Za duży tłok przyczyną wypadków w szkołach. Często też winny jest zły stan techniczny budynków.
Szkoły podstawowe to najbardziej wypadkowe placówki – wynika z danych Ministerstwa Edukacji Narodowej. Ale tylko pod względem liczby zdarzeń. W przeliczeniu na dziecko najwięcej incydentów ma miejsce w gimnazjach. W ubiegłym roku w szkołach podstawowych doszło do prawie 32,3 tys. wypadków. Tym samym liczba incydentów w tego rodzaju placówkach zwiększyła się o prawie 1 tys. w stosunku do tego, co miało miejsce między wrześniem 2013 r. a czerwcem 2014 r., czyli o 2,6 proc. Eksperci nie mają wątpliwości, że to efekt większego tłoku będącego konsekwencją wielkiej kumulacji związanej z wprowadzeniem obowiązku szkolnego dla sześciolatków. W dwa lata do szkoły poszły trzy roczniki uczniów. W ubiegłym roku do podstawówek uczęszczało 2,3 mln uczniów. To o 200 tys. (czyli o 9,5 proc.) więcej niż dwa lata temu. Zatem gdyby przeliczyć liczbę dzieci na liczbę wypadków, to okazuje się, że sytuacja w podstawówkach pod tym względem nie jest wcale taka zła. Wypadek miało już tylko 1,4 proc. dzieci.
Co innego w gimnazjach, w których kłopot miało dwóch na każdych 100 uczniów. W sumie w tych placówkach doszło do 24,5 tys. wypadków. To jednak wynik lepszy od tego z 2014 r., kiedy to liczba incydentów była wyższa o 800.
Nauczyciele najczęściej przekonują, że przyczyną wypadków jest nieuwaga dzieci. Inspektorzy Głównego Inspektoratu Sanitarnego zwracają jednak także uwagę na pogarszający się stan techniczny szkół. Przybywa bowiem obiektów, w których remontów wymagają nie tylko sale lekcyjne, ale i korytarze czy klatki schodowe, nie mówiąc już o salach do WF. Takie wnioski płyną zresztą z raportów corocznie przedstawianych przez GIS. W 2014 r. już 824 obiekty były w nieodpowiednim stanie sanitarno-technicznym. W 2013 r. inspektorzy zgłosili zastrzeżenia w stosunku do 384 budynków. Eksperci nie kryją, że w największym stopniu problem istnieje w szkołach znajdujących się w budynkach zabytkowych lub mieszkalnych adaptowanych na potrzeby placówki oświatowej.
Nie bez przyczyny więc do wypadków w szkołach dochodzi najczęściej w czasie lekcji WF oraz przerw. To po części naturalne, ale często także związane z kiepskim i niebezpiecznym dla uczniów wyposażeniem szkół. Według analiz inspektorów sanitarnych ponad 1,2 tys. placówek nie ma wciąż w ogóle zaplecza sportowego. Niezależnie od infrastruktury, w 1,2 tys. szkół lekcje WF odbywają się na korytarzu szkolnym. Ponadto zdarza się, że szkoła ma tylko boisko, ale nie ma sali gimnastycznej, i na odwrót. To też rodzi niebezpieczeństwo wypadku, zwłaszcza gdy zajęcia na powietrzu odbywają się w nieodpowiednich warunkach.
Szkoły kontrolowała również Państwowa Inspekcja Pracy. Jako największe zagrożenia kontrolerzy wskazali śliskie i nierówne nawierzchnie podłóg, wystające progi, ciasne przejścia między pomieszczeniami.
Większość wypadków w szkołach to drobne urazy, skręcenia, złamania, potłuczenia. Przybywa jednak poważnych zdarzeń. W zeszłym roku doszło w sumie do 144 incydentów sklasyfikowanych przez MEN jako poważne. 10 z nich zakończyło się śmiercią. Najwięcej groźnych w skutkach zdarzeń miało miejsce w podstawówkach – w sumie 59 przypadków, z czego trzy śmiertelne. Zatem po raz kolejny te szkoły wiodą prym w niechlubnej statystyce wypadków. Na drugim miejscu plasują się gimnazja – 51 groźnych wypadków, w tym dwa śmiertelne, a na trzecim technika z liczbą 15 wypadków, z których trzy zakończyły się zgonem. Do śmiertelnych wypadków doszło w ubiegłym roku jeszcze w zawodówkach – w sumie dwóch. Dla porównania w 2014 r. było w sumie 124 wypadki, z tego tylko trzy śmiertelne. Miały one miejsce po jednym w podstawówce, gimnazjum i liceum.
W poniedziałek samorządowcy i nauczyciele dyskutowali o bezpieczeństwie w szkołach z szefową resortu edukacji Anną Zalewską. Minister skupiała się jednak głównie na problemie agresji i przemocy w szkole.