki od firm, które podpiszą umowę zaraz po starcie PPK, mogą wpłynąć już w sierpniu - mówi Bartosz Marczuk, wiceprezes zarządu Polskiego Funduszu Rozwoju odpowiedzialny za wdrożenie programu pracowniczych planów kapitałowych.
Czy ze strony Polskiego Funduszu Rozwoju przygotowania do uruchomienia pracowniczych planów kapitałowych (PPK) są zapięte na ostatni guzik?
Tak. Budowa serca informatycznego programu, czyli ewidencji, jest właściwie na ukończeniu, trwają testy. Infolinia jest uruchomiona, działa również portal MojePPK.pl, gdzie znajdują się wszelkie informacje. Bardzo intensywnie szkolimy pracodawców, do tej pory przeprowadziliśmy już kilkaset szkoleń. Zaplanowanych jest jeszcze kilkadziesiąt. Oprócz tego przygotowujemy się do 1 lipca, jeśli chodzi o kwestie związane z cyberbezpieczeństwem, ponieważ ten proces ma wielu interesariuszy – to nie tylko pracodawcy, ale instytucje finansowe, agenci transferowi, też producenci oprogramowania płacowego. Rozmawiamy z nimi, pytamy o ich gotowość, udrażniamy komunikację między nimi, by w tym procesie nie czuli się sami.
Czy widać jakieś problemy? Są firmy, które mogą mieć opóźnienia?
Producenci oprogramowania, agenci transferowi wiedzą, że jest pełna mobilizacja, mówią, że są przygotowani. Do wdrożenia PPK intensywnie przygotowują się też duże firmy, które zatrudniają ponad 250 osób, czyli te, które w pierwszej fali wchodzą do programu. Jest ich niemal 4100. Pamiętajmy, że 1 lipca to jest moment, od którego firmy mogą zapisywać się do programu, a my musimy być ze wszystkim gotowi, ale ostateczny termin, do którego pracodawcy będą podpisywać umowy z instytucjami finansowymi i zgłaszać pracowników do ewidencji, to jest przełom października i listopada, więc mają trochę czasu. Pierwsze składki od firm, które podpiszą umowę zaraz po starcie PPK, mogą wpłynąć już w sierpniu.
Czy założenie przez część firm pracowniczych planów emerytalnych to nie jest świadectwo braku zaufania do PPK? Są opinie, że ten program oznacza zbyt duże koszty dla pracodawcy?
Pracodawca w PPK ma obowiązkowy koszt w wysokości 1,5 proc. pensji pracownika, natomiast w PPE, które zwalnia z PPK, taka składka musi wynosić 3,5 proc. Traktuję to więc jako wolny wybór firm, a nie jako ucieczkę przed PPK. Natomiast liczy się to, że ludzie będą mieli oszczędności na czas, kiedy nie będą mogli pracować ze względu na wiek.
Ilu pracowników może być w pierwszym rzucie objętych PPK? Jaka będzie partycypacja?
Od 1 lipca do programu ma szansę wejść ok. 3,5 mln pracowników. Ilu to zrobi, trudno precyzyjnie przewidzieć. Wydaje się, że w tej pierwszej fali może być nieco większa partycypacja, później w mniejszych firmach może ona nieco maleć. Duże firmy – co do zasady – płacą lepiej, więc wrażliwość ludzi na ewentualną utratę dochodu z tytułu składki jest pewnie nieco mniejsza. Zakładamy, że ostatecznie w PPK do 2021 r. znajdzie się ok. 5,5 mln pracowników. To dość konserwatywny scenariusz. Ludzie będą się przekonywać do PPK stopniowo, gdy zobaczą, że na ich kontach gromadzą się pieniądze. To będzie zachęcać do przystąpienia do PPK. Pojawią się jakieś zwroty, część osób wypłaci pieniądze po roku albo po dwóch latach i to będzie obniżać drugą blokadę, czyli obawy, że ktoś te pieniądze zabierze, jak to było za poprzedniego rządu z otwartymi funduszami emerytalnymi. Ludzi będą widzieć, że to ich prywatne środki.
