Projekt ustawy o rozszerzonej odpowiedzialności producenta odpowie, kto zbuduje system i czyje będą odpady. Interesy kluczowych graczy są w tych sprawach sprzeczne.

W najbliższych dniach spodziewane jest skierowanie do konsultacji projektu ustawy o rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP). Kluczowe kwestie, które on rozstrzygnie, to m.in. model systemu ROP oraz własność odpadów opakowaniowych. Celem ustawy jest wdrożenie od 2023 r. unijnych regulacji dotyczących odpowiedzialności biznesu za wprowadzane na rynek pudełka, butelki, paczki czy kartony.
Projekt ustawy przewidywać ma m.in. opłatę opakowaniową. W ostatnich dniach Ministerstwo Klimatu i Środowiska opublikowało ocenę skutków regulacji ex post w odniesieniu do obłożenia opłatą recyklingową plastikowych toreb na zakupy. Z analizy tej wynika, że dzięki zmianom udało się drastycznie zmniejszyć stosowanie foliówek.
Jeżeli chodzi o opłaty w nowej ustawie, to, zdaniem Andrzeja Gantnera, dyrektora generalnego Polskiej Federacji Producentów Żywności, bardzo ważne jest to, kto będzie określał standardy ekomodulacji. Czyli tego, na ile dane opakowanie jest zdatne do recyklingu i ile faktycznie zawiera surowca wtórnego. – Od tego kryterium będzie m.in. zależał poziom opłaty produktowej, dlatego niezwykle ważne jest zapisanie właściwych rozwiązań już w ustawie – akcentuje.
Jaki model ROP
Dyrektor generalny Polskiego Związku Przetwórców Tworzyw Sztucznych Robert Szyman zwraca uwagę, że najważniejsze jest to, jaki model ROP stworzymy: zbliżony do węgierskiego, gdzie finansami zarządza regulator, czy niemieckiego, gdzie przedsiębiorcy są istotnym graczem, co wpływa na efektywność systemu. – Ta fundamentalna decyzja bezpośrednio zdeterminuje koszty dla przedsiębiorców i efekty dla środowiska – argumentuje.
Także Andrzej Gantner przekonuje, że najbardziej wydajny byłby system ROP zbudowany przez przedsiębiorców. Jego zdaniem można też wyobrazić sobie model hybrydowy, z udziałem wprowadzających. – Bardzo ważne jest jednak to, by mieli oni jakąkolwiek kontrolę nad powiązaniem kosztów z efektywnością – podkreśla.
– Jeżeli system będzie polegał na tym, że pieniądze dostaną gminy, to muszą być bezpieczniki gwarantujące racjonalność ekonomiczną organizacji zbiórki. Nie może dojść do sytuacji, w której gmina nie będzie czuła żadnej odpowiedzialności za koszty, będzie mogła tworzyć bardzo drogie systemy zbiórki, wychodząc z założenia, że wprowadzający i tak za to zapłacą – wskazuje Gantner. Inna bardzo ważna kwestia, jak dodaje, to ochrona firm przed tzw. finansowaniem krzyżowym, czyli przed tym, że ich pieniądze pójdą na zbiórkę np. bioodpadów, odpadów komunalnych czy innych rodzajów opakowań.
Jak zrealizować zasadę kosztu netto
Jak wymienia Andrzej Gantner, kolejna sprawa to zasada kosztu netto, zgodnie z którą sprzedaż zebranych surowców obniża opłatę produktową wprowadzającego. W jego ocenie, jeżeli ta zasada ma być zachowana, najlepiej by odpady należały do wprowadzających.
– Dla całej gospodarki, w tym konsumentów, byłoby optymalnie, aby własność odpadów opakowaniowych (bo tylko takie są objęte systemem ROP), a także odpowiedzialność organizacyjna i finansowa spoczywała na przedsiębiorcach – potwierdza Robert Szyman. Jak dodaje, firmy są gotowe ponosić koszty zarządzania odpadami opakowaniowymi, ale oczekują realnego wpływu na organizację i funkcjonowanie systemu.
On również odwołuje się do tego, że zgodnie z dyrektywą unijną wartość odpadów opakowaniowych powinna pomniejszać wkład finansowy wprowadzających z tytułu ROP. – Gminy mają wiele do zrobienia w odniesieniu do ok. 75 proc. pozostałych odpadów komunalnych, co jest poważnym wyzwaniem. W ich gestii pozostają nadal odpady bio, zielone i ponadgabarytowe, a także odpady zmieszane, których masa powinna być minimalizowana do poziomu odpadów resztkowych – zauważa Szyman.
