Proekologiczni aktywiści krytykują politykę kadrową demokraty.
DGP
– Prezydent elekt słusznie zamierza wrócić do porozumienia paryskiego (klimatycznego ‒ red.) w pierwszym dniu prezydentury. Słusznie uznaje też, że sam Paryż nie wystarczy. Wszystkie narody muszą podnieść swoje ambicje, inaczej wszyscy przegramy. A nie ma takiej możliwości, żebyśmy przegrali – podkreślił we wtorek John Kerry, który ma być specjalnym pełnomocnikiem Joego Bidena ds. negocjacji klimatycznych. Zapowiedź nominacji byłego sekretarza stanu w administracji Baracka Obamy i współautora porozumienia z Paryża w największym stopniu przykuła uwagę mediów.
Komentatorzy orzekli, że Kerry jest najwyższym rangą i najbardziej doświadczonym politykiem, który znajdzie się w ekipie przyszłego prezydenta. Zwrócili też uwagę, że będzie on podlegał Bidenowi bezpośrednio i znajdzie się w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego.
– Żaden kraj nie jest w stanie samodzielnie zmierzyć się z tym wyzwaniem (jakim jest kryzys klimatyczny – red.). Nawet USA, mimo wielkości naszego przemysłu, odpowiadają zaledwie za 13 proc. globalnych emisji. Żeby zakończyć ten kryzys, cały świat musi być solidarny – mówił Kerry po ogłoszeniu jego planowanej nominacji.
Nie ma wątpliwości, że w otoczeniu Bidena istnieje wola odzyskania dla Waszyngtonu roli klimatycznego lidera. Dodatkowo za finanse państwa ma odpowiadać Janet Yellen, była szefowa Rezerwy Federalnej, która uchodzi za zwolenniczkę progresywnych rozwiązań, w tym podatku węglowego. Według części komentatorów jej resort mógłby stać się jednym z czempionów zielonego zwrotu. Oprócz Kerry’ego i Yellen w Białym Domu ma także specjalny koordynator odpowiedzialny za krajową politykę klimatyczną. Jego nazwisko ma zostać ogłoszone w przyszłym miesiącu.
Jednakże w otoczeniu Bidena nie brakuje postaci, które nie budzą entuzjazmu przedstawicieli ruchu klimatycznego. Do bezpośredniego zaplecza Bidena w Białym Domu będzie należeć m.in. Cedric Richmond, kongresmen z Luizjany, któremu ekolodzy wytykają przyjmowanie hojnych donacji wyborczych od sektora paliw kopalnych. Oprócz funkcji doradcy prezydenta ma on odpowiadać za komunikację między Białym Domem a grupami interesu. – Odczuwamy to jak zdradę, że jedna z pierwszych osób zatrudnionych przez prezydenta elekta do nowej administracji przyjęła w swojej karierze w Kongresie więcej funduszy od przemysłu paliw kopalnych niż jakikolwiek inny demokrata. (On – red.) „przytulał się” do wielkich koncernów naftowych i gazowych (…). Jest to błąd i afront wobec młodych ludzi, którzy umożliwili Bidenowi zwycięstwo – oświadczył lider Sunrise Movement Varshini Prakash. Na krótkiej liście kandydatów do objęcia teki sekretarza ds. energii jest z kolei były szef tego resortu w gabinecie Obamy Ernest Moniz, któremu zarzuca się liczne powiązania z koncernami energetycznymi. Obecnie zasiada we władzach jednej z największych spółek sektora, Southern Company, a w przeszłości współpracował też m.in. z BP.
Dla ekolewicy rozczarowaniem jest też to, że w nowej administracji nie znalazło się miejsce dla progresywnych kontrkandydatów Bidena Elizabeth Warren i Berniego Sandersa, który wspólnie z Kerrym kierował w kampanii zespołem doradców klimatycznych.
Broni nie złożą też z pewnością potężne grupy lobbystyczne. We wtorek jedna z nich, Amerykański Instytut Naftowy, zapowiedziała, że wykorzysta wszelkie narzędzia, w tym prawne, aby powstrzymać realizację zapowiedzi Bidena dotyczących ograniczenia wydobycia ropy i gazu z odwiertów na gruntach federalnych.