Czy macie sygnały, jak będzie wyglądała ta pierwsza fala w firmach? Czy jest duże zainteresowanie wśród pracowników?
Prowadzimy rozmowy z przedstawicielami firm i to, co zauważamy, to lęk, że powtórzy się sytuacja z OFE. O to pytają pracownicy. Jest wiele firm dużych, które są wręcz entuzjastycznie nastawione do tego pomysłu. Część podchodzi neutralnie – zobaczymy, co będzie. Niespecjalnie słychać głosy, że to zły pomysł i że firmy będą z dystansem objaśniać go swoim pracownikom.
Trudno, żeby wam to ktoś mówił w oczy, ale generalnie jest to podwyżka kosztów pracy dla firm. To może być największy zgryz.
Pamiętajmy jednak, że w trakcie konsultacji wszystkie organizacje pracodawców poparły ten projekt. Koniunktura jest dobra, rynek pracy dla pracodawców coraz trudniejszy, a PPK można oferować jako korzyść dla pracownika. I pamiętajmy też o skali. Jeśli założymy, że partycypacja będzie na poziomie 50–60 proc., to będzie to wzrost kosztów nie o 1,5 proc. funduszu wynagrodzeń, ale o 0,8–0,9 proc. Dla firmy, która wypłaca w postaci wynagrodzeń kilkanaście czy kilkadziesiąt milionów złotych, takie obciążenie nie wydaje się duże. Pamiętajmy też, że ustawa została uchwalona w listopadzie ub.r. i firmy w budżetach zaplanowały te pieniądze. To nie wzbudza dużych emocji.
Czy widać w ofertach firm, które będą prowadzić PPK, coś w rodzaju wojny cenowej czy dumpingu, jeśli chodzi o opłaty?
Nie nazwałbym tego dumpingiem. Wydaje mi się, że wszyscy wyciągnęliśmy wnioski – i ustawodawca, i te firmy – z lekcji, jaką były OFE. Ustawodawca bardzo wyraźnie limituje koszty, jakie zarządzający mogą pobrać od swoich klientów – przypomnę, że jest to 0,5 proc. od aktywów w skali roku plus 0,1 proc. za dobre wyniki, czyli razem 0,6 proc. Gdy startowały OFE, były PTE, które na wejściu pobierały 10 proc. W tej chwili w OFE ta prowizja od składki jest na poziomie ok. 2 proc., do tego jeszcze dochodzą opłaty za zarządzanie. To jest nadal kilka razy więcej niż to, co mamy w PPK. Ta lekcja wpłynęła również na rynek w ten sposób, że w ofertach średni poziom opłat to 0,4 proc. Czyli rynek zareagował na te doświadczenia Polaków i sam obniżył pobierane opłaty.
Dlatego mówię o swego rodzaju dumpingu, bo jednak nie ma darmowych obiadów. A są firmy, które obiecują, że nie będą pobierały żadnych opłat. Z czego będą żyć?
Pamiętajmy, że one deklarują, że nie będą pobierały opłat na początku, kiedy i tak aktywów nie będzie dużo. W związku z tym jest to swego rodzaju zabieg marketingowy i ja nie mam nic przeciwko temu. Niepobieranie 0,5 proc. od niewielkich aktywów to nie jest jakaś wymierna strata. Natomiast dobre jest to, że firmy nastawiają się na długi marsz, żeby w przyszłości rosnąć. Dla wielu z nich, zwłaszcza w grupach kapitałowych, sam fakt, że klient przychodzi, jest ważny. Pozyskanie go na rynku – jak wiemy – kosztuje. A dzięki PPK można mu zaoferować również inne produkty: bankowe, ubezpieczenie na życie, dodatkowe ubezpieczenie emerytalne.
