Uczelnie nie powinny być wieżami z kości słoniowej, ale miejscem spotkania i wymiany wiedzy. Zmienić trzeba też system prowadzenia zajęć ze studentami, bo jest zbyt konserwatywny - mówi w wywiadzie dla DGP Piotr Dardziński, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego.

Wiele mówi się o innowacyjności. Tymczasem pod tym względem w różnych rankingach wypadamy słabo. Ile potrzeba lat, aby Polska stała się innowacyjna?

Najpierw chcemy stworzyć warunki, w których łatwiejsze będzie spotkanie środowisk nauki i biznesu. To jest podstawą innowacyjnej gospodarki. Nie ma tu cudownych rozwiązań, a potrzebna jest raczej systematyczna i cierpliwa praca, żeby zobaczyć jej wyraźne efekty potrzebujemy ok. pięciu lat. Mamy duży potencjał, trzeba go tylko wykorzystać, musimy korzystać z doświadczeń innych, ale nie chodzi o to by Polska stała się drugą Ameryką, ale by znalazła sposoby działania dostosowane do naszych warunków i kultury, wtedy zmieni się też nasza pozycja w rankingach.

Piotr Dardziński, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego / Dziennik Gazeta Prawna

Proponują państwo zachęty podatkowe dla przedsiębiorców, które skłonią ich do inwestowania w badania naukowe. Czy wyższe nakłady na naukę rozwiążą problem niskiej innowacyjności polskiej gospodarki?

Niższe obciążenia podatkowe dla tych, którzy inwestują w badania to ważny element polityki gospodarczej. Oczywiście nie rozwiązuje to wszystkich problemów, przedsiębiorcy muszą widzieć strategiczny sens w badaniach a nie traktować ich jedynie jako kolejnego sposobu na optymalizacje podatkowe. Kapitału dedykowanego innowacjom jest już sporo PZU uruchamia właśnie przy współpracy z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju fundusz funduszy, na rynek trafi co najmniej pół miliarda złotych dedykowanych innowacyjnym przedsiębiorcom. Można też korzystać bardzo licznych konkursów organizowanych przez NCBiR, które mają na celu dofinansowanie badań. W tym roku zainwestujemy w ten sposób ponad trzy miliardy złotych. Żeby te środki mogły być skutecznie pomnażane potrzebujemy zmian prawnych szczególnie wzmacniających tych, którzy rozpoczynają działalność badawczo-rozwojową i chcą wprowadzić na rynek innowacyjne rozwiązania. Dlatego w ramach rządowej Rady do spraw innowacji, w szybkim tempie przygotowaliśmy małą ustawę o innowacyjności, która pomóc ma właśnie tym przedsiębiorcom w tym start-upom.

Jak?

Po pierwsze podwyższamy pozom odpisów, dzięki czemu innowacyjni przedsiębiorcy będą płacić niższe podatki. Skorzystają na tym zarówno duże, a także małe i średnie przedsiębiorstwa, jednak nasz projekt preferuje tę drugą grupę: wprowadzamy dla jej przedstawicieli możliwość odpisania od podatku 50 proc. kosztów działalności badawczo-rozwojowej. Po drugie wydłużamy z 3 do 6 lat okres, w którym korzystać można z odpisów. Zyski z innowacji pojawiają się później niż w tradycyjnych inwestycjach, a krótki czas odpisów czynił je w pewnym stopniu fikcyjnymi. Po trzecie, proponujemy mechanizm zwrotu gotówkowego. To rozwiązanie szczególnie interesujące dla start-upów, które bardzo często na początku mają problem z utrzymaniem płynności finansowej. Znajdują się one zatem w paradoksalnej sytuacji: poniosły koszty działalności badawczo-rozwojowej, nie mają jeszcze zysków i w efekcie nie mają od czego odliczyć tych kosztów. Proponujemy więc, by część poniesionych kosztów uznać za nadpłatę podatku, która w efekcie wróci do tych podmiotów w formie zwrotu gotówkowego. Proponowane rozwiązania powinny wejść w życie od początku przyszłego roku.

Cały czas mówi pan o firmach, a co z uczelniami? Czy one też mogą liczyć na korzyści?

