Oświatowe związki, a także nauczyciele i samorządy nie są zachwyceni pomysłem ośmioklasowych podstawówek. Zapowiadają obronę obecnego systemu.
Pomysły PiS na zmiany w oświacie / Dziennik Gazeta Prawna
Od kolejnego roku szkolnego samorządy mają się zmierzyć z reformą oświatową zapowiadaną przed wyborami przez PiS. O ewentualnych zmianach i harmonogramie ich wprowadzenia nie chce się jednak wypowiadać ani Elżbieta Witek, rzecznik PiS i kandydatka na stanowisko ministra edukacji, ani Sławomir Kłosowski, były wiceminister edukacji w ostatnim rządzie PiS. Rąbka tajemnicy uchyla tylko posłanka PiS Józefa Hrynkiewicz.
– Z pewnością ta reforma nie będzie wprowadzana w dużym pośpiechu. Tu konieczna jest szeroka debata publiczna. Jedno, co zostanie niezwłoczne wprowadzone od nowego roku szkolnego, to zezwolenie rodzicom na swobodne decydowanie, czy sześciolatki mają zostać w przedszkolu, czy też pójść do szkoły – stwierdza Józefa Hrynkiewicz.
Moc związkowców
Dlaczego PiS jest gotowy wyhamować zapowiadane przez siebie reformy? Wszystko wskazuje na to, że chodzi o opór związków nauczycielskich, które mówią o obronie miejsc pracy.
– Nie zgadzamy się na likwidację gimnazjów. Taka zmiana jest niepotrzebna, bo te placówki dobrze funkcjonują i osiągają wyniki w nauce – stwierdza Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Wtórują mu dyrektorzy szkół. – Nie wyobrażam sobie współczesnych nastolatków uczących się w jednym miejscu z maluchami. Apelowałbym do nowej władzy, aby wycofała się z tego pomysłu – mówi Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Zgodnie z programem PiS reforma polegająca na wydłużeniu nauki w szkołach podstawowych objęłaby już uczniów, którzy obecnie uczęszczają do piątej klasy. Przy czym w podstawówkach zostałaby większość sześciolatków, które uczęszczałyby jednak nie do I klasy szkoły podstawowej, ale do zerówek.
Samorządowcy zwracają tymczasem uwagę, że likwidacja gimnazjów może się skończyć organizacyjnym chaosem.
– Wiele szkół podstawowych jest zbyt małych, aby pomieścić osiem klas i jeszcze zerówkę – ostrzega Marek Olszewski, wójt gminy Lubiczy i przewodniczący Związku Gmin Wiejskich. – Z kolei budynki gimnazjalne bardzo często mieszczą się w innym miejscu niż podstawówka. Co mamy z nimi zrobić? Na dostosowanie tych obiektów do potrzeb gimnazjów wydaliśmy miliony złotych – dodaje Marek Olszewski.
Zwraca też uwagę na ewentualne zamieszanie związane z dyslokacją uczniów i ich dowożeniem. – Dla nas to poważne problemy organizacyjne, które pojawią się natychmiast po wprowadzeniu nowego systemu – stwierdza.
– Największe problemy będą miały te gminy, które po wprowadzeniu gimnazjów zlikwidowały część szkół podstawowych – mówi Irena Koszyk, naczelnik wydziału oświaty Urzędu Miasta w Opolu. – Obawiam się, że w naszym mieście budynki gimnazjalne będą pełniły rolę filii głównej podstawówki, bo tam będziemy musieli umieścić siódmą i ósmą klasę – stwierdza Irena Koszyk.
Podkreśla, że zmiany oznaczają dla samorządów dodatkowe koszty związane z adaptacją budynków, a także dowozem dzieci. Z kolei eksperci zastanawiają się, jaki jest sens likwidacji gimnazjum, skoro w wielu miejscowościach 13- i 14-latkowie, a być może także 12-latkowie będą się uczyć oddzielnie, czyli w budynkach po gimnazjach.
– Będzie wiele problemów dla nauczycieli i dla rodziców. W gminach, do których należą podstawówki i gimnazja, pracę utracą nauczyciele z jednego rocznika, a starostwa, do których należą szkoły ponadgimnazjalne, zyskają dodatkowy rocznik uczniów. Wywrócony zostanie cały program nauczania – oburza się Tadeusz Kołacz, naczelnik wydziału edukacji Urzędu Miasta w Chrzanowie. – Każda gmina będzie miała problemy. Niektóre będą się borykały z przepełnionymi budynkami, a inne z dowozem dzieci. Trzeba sobie zadać pytanie, co zmieni wygaszenie gimnazjów. Jeśli w ten sposób chcemy zlikwidować siedliska przemocy, bo tak się mówi o gimnazjach, to powrót ośmioklasowych podstawówek niczego nie zmieni – zauważa Tadeusz Kołacz.
Koszty zmiany
Samorządy przypominają, że poprzedni rząd szedł do wyborów z hasłem likwidacji kuratoriów, a potem szybko zrezygnował z tego pomysłu. Większość włodarzy gmin ma więc nadzieję, że także PiS wycofa się z części swoich pomysłów. Inaczej będą się domagać dodatkowych pieniędzy.
– 41 mld zł, które są obecnie zarezerwowane w projekcie budżetu na subwencję oświatową, nie wystarczy na przeprowadzenie tych zmian, a jedynie na bieżące wydatki – podkreśla Irena Koszyk.
Nie wiadomo, czy PiS znajdzie dodatkowe pieniądze na likwidację gimnazjów. Zapewnia jednak, że obejmie subwencją oświatową przedszkola. Obecnie trafia tam dotacja, która wynosi niewiele ponad 1,2 tys. zł na dziecko. Subwencja to blisko 5,4 tys. zł.