Pracodawcy mogą wykorzystać moment negocjacji do uzyskania innych korzyści, np. zmniejszenia opłat za konta firmowe?
Pracodawcy nie mogą otrzymywać korzyści z tytułu wyboru określonego podmiotu, tak mówią przepisy. Natomiast pewną ofertę mogą otrzymać pracownicy. I docierają do nas sygnały, że niektórzy pracodawcy pytają, co jeszcze ich pracownicy ewentualnie mogą otrzymać – ubezpieczenie, np. zdrowotne, czy ubezpieczenie grupowe na życie.
Czy wiadomo, jaki jest udział pracowników w negocjacjach? Czy zdarzają się skargi, np. że pracodawca ich ignoruje w tej procedurze.
Nie, pracodawcy bardzo poważnie do tego podchodzą, wiedzą, że to jest też kwestia prestiżu. Ale też powtarzamy na szkoleniach, że ten proces powinien być sformalizowany – pracodawca prowadzi protokoły ze spotkań, konsultuje, bo to jest też wymóg ustawowy. Natomiast dopiero lipiec, a nawet sierpień to będzie bardziej czas, kiedy pracodawcy będą konsultować decyzje z przedstawicielami pracowników.
Wiele z firm, które wejdą do programu jako pierwsze, to państwowe kolosy. I po stronie firm, które będą zakładały PPK, i po stronie zarządzających. Czy nie grozi nam dominacja takiego państwowego „kombo”?
Dużo firm z udziałem Skarbu Państwa czy kontrolowanych przez Skarb Państwa ma jednak PPE. Ale wchodzą też duzi gracze prywatni. Bo np. będzie to jedna z detalicznych sieci, która zatrudnia kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Pracodawcy dążą do pokazywania PPK jako pewnego bonusu. Bo oprócz tego, że muszą zapłacić 1,5 proc., dodatkowo ustawa przewiduje, że mogą też elastycznie podnosić składki. Mogą powiedzieć np., że ci, którzy pracują co najmniej trzy lata, będą mieć 1,7 czy 2 proc. To buduje lojalność załogi.
Są takie propozycje?
To jest na razie na etapie konsultacji wewnątrz firm, one nie wychodzą z tym do nas, ale w rozmowach, powiedzmy, kuluarowych słychać, że pracodawcy zastanawiają się, w jaki sposób potraktować to jako bonus.
Jak jest z rozporządzeniem dotyczącym deklaracji o rezygnacji z uczestnictwa PPK. Czy to, że jest podpisane przez minister Czerwińską, a opublikowane już po jej odejściu z rządu może powodować jego nieważność?
Absolutnie nie. Odsyłam do stanowiska Rządowego Centrum Legislacji w tej sprawie. Zauważa ono, że „rozporządzenie Ministra Finansów z dnia 12 czerwca 2019 r. w sprawie deklaracji o rezygnacji z dokonywania wpłat do pracowniczych planów kapitałowych zostało zweryfikowane zgodnie z obowiązującymi procedurami. Pod tym rozporządzeniem 30 maja 2019 r. podpis złożyła Teresa Czerwińska, pełniąca wówczas urząd Ministra Finansów. Ponadto akt ten podpisał w porozumieniu 12 czerwca 2019 r. Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. W tych okolicznościach należy zauważyć, że w przypadku gdy rozporządzenie jest wydawane w porozumieniu z innym ministrem, zgodnie z § 120 ust. 3 zdanie drugie Zasad techniki prawodawczej, za datę rozporządzenia przyjmuje się datę jego podpisania przez organ współuczestniczący w jego wydaniu. Zatem rozporządzenie Ministra Finansów zostało prawidłowo datowane na 12 czerwca 2019 r.”. Tym samym: rozporządzenie jest wydane prawidłowo, wzór deklaracji o rezygnacji jest ważny, a sprawa jest zamknięta.