Niemal co trzecia osoba nabywająca uprawnienia do świadczenia ostatecznie decyduje się go nie pobierać. Część nie przerywa zatrudnienia, część pozostaje przy wypłatach np. z tytułu renty.
Dziennik Gazeta Prawna
Dane ZUS dotyczące struktury wniosków emerytalnych złożonych w I kwartale tego roku pokazują trzy ciekawe zjawiska, które mogą świadczyć o nowym trendzie wśród seniorów. Po pierwsze, wśród 83 tys. osób, które od stycznia do marca złożyły wniosek o ustalenie prawa do emerytury, znacząco wzrósł odsetek tych, którym świadczenia nie są wypłacane. Obecnie wynosi 30 proc., podczas gdy jeszcze w ostatnim kwartale zeszłego roku, gdy weszły w życie przepisy o obniżonym wieku emerytalnym, było to 18 proc.
Ta grupa składa się z dwóch kategorii. Pierwszą stanowią ci, którzy choć złożyli wniosek, to nie zwolnili się z pracy (trzeba to zrobić, by otrzymać emeryturę, choć potem można zatrudnić się ponownie). Takich osób jest obecnie 18,5 proc., podczas gdy w ostatnim kwartale tamtego roku było ich 14 proc. – To optymistyczne, bo wynikające z dłuższej pracy korzyści, w postaci wyższej emerytury, są znaczące – mówi Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP.
Druga kategoria obejmuje m.in. odmowy wypłaty świadczenia z powodu źle wypełnionego wniosku. Najczęstsze są jednak przypadki, gdy dana osoba pobiera już pieniądze z innego tytułu i wzięcie emerytury wiązałoby się z ich utratą. – Może to dotyczyć np. osoby, która pobierała rentę rodzinną i nadal jest to korzystniejsze. Albo ma uprawnienia do emerytury z KRUS czy innego organu i tamto świadczenie jest wyższe – tłumaczy Wojciech Andrusiewicz, rzecznik ZUS. Jeszcze w końcówce zeszłego roku takie osoby stanowiły 3 proc. składających wnioski, w tym to już 11 proc.
Wytłumaczeniem zarówno tego, dlaczego rośnie grupa nadal pracujących czy pobierających inne świadczenia, może być spadek wysokości świadczeń. O ile przeciętna nowa emerytura dla kobiety w ostatnim kwartale zeszłego roku wyniosła 1609 zł, to w tym było to już 1549 zł. Z kolei męska wyniosła 2570 zł i była o 102 zł niższa niż wyliczona w ostatnim kwartale 2017 r.
Wytłumaczenie tego zjawiska jest proste. Obecnie wnioski składają głównie osoby kończące wiek ustawowy, czyli 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn, podczas gdy w IV kwartale 2017 r., gdy granica wieku została raptownie obniżona, były to także osoby starsze nawet o rok. Rok dłuższej pracy powoduje, że emerytura jest wyższa o 8 proc. Przeciętne wypłaty wyliczone dla I kwartału są niższe o ok. 4 proc., co świadczy o tym, że mówimy właśnie o opisywanym efekcie.
Zestawienie tych trzech zjawisk pokazuje, że uprawnieni pofatygowali się do ZUS i poprosili o wyliczenie swoich świadczeń, ale gdy je zobaczyli, doszli do wniosku, że na razie nie ma sensu iść na emeryturę. – Ponieważ świadczenie jest niskie, to nie ma dużej motywacji do jego pobierania. Tym osobom się nie spieszy, czekają na dogodny moment – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. Sytuacja na rynku pracy jest niezła, więc nie mają obaw, że na tym stracą. Przeciwnie, ich przyszła emerytura będzie rosła. To pozytywna wiadomość także dla rynku pracy.
Obniżka wieku emerytalnego przy narastających od ponad roku problemach kadrowych w firmach wielu przedsiębiorcom spędzała sen z powiek. W IV kwartale 2017 r., kiedy niższy wiek emerytalny stał się faktem, nie materializowały się obawy szefów firm. Głównie dlatego, że ponad połowa osób wnioskujących o przyznanie świadczenia emerytalnego była nieaktywna zawodowo.
Instytut Kantar Millward Brown na zlecenie Work Service sprawdził, jak nowe przepisy emerytalne wpłynęły na rynek pracy. Z ankiet przeprowadzonych w drugiej połowie stycznia tego roku wśród przedsiębiorców wynika, że tylko 13,4 proc. firm odczuło negatywne skutki odejść z pracy w związku z niższym wiekiem emerytalnym. Z badania wynika, że najmocniej odbiło się to na przedsiębiorstwach z branży produkcyjnej (22,5 proc. wskazań), a w najmniejszym stopniu było problemem dla podmiotów z sektora publicznego (6,6 proc.).
– W zdecydowanej większości pracodawcy nie odczuli masowych odejść pracowników, co potwierdzałoby interpretację danych ZUS, mówiącą o przechodzeniu na emeryturę głównie tych osób, które nie były zatrudnione – uważa Maciej Witucki, prezes Work Service.
Kilka tygodni temu zwracali już na to uwagę analitycy BZ WBK, wskazując, że dane o zatrudnieniu nie pokazują masowego odpływu seniorów z rynku pracy. Na koniec ubiegłego roku bowiem liczba wniosków emerytalnych – po obniżce wieku – sięgnęła 395 tys., z czego przyznano 313 tys. świadczeń. Według ZUS 53 proc. wnioskodawców było nieaktywnych zawodowo. To zaś oznacza, że 186 tys. osób pracowało, gdy aplikowało o emeryturę, a z tego w przypadku 54 tys. wypłatę zawieszono ze względu na kontynuację pracy.
Ekonomiści BZ WBK szacują, że ok. 40 tys. wnioskujących było bezrobotnymi. To zaś daje liczbę ok. 90 tys. nowych emerytów, którzy zrezygnowali z zatrudnienia, starając się o świadczenie. Zdaniem ekspertów brak wpływu takiej liczby osób na statystyki zatrudnienia można tłumaczyć tym, że wkrótce po uzyskaniu emerytury wróciły do pracy.
To potwierdzałoby wyniki badań, w których ponad 85 proc. pracodawców nie odczuło negatywnych efektów niższego wieku emerytalnego. Co nie znaczy, że w tym roku będzie podobnie.
Eksperci Work Service zwracają uwagę na to, że w kolejnych latach w wiek emerytalny wejdą roczniki z wyżu powojennego i masowe odejścia na emeryturę mogą jeszcze bardziej pogłębić deficyt rąk do pracy, z którym już dzisiaj zmagają się firmy.