PiS chce wprowadzić dodatkowy nadzór oraz nowe zasady powoływania dyrektorów.
W nerwowej atmosferze nadzwyczajna komisja sejmowa rozpatrywała we wtorek propozycje zmian w ustawie o instytutach badawczych. Poselski projekt ma zwiększyć nadzór nad instytutami, wzbudził jednak ogromne kontrowersje w środowisku naukowym. Negatywnie odniósł się do niego także Sąd Najwyższy.
Jeśli złożony przez grupę posłów Prawa i Sprawiedliwości projekt ustawy o instytutach badawczych wejdzie w życie, to znacząco wzrośnie rola ministra nadzorującego. To on będzie decydował o powoływaniu czy odwoływaniu dyrektorów instytutów badawczych oraz ich zastępców, będzie mógł także uchylać uchwały rad naukowych. Nowelizacja zmieni też proporcje składu tych rad – ponad 50 proc. mają stanowić w nich osoby spoza danego instytutu. Mają być powoływane przez nadzorującego placówkę ministra. Dzisiaj pracownicy instytutu stanowią ponad połowę składu rady.
Skąd zmiany? Zdaniem posłów Prawa i Sprawiedliwości obecnie obowiązujące regulacje uniemożliwiają prowadzenie skutecznego nadzoru nad instytutami badawczymi. Projekt ma też pozwolić na uchylanie uchwał rady naukowej niezgodnych z prawem lub statutem instytutu. W Polsce obecnie działa 115 instytutów badawczych podlegających m.in. ministrom nauki, rolnictwa, rozwoju oraz sportu i turystyki.
Jak tłumaczą autorzy projektu, celem proponowanych zmian jest wzmocnienie nadzoru ministra nad działalnością instytutów. Jak tłumaczy poseł PiS Krzysztof Szulowski, w przekonaniu wnioskodawców obecnie obowiązujące regulacje uniemożliwiają prowadzenie skutecznego nadzoru w przypadku, gdy dyrektor nie sprawuje swojej funkcji w należyty sposób. – Jest to szczególnie ważne w przypadku instytutów wykonujących zadania szczególnie ważne dla planowania i realizacji polityki państwa, czyli państwowych instytutów badawczych – uzasadnia Szulowski.
Zmiany również pozytywnie ocenia Ministerstwo Nauki. – Umożliwią wybór na stanowisko dyrektora, spośród kandydatów wskazanych przez komisję konkursową, osoby, która spełniła wymagania konkursowe, a jednocześnie w ocenie ministra nadzorującego daje największe gwarancje odnośnie do jakości zarządzania i realizacji zadań przez instytut – uważa podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego Leszek Sirko. Według polityków PiS w instytutach badawczych zdarzają się patologie.
Instytuty badawcze kontrolowała Najwyższa Izba Kontroli. Urzędnicy nie znaleźli rażących nieprawidłowości. Wśród głównych uchybień znalazło się jednak to, że stanowiska kierownicze w dwóch skontrolowanych instytutach zajmowały osoby bez właściwych kwalifikacji. „Z wyjątkiem jednego, wszystkie instytuty prawidłowo wydatkowały i rozliczały otrzymane środki publiczne” – napisali w opublikowanym w październiku raporcie z kontroli. Rekomendowali jednak zwiększenie nadzoru ministerstwa nad tymi instytucjami.
Do sposobu, w jaki do insytutów badawczych podchodzi PiS, poważne zastrzeżenia mają posłowie opozycji. Chodzi m.in. o tryb postępowania konkursowego. Projekt przewiduje, że minister nadzorujący ma powoływać jednego z kandydatów przedstawionych mu przez komisję konkursową. Większość w niej będą mieli przedstawiciele resortów – nadzorującego i MNiSW. – Przy takim rozwiązaniu instytut stanie się prywatnym folwarkiem ministra – przekonuje posłanka PO Krystyna Szumilas. Wątpliwości potwierdza biuro analiz Sądu Najwyższego. „Nowelizacja spowoduje, że konkurs stanie się wyłącznie procedurą opiniowania kandydatów, a minister będzie mógł wybrać któregokolwiek z nich albo powierzyć kierowanie instytutem osobie, która w konkursie nie wzięła udziału” – można przeczytać w jego opinii.
Przeciwny rozwiązaniom jest też prezes Państwowej Akademii Nauk. – Wątpliwości budzi brak jakiegokolwiek trybu zaskarżania decyzji o powołaniu lub odmowie powołania dyrektora instytutu – zwraca uwagę Jerzy Duszyński. – Wątpliwości budzi też bardzo ogólnikowy zapis możliwości niepowołania dyrektora – zauważa.
Jak tłumaczy zastępca dyrektor ds. nauki Instytutu Pomnik – Centrum Zdrowia Dziecka, rozwiązania mogą się odbić na jakości pracy instytutów. Prof. Katarzyna Kotulska-Jóźwiak uważa, że planowane zmiany mogą doprowadzić do tego, że placówka straci uprawnienia do nadawania stopni naukowych. – Uprawnienia te zależą od składu rady naukowej, wymogi określa ustawa o stopniach i tytule naukowym. Tymczasem – zgodnie z projektem – do rad powoływani będą członkowie, którzy nie muszą mieć tytułów naukowych – zauważa prof. Kotulska. Obawia się także, że to obniży prestiż instytucji i może się przyczynić do tego, że pracownicy ze stopniami naukowymi odejdą. A instytut nie będzie mógł nadawać kolejnych stopni.