Węgry przystąpią do inicjatywy klimatycznej Komisji Europejskiej. To było pewne i to pomimo dobiegających z Budapesztu jeszcze przed ubiegłotygodniowym szczytem w Brukseli głosów niezadowolenia.
Węgry zdecydowały się na taki krok, bo im się to opłaca. Przystępują do porozumienia, bo już realizują wytyczne dotyczące osiągania neutralności klimatycznej.
Warto pamiętać, że rok temu węgierskie władze zadeklarowały, że do 2030 r. zrezygnują z wykorzystywania węgla przy produkcji energii. Wytyczne KE dotyczące udziału OZE w miksie energetycznym wynosiły 13 proc. Obecnie jest to już 14 proc. i wskaźnik ten stale rośnie. Ponad połowę użycia energii odnawialnej stanowi biomasa, stosowana m.in. w elektrowni Mátra. Pozostały znaczący udział to energia słoneczna i geotermalna.
Węgierskie władze już na wstępie wskazały, że popierają działania zmierzające do przeciwdziałania zmianom klimatu. Jednak swoje stanowisko uzależniały od czterech kwestii: po pierwsze, aby koszt transformacji nie został przerzucony na uboższe państwa; po drugie, by transformacja nie wywołała wzrostu cen energii i żywności, które uderzą w obywateli; po trzecie zabezpieczenia dodatkowych środków w ramach funduszu spójności i po czwarte – aby UE wspierała dalszy rozwój technologii nuklearnej.
Na każdym z tych obszarów Budapeszt ma swoje interesy. Z racji tego, że ceny energii są na Węgrzech kształtowane odgórnie. Obecnie są one zamrożone, a państwo, przyjmując rolę aktywnego regulatora cen, może Węgrom niejako rekompensować koszty poprzez stopniowe i długotrwałe obniżki cen. Co nie generuje specjalnego kosztu dla budżetu.
Węgrom w debacie o zielonym projekcie KE zależało, by antynuklearne tendencje zostały zahamowane. Chodzi głównie o Niemcy oraz oprotestowującą rozbudowę elektrowni atomowej w Paks Austrię. Tymczasem Paks daje gwarancje nie tylko na rozbudowę elektrowni, która produkuje prawie całą energię elektryczną na Węgrzech, lecz także zabezpiecza interesy Rosatomu – a zatem Rosji. Na tym także zależy Węgrom. Wreszcie fundusz spójności – zwiększenie jego wielkości jest jednym z priorytetów węgierskich negocjacji nad unijnym budżetem. Stając w szeregu z mainstreamem, Węgrzy liczą, że instytucje europejskie przymkną oko na kolejne inicjatywy uderzające w praworządność (pisaliśmy o nich w DGP w ubiegłym tygodniu).
Jako ciekawostkę wskazać można, że kwestia przeciwdziałania zmianom klimatycznym – jak mało co – zyskała aprobatę wszystkich ugrupowań politycznych. O ile w przypadku liberałów, lewicy i zielonych było to oczywiste, o tyle w przypadku Jobbiku już niekoniecznie. Przemawiający w imieniu partii Márton Gyöngyösi mówił, że potrzebne są nawet ambitniejsze cele.
Podsumowując szczyt w Brukseli, Viktor Orbán powiedział, że udało się zabezpieczyć na razie tyle, że wysoką ceną za zielony ład nie zostaną obciążone biedniejsze państwa. „To jeszcze nie zwycięstwo, ale jesteśmy na dobrej drodze porozumienia” – zakończył węgierski przywódca.