WYWIAD TERESA CZERWIŃSKA Cały czas mówi się o tym, że student jest kosztem. Tymczasem jest inwestycją. Jeżeli chcemy innowacyjnej gospodarki, musimy w niego inwestować
Pracują państwo nad zmianą zasad naliczania dotacji dla szkół wyższych. Co jest największym mankamentem obecnego algorytmu?
Można wskazać na dwa główne problemy, które powoduje obecny algorytm. Pierwszy to pogoń za studentem. Uczelniom opłaca się utrzymywać jak największą liczbę studentów – zarówno na wejściu, jak i wyjściu. Często dzieje się to kosztem obniżenia kryteriów przy rekrutacji. Uczelnie nie mają też motywacji do tego, aby odpowiednio w trakcie kształcenia weryfikować poziom już przyjętych studentów. M.in. dlatego w ostatniej dekadzie tytuł magistra traci sukcesywnie na wartości, a w świadomości pracodawców licencjat jest nadal równoznaczny z posiadaniem wykształcenia średniego. Obecny algorytm niestety to premiuje w zbyt dużym stopniu.
Drugi problem to poziom skomplikowania naliczania środków. Obecnie algorytm złożony jest z sześciu komponentów, na które z kolei składają się kolejne wskaźniki. Nawet same uczelnie często mają z tym problemy.
Powołaliśmy zespół, który będzie pracował nad algorytmem. Chcemy poddać analizie i symulacji zmiany parametrów, na podstawie których wyliczana jest dotacja, a także uprościć zapisy tam, gdzie jest to możliwe. Przyświecają nam dwa główne cele. Pierwszy to jakość kształcenia. Drugim jest umiędzynarodowienie.
Jak to osiągnąć?
Rozważamy zmiany na dwóch płaszczyznach – w dotacji podstawowej dla szkół wyższych, jak i w dotacji projakościowej, która jest kierowana do najlepszych uczelni. W przypadku środków uzyskiwanych z tego drugiego źródła część ekspertów skłania się ku temu, aby premiować szkoły wyższe, które zabiegają o studentów, ale też dbają o poziom przyjmowanych i poziom nauczania. Pojawia się wiele luźnych pomysłów na to, jak ten wskaźnik projakościowy najlepiej uchwycić. Jednym z nich jest np. uwzględnianie wyników maturalnych kandydatów.
Jak wyglądałoby to w praktyce?
Pomysły pojawiające się podczas prac zespołu są na etapie wstępnych koncepcji. Musimy zbadać w pierwszej kolejności możliwość ich pomiaru, tj. dostępności danych czy potencjalnej użyteczności w stosunku do obciążeń zarówno finansowych, jak i administracyjnych.
Jak jeszcze zamierzają państwo motywować uczelnie do podwyższania jakości?
Doświadczenia międzynarodowe pokazują, że czynnik jakościowy jest bardzo trudny do zmierzenia. Sprawa staje się jeszcze bardziej skomplikowana, gdy uświadomimy sobie, że musimy zadbać o stabilność finansową 132 uczelni. Dostrzegamy słabość obecnego systemu, dostrzega ją również środowisko akademickie. Stąd pojawia się wiele pomysłów, które bardzo często na etapie planowania okazują się nie do zrealizowania. Już wiemy, że nie będziemy budować oddzielnych systemów gromadzenia danych na potrzeby podziału dotacji projakościowej i podstawowej.
A co w takim razie z koncepcją dotowania uczelni na podstawie PIT absolwentów, czyli osiąganych przez nich dochodów?
Jednym z pomysłów, jakie pojawiły się w czasie prac zespołu, jest powiązanie PIT absolwenta danej uczelni z dotacją projakościową. Jednak podczas ostatniego posiedzenia zespołu doszliśmy do wniosku, że pomysł ten ma wiele wad i ostatecznie nie będziemy dalej nad nim pracowali. Niemniej uważam, że uczelnie powinny być wynagradzane, jeżeli jej absolwenci osiągają sukces na rynku pracy.
Nie wykluczam, że już na podstawie monitoringu karier zawodowych absolwentów z uwzględnieniem danych ZUS uda nam się przynajmniej w przybliżeniu określić ich sytuację na rynku pracy. Sam fakt zatrudnienia już jest pewnym wyznacznikiem. Trzeba jednak pamiętać, że ZUS gromadzi dane, które nie uwzględniają wielu obszarów rynku pracy, np. rolnictwo, w którym zajęcie znajduje w Polsce ciągle blisko 12 proc. wszystkich pracujących. Nie uwzględnia również umów o dzieło, od których nie są odprowadzane żadne składki. Wyniki monitoringu opublikujemy już w środę.
A co z dotacją podstawową?
