Dodatkowe 3 mln zł będzie kosztował w 2016 r. rządowy podręcznik. Już w pierwszym roku po jego wprowadzeniu rynek skurczył się o 90 mln zł.
Jak rządowy projekt zmienił rynek / Dziennik Gazeta Prawna
22 ekspertów od pisania rządowego podręcznika dla klas 1–3 szkoły podstawowej w przyszłym roku ma zarobić dodatkowe 3 mln zł. Dodatkowe, bo praca nad tymi książkami się przeciąga. A skoro nie zdążyli z nią na czas, to o ich przyszłe wynagrodzenie zadbało... Ministerstwo Pracy. Konkretnie pieniądze zagwarantowane mają być w nowelizacji rozporządzenia w sprawie warunków wynagradzania za pracę i przyznawania innych świadczeń związanych z pracą dla pracowników zatrudnionych w niektórych państwowych jednostkach budżetowych. W tym enigmatycznie brzmiącym dokumencie wydanym w połowie października właśnie przez MPiPS pojawiły się nowe wytyczne dotyczące rządowego podręcznika.
Przedłużono w nim termin obowiązywania stawek wynagrodzenia zasadniczego pracowników Centrum Informatycznego Edukacji. To ta komórka Ministerstwa Edukacji Narodowej przygotowuje od 2014 r. „Nasz elementarz”, „Nasza szkołę” i kolejne rządowe podręczniki. Okazało się jednak, że choć jak samo MEN w rozporządzeniu przyznaje, „zakończenie opracowywania ww. podręczników przewidywane było na koniec 2015 r.”, to jednak prac nad książkami dla klas trzecich szkoły podstawowej nie skończono i szans na to do końca tego roku nie ma. A więc dla 22 autorów tego podręcznika, który w szkołach ma się pojawić za rok, potrzebne będą – jak wylicza MEN – kolejne 3 mln zł. Czyli na jednego pracownika aż 136 tys. zł.
– Oprócz przetargu na druk i dostawę książek na 2016 r., jaki MEN ogłosiło kilka tygodni temu, to sygnał, że resort stara się zapewnić ciągłość tego projektu choćby i po zmianie władzy – mówi nam jeden z ekspertów związanych z ministerstwem. – Chodzi o to, by rządowy podręcznik, w który zainwestowano sporo pracy i funduszy, teraz nie przepadł. By mógł być pokazywany jako jeden z sukcesów – dodaje.
Z raportu NIK wynika, że w 2014 r. koszt wyniósł 10 mln 766 tys. zł, a w tym roku tylko do kwietnia – trochę ponad 2 mln zł. Najwięcej z tego poszło na druk książek – prawie 9 mln zł. Ale to właściwie tylko koszt pierwszej części podręcznikowej rewolucji – czyli książek dla klas pierwszych. Łącznie, jak twierdzi rzeczniczka MEN Joanna Dębek, do tej pory koszty menowskiej reformy podręcznikowej wyniosły 35,7 mln zł.
– Ale są też rynkowe koszty wprowadzenia tych bezpłatnych książek – ocenia Paweł Waszczyk, ekspert z „Biblioteki Analiz”, która bada rynek książki. Z właśnie opracowanych przez nich danych (oficjalnie będą opublikowane w grudniu) wynika, że w pierwszym roku funkcjonowania rządowej reformy rynek podręczników skurczył się z 845 do 755 mln zł. – To więcej, niż się spodziewałem. Ale to i tak dopiero początek zmian. W pełni wydawcy i księgarze odczują je za dwa-trzy lata, gdy już wszystkie zapowiadane w reformie roczniki uczniów będą się uczyć z bezpłatnych rządowych książek lub z podręczników kupowanych z ministerialnych dotacji. Bo przecież oprócz podręczników napisanych i wydanych przez MEN starsi uczniowie obejmowani są reformą, zgodnie z którą szkoły w ramach dotacji zamawiają dla nich książki z oferty komercyjnej. Tyle że te dotacje są z zasady o blisko jedną trzecią mniejsze, niż wynosiły dotychczasowe ceny podręczników. Gdy te zmiany obejmą kilka roczników uczniów, to wtedy będzie jasne, jak wielu wydawców i sprzedawców książek przetrwało tę reformę – dodaje.