Ustawa o jakości paliw stałych przyjęta jednogłośnie po pierwszym czytaniu w komisji. Nowelizacja ustawy o odnawialnych źródłach energii skierowana do podkomisji.
Niemal 3,5 godziny obradowała wczoraj sejmowa komisja ds. energii i Skarbu Państwa nad dwiema ustawami, dzięki którym powietrze w Polsce ma być lepsze. Ustawa o jakości paliw stałych wprowadza m.in. zakaz sprzedaży mułów i flotokoncentratów oraz węgla brunatnego odbiorcom indywidualnym, obliguje producentów do wystawiania certyfikatów jakości węgla, by klient miał pewność, co kupuje, a także wprowadza kontrole próbek węgla w składach. Nie przewiduje jednak kontroli tego, czym Kowalski pali w domu. Sprawdzaniem próbek węgla ze składów zajmie się Inspekcja Handlowa i UOKiK, które od 2019 r. dostaną na to dodatkowe 6 mln zł.
Koszty dostosowania się spółek węglowych do nowego prawa to ok. 120 mln zł. Odbiorców indywidualnych konieczność spalania lepszego węgla ma kosztować ok. 50 mln zł rocznie. Ale w ustawie czytamy jednocześnie, że „w kosztach nie została uwzględniona marża pośredników oraz koszty transportu. Nie uwzględniono także inflacji. Nie uwzględniono wahań cen paliw na rynkach, co może mieć największy wpływ na wszystkie koszty w dalszej perspektywie czasowej”.
Wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski zapowiedział m.in. wyjątek dla mieszkańców okolic kopalni Sieniawa. Tłumaczył, że kopalnia zainwestowała w produkcję brykietu i osoby mające tam odpowiednie paleniska powinny móc z niego korzystać. Zapewnił także, że dzięki nowej ustawie określającej zawartość „węgla w węglu” unikniemy sprowadzania do Polski, także z Rosji, produktów węglopodobnych.
Pełnomocnik premiera ds. czystego powietrza Piotr Woźny podkreślił z kolei, że w obliczu wyroku TSUE dotyczącego fatalnej jakości powietrza w Polsce w latach 2007–2015 musimy jak najszybciej działać na rzecz poprawy sytuacji. – Jeśli nie udowodnimy KE, że to robimy, musimy się liczyć z karami. I zamiast wydawać pieniądze na poprawę jakości powietrza, będziemy je wpłacać do unijnego budżetu – podkreślił Woźny.
Najwięcej kontrowersji wzbudził podczas dyskusji punkt dotyczący możliwości odwieszenia przepisów ustawy na maksymalnie 60 dni, gdyby doszło do zdarzeń nadzwyczajnych.
Przy nowelizacji ustawy o OZE emocji było jeszcze więcej. Zwłaszcza przy powołaniu podkomisji, która będzie dalej analizować projekt. Okazało się bowiem, że w proponowanym 9-osobowym składzie nie będzie miejsca dla przedstawiciela PSL, ale ostatecznie skład poszerzono – znalazło się miejsce dla PSL i dodatkowego posła PiS.
Zdaniem opozycji PiS tą nowelizacją przyznaje się, że przez dwa ostatnie lata doprowadził do kryzysu na rynku zielonej energii i dobrze, że chce to teraz naprawić. – Ustawa o OZE pozwoli usunąć wątpliwości interpretacyjne i osiągnąć wymagany poziom OZE w naszym miksie energetycznym. Umożliwi poprawę bilansu wodnego, utylizację odpadów i rozwój energetyki rozproszonej – wyliczał minister Tobiszowski, który w resorcie odpowiada teraz nie tylko za sektor węglowy, ale i za OZE.
Kluczowe rozwiązania proponowane w nowelizacji to m.in. ostateczne uznanie, że w przypadku farm wiatrowych podatek od nieruchomości ma być naliczany jedynie od podstawy wiatraka, a nie od całości (gdzie najdroższa jest turbina, a podatek liczy się od wartości) oraz dopuszczenie do modernizacji już istniejących farm wiatrowych.
– Nowelizacja ustawy będzie szansą na uwolnienie olbrzymiego potencjału OZE, dlatego tak ważne jest, żeby proponowane w projekcie zapisy zostały przyjęte przez Sejm i Senat – uważa Daria Kulczycka, dyrektor Departamentu Energii i Zmian Klimatu w Konfederacji Lewiatan.
Monika Rosa, posłanka Nowoczesnej, podkreśliła, że projekt jest krokiem w dobrą stronę, ale nie rozwiązuje wszystkich problemów branży wiatrowej, jak choćby słynne 10H, czyli możliwość budowania wiatraków w odległości większej niż dziesięciokrotność wysokości masztu od zabudowań.
Producenci będą musieli wystawiać certyfikaty jakości węgla