Tak, i to nie tylko uczelnie, ale i szerzej mówiąc świat naukowy. Jako przykład mogę podać, zwolnienie z podatku CIT objęcia udziałów w spółce w zamian za własność intelektualną wniesioną przez uczelnię bądź naukowca. W dotychczasowym stanie prawnym ten przepis był przewidziany tylko na dwa lata i wygasłby w przyszłym roku. Chcemy by miał on charakter bezterminowy. Jeszcze jedna rzecz, z której skorzystają uczelnie to kwestia zniesienie mozolnego obowiązku biurokratycznego związanego z uwłaszczeniem naukowców. Obecnie jest tak, że bez względu na to, czy naukowiec jest zainteresowany komercjalizacją badań czy nie musi zgłosić własność intelektualną do uczelni. Ta uruchamia żmudną procedurę oceny potencjału komercjalizacyjnego i decyzji, czy uczelnia chce zachować prawo o tej własności czy oddaje je badaczowi. Obecnie w 99 proc. przypadków naukowcy i tak nie korzystają z prawa do komercjalizacji, zainteresowanych nią jest zaledwie 1 proc. Dlatego proponujemy odwrócić to rozwiązanie. Tylko w przypadku naukowców, którzy wyrażą zainteresowanie komercjalizacją swoich wynalazków uczelnia będzie oceniała, czy chce mieć do nich prawo czy nie. W pozostałych przypadkach będą one przypisane automatycznie uczelni bez przeprowadzania tej całej procedury. Każdy zainteresowany naukowiec będzie więc mógł szybko uzyskać decyzję o przejęciu praw intelektualnych, a uczelnie nie będą zajmować się biurokracją. Chcemy wzmocnić pozycję naukowców i zachęcić ich do badań z wdrożeniowym potencjałem, dlatego proponujemy, aby prawo do zysków z komercjalizacji przysługiwało naukowcom bezterminowo, a nie tylko przez pięć lat jak jest obecnie.

Nad czym państwo jeszcze pracują?

Mała ustawa o innowacyjności to nie koniec naszych propozycji. To szybka zmiana i wyraźny sygnał jakie są nasze priorytety i jak polityka innowacyjna ma wspierać program gospodarczy. Mamy świadomość, że jest jeszcze bardzo dużo do zmiany i wiemy, że nie powinny być one robione bez współpracy z tymi, których będą one dotyczyły. Od dwóch tygodni prowadzimy szerokie konsultacje. Na stronach internetowych ośmiu ministerstw pod hasłem Biała Księga Innowacyjności można wypełnić prosty formularz i zgłosić jakiego rodzaju barierę spotkali przedsiębiorcy w swej innowacyjnej działalności. Problemy będziemy zbierać do 15 kwietnia 2016 r. Potem przeprowadzimy rozmowy z środowiskami przedsiębiorców, naukowców, inwestorów i pod koniec czerwca zaprezentujemy nasze dalsze propozycje zmian prawnych. Na tej podstawie przygotujemy nową, systemową, ustawę o innowacyjności.

Czyli państwa celem jest stworzenie środowiska przyjaznego innowacjom. Ale jak uruchomić aktywność po stronie naukowców?

Trzeba pokazywać tych, którzy już to robią, jak na przykład prof. Tadeusz Uhl z AGH, i im nie przeszkadzać. Trzeba też wspierać uczelnie, które mogą być przykładem dobrych praktyk jak na przykład Politechnika Wrocławska. Po prostu rozwijać i wspierać to co jest i zachęcać resztę by korzystała z dobrych przykładów. Na uczelniach i w instytutach badawczych potrzebujemy więcej kreatywności niż biurokracji, a kreatywność trzeba uczyć już na studiach. Potrzebujemy innowacyjnej dydaktyki, w którą, tam gdzie to możliwe, zaangażowani powinni być praktycy. Obecnie mamy zbyt konserwatywny system prowadzenia zajęć, który koncentruje się na wykładach, prezentacjach opartych na odtwarzaniu a nie tworzeniu i samodzielnej pracy studentów. Będziemy promować innowacyjną dydaktykę i ogłaszać konkursy na granty dla tych, którzy ją wprowadzają. Chcemy zachęcać i mobilizować uczelnie do dynamicznej zmiany. Moim zdaniem kluczem do sukcesu jest kształcenie projektowe, czyli kończące się konkretną pracą stworzoną przez studenta lub jeszcze lepiej przez zespół studencki. Ponadto chcemy nie tylko wykształcić nowe pokolenie naukowców, ale także zachęcić do tego, aby nauczyciele akademiccy chętniej angażowali się w prace badawcze. Dlatego proponujemy, aby już od roku akademickiego 2016/2017 stopnie naukowe można było uzyskiwać za wdrożenia. Ponadto chcemy nie tylko zmotywować studentów i naukowców, ale też uczelnie jako całość. Tutaj dobrym narzędziem jest parametryzacja.

Najbliższa ocena parametryczna jednostek naukowych ma odbyć się już w przyszłym roku. Czy planują państwo zmiany w zasadach oceniania?

