Po interwencji samorządów resort środowiska wycofuje się z bardziej radykalnych pomysłów, które miały uzdrowić gospodarkę odpadami. To krok w dobrą stronę, lecz nie rozwiązanie systemowych problemów.
Trwa przeciąganie liny między samorządowcami a Ministerstwem Środowiska, które próbuje zreformować szwankujący od lat system selektywnej zbiórki odpadów w gminach i zbliżyć nas do unijnych poziomów recyklingu. Panaceum na obecny stan rzeczy ma być nowelizacja ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (Dz.U. z 2018 r. poz. 1454 ze zm.), której drugi projekt – po wielu uwagach samorządowców – przedstawiono w zeszłym miesiącu. Bardzo zmienił się on w stosunku do pierwotnej wersji.
Szkopuł w tym, że zanim samorządowcy zdążyli się przyzwyczaić do przedstawionych w nim pomysłów, dowiedzieli się, że szykują się w nim dalsze zmiany. Na ostatnim posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego zapowiedziała je dyrektor departamentu gospodarki odpadami w resorcie środowiska Magda Gosk. Z jej słów wynika, że ministerstwo zamierza wycofać się z dwóch pomysłów do tej pory najgłośniej krytykowanych przez samorządowców.

Mniej radykalne stawki

Pierwszym było obligatoryjne podniesienie stawek za odbiór odpadów od mieszkańców, którzy ich nie segregują. Zgodnie z pierwotnymi planami mieliby oni płacić cztery razy więcej niż ich bardziej ekologiczni sąsiedzi. Najnowsza propozycja przedstawiona na KWRiST zakłada, że będzie po staremu – dziś kwoty muszą być „tylko” dwukrotnie wyższe.
To zaskakująca zmiana. Zwłaszcza że od samego początku prac nad nowelizacją ministerstwo obstawało przy podwyżce. Tak radykalny skok miał zachęcić wielu mieszkańców do segregacji i wynikających z niej oszczędności. Dziś resort twierdzi, że dwukrotność wystarczy, by zmobilizować mieszkańców.
Zdaniem Związku Miast Polskich to dobrze, że ministerstwo chce spuścić z tonu. Związek zwraca uwagę, że najwyższe nawet opłaty nie pomogą, kiedy zawodzi egzekucja przepisów. A ta jest szczególnie utrudniona, gdy przychodzi rozliczać i sprawdzać, kto segreguje, a kto tylko deklaruje, że to robi, w przypadku zabudowy wielorodzinnej.
Samorządowcy z ZMP chcieliby jednak, żeby resort poszedł krok dalej. Przekonują, że należałoby w ogóle odejść od sztywnego ustalania dwukrotności, a w to miejsce wprowadzić jedynie minimalną różnicę pomiędzy stawkami.

Bez współfinansowania

Resort chce też zrezygnować z przepisów, które pozwoliłyby gminom oficjalnie dopłacać do systemu gospodarki odpadami. Dzisiaj, zgodnie z przepisami, gminy nie powinny tego robić, bo system ma się samofinansować z opłat pobieranych od mieszkańców. W praktyce wiele miast ma jednak problem ze zbilansowaniem przychodów i wydatków.
Chociaż o takie rozwiązanie – jak przekonywał wiceminister Sławomir Mazurek – zabiegali sami samorządowcy, to zdaniem m.in. Związku Miast Polskich i Związku Gmin Wiejskich RP, choć krótkoterminowo korzystne, byłoby ono jednak fatalne w skutkach. Dlaczego? Bo presja mieszkańców na utrzymanie stawek na niezmienionym poziomie (a w niektórych gminach podwyżek nie było od 2012 r.) byłaby na tyle duża, że dopłaty stałyby się powszechne. Zdaniem Leszka Świętalskiego z ZGWRP byłoby to jednak konserwowanie obecnego, niespinającego się finansowo systemu.
– A im dłużej by się on utrzymywał, ze stratą dla innych sfer działalności samorządu, np. szkół czy dróg, tym trudniej byłoby odciąć tę finansową kroplówkę – mówi ekspert.
Stąd też ministerstwo proponuje teraz, by samorządy mogły dopłacać, ale pod warunkiem że przeznaczane na gospodarkę komunalną środki pochodziłyby ze sprzedaży selektywnie zebranych surowców. Innymi słowy: to, co gmina zaoszczędzi na selektywnej zbiórce (np. sprzeda wyselekcjonowaną makulaturę do papierni), będzie mogła przeznaczyć na załatanie dziur w systemie. Założenie jest bowiem takie, że im lepiej gmina organizuje odbiór odpadów na swoim terenie, tym lepszy (najczęściej po prostu czystszy) surowiec ona lub zaangażowana w odbiór firma może przekazać dalej, sprzedając do recyklera.
– Te właśnie przychody mogłyby zostać wykorzystane, aby zmniejszyć opłaty nakładane na mieszkańców. Dostaną oni wtedy mocny sygnał, że warto podejmować wysiłek i segregować odpady – argumentowała dyrektor Gosk.

