Rynki mogą być najważniejszą areną amerykańskiej transformacji przynajmniej przez pierwszą połowę kadencji Bidena.
Republikanie mają duże szanse na uzyskanie większości w Senacie. Najambitniejsze plany legislacyjne Joego Bidena związane z zieloną transformacją mogą tam ugrzęznąć przynajmniej do połowy jego kadencji, kiedy kolejne wybory zdecydują o obsadzie jednej trzeciej miejsc w izbie wyższej. Nie oznacza to jednak, że Biały Dom nie ma pola manewru. – Są obszary, w których możliwości blokowania zmian w polityce klimatycznej przez Kongres będą ograniczone. Głównym takim obszarem będzie sektor finansowy. Spodziewam się, że Biden będzie dążył do wprowadzania nowych wymogów dla korporacji – i wzmocnienia tych istniejących – dotyczących planowania i raportowania finansowego, w tym w zakresie ryzyka klimatycznego – mówi DGP Alan Yu z bliskiego demokratom think tanku Center for American Progress.
Zmusi to instytucje finansowe do większej ostrożności i szybszego pozbywania się ryzykownych brudnych aktywów. Pośrednio wpłynie też na strategie koncernów, które będą się zmagać z coraz większymi trudnościami z finansowaniem w przypadku, gdy ich bilanse obciążać będą paliwa kopalne. To kolejna obok dyplomacji dziedzina, w której specjalny pełnomocnik ds. klimatycznych John Kerry otrzymał zadanie odzyskania dla USA roli lidera. Stany Zjednoczone włączą się też – zdaniem Yu – w międzynarodowe wysiłki zmierzające do koordynacji tego typu standardów. Kluczowymi partnerami dla Waszyngtonu będą pod tym względem Unia Europejska i Wielka Brytania.
Według części ekspertów prezydent będzie mógł wykorzystać w tym celu regulacje dla rynków wprowadzone na fali kryzysu finansowego sprzed dekady. Władze federalne mogą też wpłynąć na podlegające sobie agencje, aby w większym stopniu uwzględniały one wymogi klimatyczne w swoich zakupach i inwestycjach. Inna możliwość przewiduje mobilizowanie zielonych inwestycji w kraju i za granicą przez modyfikowanie istniejących programów dotacji i pożyczek, np. dla transportu. Zgodnie z dotychczasowymi zapowiedziami Biden może podnieść normy dla paliw, nałożyć limity emisji metanu na projekty gazowe i naftowe, przyjąć nowe wymogi ekologiczne dla inwestycji rządowych lub wymagających zgody instytucji federalnych oraz rozszerzyć tereny chronione ze względu na wartość przyrodniczą. Docelowo różne formy ochrony miałyby objąć 30 proc. amerykańskich ziem i wód.
Biden przeorganizuje też zapewne niedofinansowaną od lat rządową Agencję Ochrony Środowiska (EPA), którą w okresie prezydentury Donalda Trumpa zaangażowano w politykę znoszenia regulacji środowiskowych i walkę ze stanami próbującymi realizować zieloną transformację na własną rękę. Na czele EPA stanie najprawdopodobniej Mary Nichols, wieloletnia szefowa Kalifornijskiej Rady Zasobów Powietrznych, której przypisuje się część sukcesów tego stanu w dziedzinie polityki klimatycznej. Najważniejszym narzędziem, które może być wykorzystane do zielonego zwrotu, będą przyszłoroczne pakiety stymulacyjne dla gospodarki.
W tej sferze można spodziewać się obniżenia ambicji względem wyborczych obietnic Bidena, który zapowiadał zielone inwestycje o wartości 2 bln dol. Mimo wszystko – jak wskazuje amerykański „Axios” – subsydia dla zielonej energii i innych proklimatycznych rozwiązań mają bez porównania większe szanse na uzyskanie aprobaty Kongresu niż systemowe uderzenie w paliwa kopalne w formie podatku węglowego czy innych opłat za emisje. Bez tego drugiego komponentu trudno jednak sobie wyobrazić realizację celu neutralności klimatycznej do 2050 r. czy bezemisyjnego wytwarzania prądu do 2035 r., które deklarował Biden.
Szczególna rola w przekonywaniu republikanów i kreatywnym wykorzystywaniu istniejących narzędzi do forsowania zielonej odbudowy gospodarki przypadnie Departamentowi Skarbu pod wodzą byłej szefowej systemu banków centralnych Janet Yellen, która uchodzi za polityczkę wrażliwą na sprawy klimatyczne. Przyszła sekretarz była jedną z założycielek Rady Przywództwa Klimatycznego, która lobbowała za podatkiem węglowym. Komentatorzy zgadzają się jednak, że droga, jaka roztacza się przed Bidenem, jest wyboista, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę możliwość podważania jego decyzji w sądach. Ostateczną instancją w wielu sprawach będzie Sąd Najwyższy, w którym przewagę mają konserwatywni sędziowie.