20 gr – tyle od stycznia 2018 r. zapłacimy w sklepie za torbę foliową. Choć Ministerstwo Środowiska nie ukrywa, że wolałoby, aby ludzie w ogóle ich nie wykorzystywali.
Dla ochrony środowiska / Dziennik Gazeta Prawna
Kilka tygodni temu niemal wszystkie media obiegła informacja o wprowadzeniu nowego parapodatku. Dziennikarze jeden w drugiego informowali, że przy okazji zakupów za jednorazową torbę zapłacimy aż złotówkę.
Powód? Uchwalona 15 września nowelizacja ustawy o gospodarce opakowaniami i odpadami opakowaniowymi. Nowo dodany art. 40b ust. 1 stanowi, że maksymalna stawka opłaty recyklingowej wynosi 1 zł za lekką torbę z tworzywa sztucznego.
Ministerstwo Środowiska przekonywało, że przepis jest potrzebny z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, jednorazowe torebki są jednymi z najtrudniejszych do przetworzenia. Polacy zaś zużywają ich bardzo wiele (patrz: grafika). W efekcie ogromne pieniądze trzeba przeznaczyć na ochronę środowiska. Po drugie, Polska jest związana postanowieniami unijnej dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady nr 2015/720 dotyczącymi zmniejszenia zużycia lekkich plastikowych toreb na zakupy. Jeśli do 2019 r. byśmy nie ograniczyli zużycia foliówek, groziłyby nam wysokie kary.
Te argumenty przekonały nawet posłów opozycji, którzy początkowo grzmieli o nowym parapodatku. Ostatecznie w przytłaczającej większości zagłosowali za uchwaleniem ustawy.
Resort środowiska jednak – co zresztą zapowiadał – uznał, że nie ma potrzeby wprowadzania opłaty recyklingowej w maksymalnej wysokości. Wystarczy 20 gr od każdej foliówki. Właśnie taka stawka została wpisana w projekcie rozporządzenia, który został wczoraj opublikowany.
„Zakłada się, że opłata w wysokości 20 gr pozwoli na ograniczenie zużycia lekkich toreb na zakupy z tworzywa sztucznego, co przyczyni się do wykonania celu określonego w dyrektywie 2015/720/UE. W przypadku niewielkiego wpływu zaproponowanej stawki opłaty na ograniczenia zużycia toreb istnieje możliwość zwiększenia stawki do maksymalnej wysokości 1 zł” – czytamy w uzasadnieniu projektu.
Niektórych to jednak nie przekonuje. Adwokat Radosław Płonka, wspólnik w kancelarii Płonka Ozga oraz ekspert BCC, uważa, że wtórną kwestią jest wysokość opłaty. Najważniejszy jest sam fakt, że państwo zaczyna ingerować w stosunki, które do tej pory panowały na linii przedsiębiorca – konsument.
– Część sklepów pobierała opłaty za foliówki, inne brak opłat traktowały jako swoją przewagę nad rynkowymi konkurentami – spostrzega mec. Płonka. Jego zdaniem możemy mówić o podwójnym opodatkowaniu foliowych toreb.
– Daninę przecież odprowadza producent, który żyje z wytwarzania foliówek. A teraz płacić do budżetu państwa będą dodatkowo konsumenci. To kiepskie rozwiązanie – mówi adwokat.
Ministerstwo Środowiska twierdzi jednak, że nie ma mowy o parapodatku. Przede wszystkim nikt nie zmusza obywateli do kupowania toreb. Urzędnicy chcieliby wręcz, aby wpływ z opłat był jak najniższy. To by bowiem oznaczało większą dbałość o środowisko naturalne. Dodatkowo środki zgromadzone w ramach poboru opłaty recyklingowej mają być przeznaczane na działalność edukacyjną dotyczącą ochrony natury, np. na kampanie pokazujące szkodliwość użytkowania reklamówek.
Nowe przepisy dotyczyć będą torebek o grubości od 15 do 50 mikrometrów. To oznacza, że nadal bezpłatne będą tzw. zrywki, w które pakowane są m.in. owoce i warzywa, sery, mięsa i wędliny.
Regulacje wejdą w życie 1 stycznia 2018 r. Konfederacja Lewiatan apelowała o odroczenie terminu o 12 miesięcy. Parlamentarzyści uznali jednak, że nie ma powodu, by aż tak wydłużyć vacatio legis.
Etap legislacyjny
Po uchwaleniu przez Sejm