Systemowe problemy

Andrzej Porawski, dyrektor biura Związku Miast Polskich, uważa to ograniczenie za słuszny kierunek, który nie podważa fundamentalnej zasady określonej w przepisach, że to „zanieczyszczający płaci” (w tym przypadku są to mieszkańcy, nie gmina).
Inni eksperci zwracają jednak uwagę, że przy obecnej koniunkturze na rynku odpadowym rozwiązanie proponowane przez ministerstwo jest utopijne i w praktyce niewiele gmin z niego skorzysta. Powód jest prozaiczny – popyt na wiele surowców jest znikomy.
Jak mówi Piotr Szewczyk, przewodniczący Rady Regionalnych Instalacji Przetwarzania Odpadów Komunalnych, nie sposób dziś obronić tezy, że na recyklingu można zarabiać. – To mit, bo o ile papier, szkło czy metal można jeszcze sprzedać z zyskiem, to od 30 do 50 proc. tworzyw sztucznych już nie. Kilka lat temu za tonę odpadów foliowych można było uzyskać 600 zł. Dziś 280 zł. A liczba odpadów rośnie – wymienia ekspert.
Stąd też samorządowcy głośno apelują do ministerstwa, by to nie skupiało się wyłącznie na doprecyzowaniu obowiązków i przepisów dotyczących gmin, ale aby jak najpilniej zreformowało cały system gospodarki odpadami i włączyło do niego szeroko rozumiany biznes. Jednym z takich rozwiązań mogłoby być nałożenie powszechnego podatku lub opłaty recyklingowej na szeroką gamę opakowań i produktów jednorazowych, tak jak ma to miejsce w innych krajach UE.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że Ministerstwo Środowiska rozważa wprowadzenie takich przepisów. W resorcie ma też zostać powołany zespół ds. wdrożenia tzw. rozszerzonej odpowiedzialności producenta, czyli regulacji wynikających z unijnych dyrektyw, które wymuszają większe wsparcie finansowe ze strony wprowadzających produkty na rynek i to ich – a nie tylko gminy – obciążają kosztami sprzątania środowiska.

To nie koniec dokręcania śruby

Odpady łatwopalne nie będą mogły być przetrzymywane pod gołym niebem. Będą musiały być zabezpieczone przed wpływem czynników atmosferycznych, najlepiej w szczelnych pojemnikach lub kontenerach. To tylko jeden z nowych wymogów, które znalazły się w projekcie rozporządzenia w sprawie szczegółowych wymagań dla magazynowania odpadów. To kolejny już akt wykonawczy do znowelizowanej ustawy o odpadach (Dz.U. z 2018 r. poz. 992). Jest ona drugim filarem, na którym resort środowiska chce zbudować lepszy system komunalny. Najnowszy projekt, podobnie jak ustawa, ma ukrócić patologie, tj. pożary magazynów i powstawanie dzikich wysypisk. Eksperci są zgodni, że zmiany te poskutkują wzrostem kosztów branży. Jak dużym? W projekcie rozporządzenia resort nie precyzuje, ile firmy i gminy zapłacą za dostosowanie się do nowych wymogów.