Z zapartym tchem (bez ironii) obejrzałam film promocyjny COP24 na profilu MSZ na YouTube. Przecierałam jednak pod koniec oczy ze zdumienia, gdy okazało się, że to o Polsce, która po raz trzeci jest gospodarzem szczytu klimatycznego ONZ, który 2 grudnia rozpocznie się w Katowicach.

Jednym z najczęstszych komentarzy, jaki widziałam w mediach społecznościowych było „oplułam/oplułem monitor”. Inne mówiły o przekłamaniach. Ale może po kolei. Skoro już wiemy, że film dotyczy Polski, to warto kilka rzeczy uporządkować.

Dwuminutowa animacja zaczyna się od naszego globu z podpisem „To jest nasz dom”. Potem już trwa podróż przez plansze mniejszej kulki, a lektorka po angielsku przekonuje, że sukces możemy osiągnąć tylko wtedy, gdy działamy razem. A potem dowiadujemy się, że jest taki kraj, w którym klimat zmienia się na lepsze i gdzie podejmuje się wysiłki na rzecz redukcji emisji gazów cieplarnianych. Trudno się do tego jakoś szczególnie przyczepić, bo akurat w protokole z Kioto zobowiązaliśmy się zredukować nasze emisje o 6 proc. w porównaniu do roku bazowego za jaki przyjmuje się 1990 r., a już w 2012 r. doszliśmy do 30 proc. Niemniej jednak na tle UE wciąż jesteśmy potęgą emisji z ponad 300 mln ton CO2 rocznie, co jest m.in. efektem bazowania gospodarki w 80 proc. na węglu, który jest najbardziej emisyjnym paliwem.

Ale wróćmy do filmu, bo im dalej w las, tym więcej drzew. Dosłownie i w przenośni. Dowiadujemy się, że nasze zalesienie to sposób na skuteczne pochłanianie CO2 (uprzedzam pytanie, nie ma nic o wycince Puszczy Białowieskiej). Ale dowiadujemy się m.in., że wdrażane są nowoczesne i przyjazne środowisku technologie wytwarzania energii. W tym miejscu jednak należałoby przypomnieć, że w 2016 r. Polska tak znowelizowała ustawę o odnawialnych źródłach energii (OZE), że wypełnienie przez nas unijnych celów udziału OZE w miksie energetycznym (15 proc.) w roku 2020 jest poważnie zagrożone i grożą nam za to wysokie kary (choć wcale nie tak muszą się nazywać). Zdanie to jest wypowiadane na tle wiatraków i paneli fotowoltaicznych. Może trzeba je po prostu traktować jak dobry prognostyk?

Z dalszej części filmu dowiadujemy się, że promujemy niskoemisyjne źródła transportu. Ja naprawdę nie chcę wchodzić w dyskusję o milionie aut elektrycznych i polskim e-samochodzie, ale warto jednak docenić, że elektryczny transport publiczny naprawdę nam się rozwija. I może czasem warto zobaczyć, że szklanka jest do połowy pełna, a nie do połowy pusta, choć oczywiście droga jest przed nami bardzo długa.

Na chwilę w filmie pojawiają się wagoniki z węglem i kopalniane szyby (widzimy tu planszę „just transition”, czyli hasa sprawiedliwej transformacji regionów pogórniczych) ale dominuje zieleń, pastelowy niebieski i biel. Całości dopełnia sympatyczny motyw muzyczny. Dowiadujemy się, że chodzi o kraj, w którym nikt nie jest zdany tylko na siebie. I że to Polska, i że mamy tu dobry klimat (nie mylić z „sorry, taki mamy klimat”).

Czyli zaserwowano nam tort z cukru oblany lukrem z posypką czekoladową (wyobrażam sobie, że musi to być okropnie słodkie). Pytanie jednak, czy ten film jest na pewno dla nas? No raczej nie. A czy inni uwierzą w tę sielankę? Być może. Ja jednak traktuję ten filmik jako reklamę. A jak wszyscy doskonale wiemy w reklamie wszystko jest przerysowane. Co oczywiście nie oznacza, że nie mamy prawa do krytyki tego spotu. Dobrze jednak, by ten temat nie przesłonił nam podczas COP24 tego, co najważniejsze, a więc zagadnienia jak poradzić sobie ze zmianami klimatu.