Zmiany w obszarze systemu emerytalnego wywołują zawsze wiele emocji. Chodzi tu przecież o oszczędzanie na – miejmy nadzieję – godną jesień życia, a więc o nasze pieniądze, które w odczuciu przeciętnego Kowalskiego dziś się nam zabiera, a nie wiadomo, czy i w jakiej formie kiedyś do nas wrócą.

Władza przyzwyczaiła nas do rewolucji w tym obszarze. Budowa trzech filarów emerytalnych, utworzenie OFE czy słynny „skok na kasę” – przelanie ponad połowy środków z tych funduszy do ZUS. Teraz rząd przygotowuje kolejną reformę, a w niej dwa segmenty: likwidację OFE i nową formułę III filaru emerytalnego. W tym ostatnim punkt ciężkości ma zostać położony na pracodawców. Będzie się on bowiem opierał na obowiązkowych pracowniczych planach kapitałowych. Te mają zastąpić dzisiejsze – niezbyt popularne, ale dobrowolne – pracownicze programy emerytalne.

Oficjalnie projektu ustawy o PPK jeszcze nie ma. Jego robocze wersje przedostały się jednak do mediów. Trudno jeszcze wyrokować, w jakim kształcie propozycje zostaną przyjęte przez rząd, a następnie uchwalone. Przezorność nakazuje jednak bliżej się im przyjrzeć. Niepokój już dziś budzi specyficzna regulacja dotycząca zwolnienia z obowiązku tworzenia PPK dla tych firm, które utworzyły PPE. Dlaczego? Otóż według projektu prawo do utrzymania PPE w miejsce PPK uzyskają tylko ci pracodawcy, którzy mają co najmniej 6-miesięczny staż w opłacaniu składek do programu i to jeszcze w odpowiedniej wysokości. A biorąc pod uwagę jeden ze scenariuszy, zgodnie z którym ustawa miałaby wejść w życie 1 stycznia 2018 r., oznaczałoby to, że aby mieć wybór między PPE a PPK, największe firmy (które najwcześniej zostaną objęte nowymi regulacjami) musiałyby zakładać PPE już dziś i proces ten zakończyć do 30 czerwca. Sześciomiesięczny okres biegłby bowiem od lipca do grudnia. Miejmy nadzieję, że nie taka jest intencja projektodawców i rząd da firmom czas na decyzję, który wariant oszczędzania jest dla nich i ich pracowników korzystniejszy.