Zupełnie inne stanowisko prezentuje Szymon Dziak-Czekan, prezes Stowarzyszenia Polski Recykling. W jego ocenie producenci opakowań starają się zebrać z rynku jak najwięcej dobrego jakościowo i łatwego w odzysku surowca. – Biznesowo jest to działanie zrozumiałe. Problem polega na tym, że wprowadzający to głównie zagraniczne koncerny i takie działanie niszczy konkurencyjność polskich, działających w regionach firm – uważa. Dlatego, jego zdaniem, własność odpadów powinna pozostać w gminach. – Firmy wprowadzające opakowania na rynek mają możliwość wywiązywania się z obowiązku recyklingu samodzielnie i liczymy na to, że taka możliwość w projekcie pozostanie – wskazuje.
Z kolei wiceprezydent Gdańska Piotr Grzelak, przewodniczący Zespołu Unii Metropolii Polskich ds. Odpadów Komunalnych, zwraca uwagę, by nie mieszać pojęcia własności odpadów w rozumieniu ustawy o odpadach (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 779) i władztwa nad odpadami, czyli odpowiedzialności za ich zagospodarowanie wynikającej z ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminie (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 888).
Jak wyjaśnia, o ile własność odpadów zawsze powiązana jest z ich posiadaczem, o tyle władztwo nad nimi ma znacznie szersze znaczenie. – W Polsce władztwo nad odpadami mają gminy. Na samorządy nałożono szerokie obowiązki, począwszy od zorganizowania odbioru wytworzonych na ich terenie odpadów komunalnych, zagospodarowaniu ich w gminnych (najczęściej) instalacjach po osiągnięcie wymaganych poziomów recyklingu. Dlatego, dopóki ta koncepcja nie zmieni się i gminy będą finansowo odpowiadać za nieosiągnięcie poziomów, władztwo powinno zostać przy gminie – zaznacza.
Piotr Grzelak uważa, że już dzisiaj gminy ponoszą odpowiedzialność za błędne rozwiązania na szczeblu krajowym (brak instalacji do zagospodarowywania, a zwłaszcza recyklingu odpadów, zmienność prawa, brak ROP-u itp.). – Pozbawienie ich władztwa nad odpadami przy jednoczesnym pozostawieniu odpowiedzialności za poziomy byłoby rozwiązaniem wyjątkowo złym dla samorządów – podkreśla.
– Nie zgadzam się z propozycjami, by władztwo nad odpadami zostało wyłączone z gmin. Uważam, że samorządy, w zakresie swoich podstawowych kompetencji, muszą mieć pole manewru. Dotyczy to kanalizacji, wodociągów czy właśnie gospodarki odpadami – ucina wiceminister klimatu i środowiska Jacek Ozdoba.
I tak czeka nas rewolucja
Jak podkreśla Andrzej Gantner, niezależnie od tego, jaki ostateczny kształt przyjmie ustawa, czeka nas prawdziwa rewolucja w systemie gospodarki odpadami opakowaniowymi. Według niego koszty z nią związane nie dotyczą tylko samych opłat, ale również konieczności dokonania licznych inwestycji, zarówno w ekomodulację, instalacje do recyklingu i nowe techniki recyklingu, np. recykling chemiczny.
– Samo tylko zbudowanie systemu depozytowego zbierającego opakowania PET i puszki po napojach to inwestycja rzędu 500 mln zł, i to bez kosztu automatów do zbiórki. Biznes musi mieć czas, co oznacza, że ustawa nie może być wprowadzona z dnia na dzień. Im wcześniej zatem poznamy kształt ustawy, tym szybciej firmy będą mogły podjąć racjonalne decyzje inwestycyjne i finansowe – podsumowuje.
300 sztuk na tyle szacowano roczne zużycie toreb na zakupy z tworzywa sztucznego na mieszkańca przed wprowadzeniem w 2018 r. opłaty recyklingowej
9 sztuk lekkich toreb i 16 sztuk tych grubszych – mniej więcej tyle zużył przeciętnie rocznie każdy mieszkaniec w 2019 r.