Jednostki oceniane są co cztery lata. Nie chcemy zaskakiwać ich teraz zmianą kryteriów. Dlatego przyszłoroczna ocena będzie prowadzona zgodnie z zasadami już ustalonymi. Ale jeszcze w tym roku wypracujemy nowe zasady, które będą obowiązywać w 2021 r.

Co trzeba zmienić?

Przy takich zmianach trzeba być roztropnym, nie chodzi o to by wywrócić wszystko do góry nogami, ale żeby wyraźnie pokazać jakie są oczekiwania. Nowoczesne uczelnie powinny być w dużo większym stopniu zdolne do kooperacji ze swoim środowiskiem, nie tylko gospodarczym, ale także społecznym czy samorządowym. Uczelnie nie powinny być wieżami z kości słoniowej, ale miejscem spotkania i wymiany wiedzy i doświadczeń. Wyższą ocenę powinny więc otrzymywać te jednostki, które nie tylko utrzymują odpowiedni poziom dydaktyki i badań, ale są zdolne do współpracy z otoczeniem, to znaczy potrafią wykorzystać swoje wiedzę to zmieniania na lepsze naszego życia, zarówno w wymiarze lokalnym, państwowym jak i globalnym. Stąd mocniejszy powinien być akcent na wdrożenia nie tylko technologiczne, ale i społeczne. Trzeba o tym rozmawiać ze środowiskiem i wypracować długofalowe kryteria.

A co z instytutami badawczymi? Obecnie, niektórym zarzuca się, że utrzymują się nie z badań, ale z wynajmu sal.

To rzeczywiście jest problem. Nie należy jednak w tym przypadku przesadzać z generalizowaniem. Są też przykłady bardzo dobrze funkcjonujących instytutów, które realizują zaawansowane badania i potrafią współpracować z gospodarką. Jest ich jednak za mało, zmiany wymaga cały system. W MNiSW przygotowywane są propozycje nowych rozwiązań, w ciągu dwóch miesięcy powinny być one przedstawione do konsultacji.

Na czym będzie ona polegała?

Nie chciałbym w tym momencie spekulować jakie rozwiązania mogą się pojawić. Co do zasady instytuty powinny być zdolne do odpowiadania na współczesne wyzwania i wspierać państwo w dążeniu do realizacji strategicznych celów. Rola nauki w budowaniu globalnych przewag zarówno w wymiarze gospodarczym jak i politycznym jest ogromna. Dobrze zorganizowane i efektywnie finansowane instytuty są w stanie tę rolę wypełnić. Przy ograniczonych środkach postawmy na to w czym jesteśmy dobrzy i na instytuty, które już dzisiaj udowadniają, że potrafią sobie radzić.

Z jednej strony proponują państwo ulgi dla firm, które będą angażowały się w badania naukowe – to koszt dla budżetu państwa ok. 800 mln zł. Z drugiej ma rosnąć procent PKB na naukę. Poprzedni rząd zapowiadał, że to będzie 1,7 proc. PKB w 2020 r. Czy państwo podtrzymują te plany?

Tak, nie chodzi jednak o to by państwo ściągało więcej podatków i więcej wydawało. Nakłady na naukę zależne są od wielkości PKB, a ten wypracowywany jest przez nas wszystkich. W rozwiniętej gospodarce nauka finansowana jest nie tylko przez państwo, ale w ogromnym przez gospodarkę, bo innowacje to długofalowo bardzo dobry biznes. Państwo polskie, tak jak przedsiębiorcy, musi zaryzykować krótkoterminowo mniejsze wpływy budżetowe, po to by długoterminowo zwiększyć polski PKB, a przez to także przyszłe wpływy podatkowe. To jest sprawa strategicznej polityki, a nie doraźnego działania. Pamiętając o kluczowej roli uczelni i instytutów, marzy mi się by za pięć, dziesięć lat nauka kojarzyła się Polakom także z dużymi, innowacyjnymi polskimi przedsiębiorstwami, w których powstaną dziesiątki tysięcy miejsc pracy dla twórczych – i dobrze zarabiających - naukowców!

Czy szkolnictwo wyższe też może liczyć wyższe PKB?

Jeśli PKB będzie się zwiększać, także dzięki polskim uczelniom, to nawet przy tym samym procencie środków będzie więcej. Ważne, by wciąż przypominać, że środki na badania naukowe oraz edukację, o ile są właściwie wydawane, stanowią obok aktywności i zdolności polskich przedsiębiorców podstawę cywilizacyjnego, w tym gospodarczego, rozwoju Polski.