Chcielibyśmy uprościć obecny algorytm. Jest on teraz tak szczegółowy, że do jego obliczenia potrzebne jest bardzo dużo danych, np. o strukturze zatrudnionych w uczelni czy liczbie przepracowanych przez kadrę godzin.
Padają również pomysły, aby obecny mechanizm zapewniający stabilność finansowania uczelni zastąpić innym. Jakim?
Prace są na tak wczesnym etapie, że trudno jednoznacznie przesądzić, jak będzie wyglądał ostatecznie algorytm. Przy czym pojawił się pomysł wprowadzenia do algorytmu np. rangi uczelni, czyli kategorii, którą przyznaje Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych. Problem polega na tym, że nie wszystkie uczelnie posiadają takie jednostki.
Chcą państwo, aby ocena za badania naukowe wpływała na dotację podstawową, która przyznawana jest na dydaktykę?
Tak, ponieważ to też przekłada się na jakość kształcenia. Uczelnia oferuje np. lepszych naukowców, którzy przecież też prowadzą zajęcia ze studentami.
W takim razie może warto wprowadzić do algorytmu także ocenę Polskiej Komisji Akredytacyjnej?
Trudno o tym mówić, ponieważ PKA pracuje w innej formule niż KEJN. Komitet ocenia wszystkie jednostki naukowe raz na cztery lata, w tym samym roku. Natomiast PKA ocenia tylko część wydziałów, ale co roku. Niektóre były ocenione trzy lata temu, inne dopiero będą, trudno zatem na tej podstawie porównywać uczelnie. Może gdy zostaną wypracowane nowe standardy oceny PKA, będziemy się nad tym zastanawiać.
Chcę podkreślić, że zmiany, które chcemy wprowadzić od 1 stycznia 2017 r., nie będą drastyczne. Jesteśmy w takcie prac nad nową ustawą – Prawo o szkolnictwie wyższym, w której zostanie wypracowany nowy model finansowania uczelni. W tej chwili z uwagi na to, że mamy dużo problemów związanych z dotowaniem szkół wyższych, chcemy na razie tylko skorygować obecny algorytm.
Co znajdzie się w nowej ustawie?
Jednym z jej modułów będzie finansowanie. Chcemy, aby pojawiło się nowe spojrzenie na dotowanie uczelni.
Czyli?
Trudno o tym teraz mówić, nowej ustawy jeszcze nie ma. Mogę jedynie powiedzieć, że jesteśmy za dużą autonomią uczelni w kształtowaniu gospodarki finansowej. Wierzymy w to, że szkoły wyższe najlepiej wiedzą, na co racjonalnie wydatkować pieniądze. Idealnym rozwiązaniem byłoby kilka lub kilkanaście artykułów, które ukierunkowywałyby gospodarkę finansową, natomiast nie dawałyby nakazów i zakazów. Ustawa to nie jest katalog nakazów i zakazów, ona powinna dawać możliwości kształtowania własnej polityki w granicach prawa. Stawiamy też na konsolidację uczelni publicznych i niepublicznych.
Na razie publiczne szkoły wyższe nie chcą się łączyć. Czy planują państwo wypracowanie mechanizmu do tego zachęcającego?
Już obecnie przepisy dają im takie możliwości i przewidują gratyfikacje.
Uczelnie uważają, że dodatkowe 2 proc. do dotacji to marna zachęta.
Ale to 2 proc. przez trzy kolejne lata i gwarancja, że dotacja nie będzie zmniejszana. Niektóre uczelnie, które mają trudności z pozyskaniem studentów, zyskałyby na tym. Choć obecne rozwiązanie jest już korzystne dla placówek, to będziemy je jeszcze wzmacniać. Może wzrośnie dodatkowy ów procent.
Czy środki z budżetu państwa na szkolnictwo wyższe będą zwiekszać?
Ustawowo jest zagwarantowany mechanizm wzrostu środków. Jeżeli popatrzymy na porównania międzynarodowe, należałoby oczekiwać dużo wyższego wzrostu niż ten wynikający z ustawy. Walczymy o to, aby minister finansów przeznaczył na ten sektor więcej pieniędzy. Przekazaliśmy nawet analizę, z której wynika, jak fundusze na naukę i szkolnictwo wyższe przełożyłyby się na realizację planu wicepremiera Morawieckiego.
Problem polega na tym, że cały czas mówi się o tym, że student jest kosztem. Tymczasem student to inwestycja. Jeżeli chcemy innowacyjnej gospodarki, musimy odpowiednio kształcić ludzi.
A może studia stacjonarne na uczelniach publicznych powinny być odpłatne albo współpłatne?
Normy konstytucyjne nie pozwalają na wprowadzenie takiego rozwiązania. Z tego powodu nie jest ono przedmiotem prac ministerstwa. ©?
Prof. Teresa Czerwińska, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego / Dziennik Gazeta Prawna