Przed ogłoszeniem wyników pierwszych po reformie egzaminów na koniec podstawówki pojawiło się kilka teorii spiskowych. Jedna głosiła, że testy będą tak przygotowane, żeby lepiej wypadły dzieci po ósmej klasie. Po to, żeby móc się pochwalić, jak świetnie przygotowano reformę edukacji.
Według drugiej miało być wręcz odwrotnie – egzamin będzie makabrycznie trudny – głównie po to, żeby jak najwięcej dzieci wysłać do zawodówek. Postanowiliśmy zweryfikować te tezy, przyglądając się wynikom egzaminów.
Jeden z zaskakujących wniosków jest taki, że to jednak gimnazja były bardziej egalitarne. Taki wniosek płynie z porównania egzaminu gimnazjalnego z egzaminem ósmoklasisty, jeśli chodzi o rozpiętość wyników w zależności od tego, czy dzieci były z miasta, czy ze wsi. Celem wprowadzenia gimnazjów było zmniejszenie różnic między terenami miejskimi i wiejskimi. Tymczasem może się okazać, że przywrócenie ósmych klas, wbrew założeniom obecnej władzy, może te różnice zwiększyć.
W obu przypadkach zróżnicowanie średnich wyników między wsią i małymi miastami a największymi ośrodkami jest duże, ale wśród uczniów kończących gimnazjum te różnice są nieco niższe. W przypadku egzaminu z języka polskiego najniższą średnią osiągnęły dzieci uczące się w miastach do 20 tys. mieszkańców (60 proc.), a najwyższą te z największych ośrodków (67 proc.). Różnica między małymi a dużymi ośrodkami wyniosła 7 pkt. W przypadku gimnazjów najniższa średnia jest w najmniejszych miastach (61 proc.), a najwyższa w największych (67 proc.), czyli dystans jest odrobinę mniejszy.
Egzamin z matematyki pokazał, że różnica między dziećmi z ósmych klas ze wsi i małych miast (średnio 42 proc.) a tymi z największych (średnio 52 proc.) wynosi 10 pkt. W gimnazjach znów jest minimalnie niższa (średnia w szkołach wiejskich i w małych miastach to 40 proc., a w największych – 49 proc.). W przypadku angielskiego ten dystans także wypada na korzyść gimnazjów: wśród ósmoklasistów różnica między wsią (przeciętnie 52 proc.) a uczniami z największych miast (średnia 69 proc.) to aż 17 pkt. W przypadku gimnazjalistów ten dystans jest nieco mniejszy i wynosi 15 pkt (62 proc. na wsi i 77 proc. w największych miastach). Różnice może nie są duże, ale jednak za każdym razem na korzyść, jeśli chodzi o zrównywanie szans, wypadły gimnazja. Można powiedzieć, używając modnego słowa, że okazały się bardziej inkluzywne.
Nowa ośmioklasowa szkoła raczej nie wypuściła orłów albo poziom trudności egzaminów w tym roku został wyśrubowany. Widać różnicę z poprzednimi latami. Zarówno wyniki ósmoklasistów, jak i obecnych gimnazjalistów były niższe niż ich kolegów z poprzednich lat. To mogłoby dowodzić tezy, że liceum ma być dla elit – z takim hasłem Prawo i Sprawiedliwość obejmowało władzę. Średnia ze wszystkich przedmiotów była niższa w tym roku. Tego, czy test był trudniejszy, czy też może dzieci gorzej przygotowane, nie da się łatwo rozstrzygnąć. Nauczyciele nie są spójni w ocenach poziomu trudności. Nie chcą też krytykować swoich uczniów.
Jedno jest natomiast pewne: wprowadzenie podwójnego rocznika nie przysłuży się nikomu. Oto dwie historie. Pierwsza dotyczy zespołu szkół niepublicznych. Gimnazjum należące do zespołu wraz z podstawówką i liceum dwa lata temu otworzyło podwoje dla siódmej klasy. Zainteresowanie ze względu na reformę i groźbę podwójnego rocznika było ogromne. Rodzice mieli nadzieję, że ich dzieci mają dzięki temu szansę na dostanie się do liceum działającego w ramach zespołu. I będą chronione w tym najgorszym roku, kiedy o miejsca w szkołach ponadgimnazjalnych biją się dwa roczniki. W tym roku przeżyli szok, kiedy okazało się, że z 40 dzieciaków z ósmej klasy tylko trójka dostała się do tego liceum. Korowody rozwścieczonych rodziców ustawiają się w kolejce do dyrektorki gimnazjum i pytają, jak to możliwe. Jednym z powodów może być reforma: do tego liceum podostawali się akurat gimnazjaliści z tego zespołu. Dzieci, które zamiast trzech lat szkoliły się tylko dwa (w siódmej i ósmej klasie), nie były już tak dobrze przygotowane.
I kolejny przykład: Paweł, finalista (choć nie laureat) olimpiad, z bardzo wysokimi wynikami po egzaminach (w sumie otrzymał 194 pkt na 200 możliwych do zdobycia), może nie mieć szans dostania się do wymarzonej klasy i szkoły. Bardzo możliwe, że tak jak w zeszłym roku wszystkie miejsca zostaną zajęte przez laureatów olimpiad. Sęk w tym, że rok temu była jeszcze kolejna pierwsza klasa. Teraz też będzie, ale dla uczniów kończących gimnazjum. A Paweł jest po ósmej klasie.