Trzeba systemowo przygotowywać nauczycieli do pracy z dziećmi migrantów - mówi Agnieszka Kozakoszczak z Fundacji na rzecz Różnorodności Społecznej w wywiadzie dla DGP.
Fundacja na rzecz Różnorodności Społecznej razem z ZNP i PAH wystosowała list do pani premier, w którym piszecie, że nasze szkoły nie są gotowe na przyjęcie dzieci imigranckich. Na co konkretnie?
Nie skracałabym przesłania listu do hasła, że nie jesteśmy gotowi. Chodziło o zwrócenie uwagi na to, że jest sporo rzeczy do zrobienia, zanim będziemy mogli zapewnić dzieciom i rodzinom migranckim takie wsparcie, jakiego potrzebują.
Co ma pani na myśli?
Powinniśmy w sposób systemowy przygotowywać nauczycieli i nauczycielki do pracy z dziećmi migranckimi. Systemowy to znaczy na etapie studiów oraz w ramach regularnej oferty ośrodków doskonalenia nauczycieli, której bardzo brakuje. Musimy od początku kształtować umiejętności nauczycielek i nauczycieli do pracy z dziećmi o różnym pochodzeniu, wyznaniu czy o różnym stopniu sprawności tak, żeby byli gotowi na to, że w szkole takie dziecko może się pojawić. Dziś stawiamy na działania interwencyjne. Kiedy w szkole pojawi się dziecko uchodźcze, to się dzwoni do ośrodka rozwoju edukacji po komplet podręczników.
Niebawem trafią do Polski tysiące uchodźców, duża część z dziećmi. Co czeka je w Polsce?
Dzieci razem z rodzicami trafiają do ośrodków dla cudzoziemców. Zwykle warunki, które tam panują, nie są dobre. Często cała rodzina mieszka w jednym pomieszczeniu. W ścisku nie ma mowy na przykład o tym, żeby dziecko mogło spokojnie odrabiać lekcje.
Ponieważ w Polsce wszystkie dzieci są objęte obowiązkiem szkolnym, niezależnie od tego, w którym momencie roku szkolnego rodzina przyjedzie do Polski, dziecko musi pójść do szkoły. W praktyce jest to najczęściej szkoła, która znajduje się najbliżej ośrodka.
Czyli na przykład 7 marca dziecko trafia do szkoły...
Często w ogóle nie mówiąc po polsku. Pierwsza trudność pojawia się już przy zapisie, dlatego że rodzice i dyrekcja lub wychowawczyni nie są w stanie się porozumieć. Dzieci uchodźcze są zapisywane do klasy albo ze względu na wiek – razem z rówieśnikami, albo do klasy niższej, jeśli nie znają języka polskiego. To dyskusyjne rozwiązanie dlatego, że bycie w klasie z młodszymi dziećmi jest najczęściej odbierane jako upokorzenie. Dzieci nieznające języka polskiego nie są wcale mniej inteligentne. Czasem po prostu mają mniejszą wiedzę, bo ze względu na sytuację w swoim kraju nie miały możliwości chodzić do szkoły lub nie potrafią przekazać swojej wiedzy, bo nie znają dostatecznie dobrze języka. Więc na starcie potrzebna jest dobra diagnoza, która dziś w wielu przypadkach się nie odbywa.
Czyli potrzebny jest kurs języka polskiego?
Przepisy pozwalają na organizowanie dodatkowych zajęć z języka polskiego dla dzieci, które posługują się nim w stopniu uniemożliwiającym korzystanie z nauki. Te zajęcia zazwyczaj odbywają się po lekcjach w wymiarze dwóch godzin tygodniowo.
Czyli jest ich mniej niż lekcji angielskiego dla dzieci polskich.
Oprócz tego dzieci migrantów uczęszczają jeszcze na zwykłe lekcje. To bardzo trudne – jednocześnie uczyć się języka i być zmuszonym w bardzo zaawansowany sposób się nim posługiwać.
To rodzi problemy także w sensie formalnym. Zdarza się, że dziecko trafia do Polski w wieku 12–13 lat i zostaje zapisane do pierwszej lub drugiej klasy gimnazjum. Niedługo będzie musiało zdawać test gimnazjalny. Nie jest w stanie napisać go z dobrym wynikiem. Nawet jeśli posiada odpowiednią wiedzę, często nie jest w stanie jej przekazać w języku polskim. Przepisy mówią, że wobec takich dzieci powinny być stosowane inne kryteria oceniania, ale szkoły nie wiedzą, jak je stosować. Zdarza się więc, że szkoły podejmują decyzję, aby pozostawić dziecko na drugi rok w tej samej klasie. Intencja jest dobra, ale dla dziecka to stygmatyzujące. Trudno tu o dobre wyjście, bo jeśli dziecko kiepsko zda egzamin, będzie pozbawione szansy na dobrą edukację.
Jak dziecko uchodźcze funkcjonuje w klasie?
Często dzieci uczęszczają na lekcje, niewiele rozumiejąc z tego, co się dzieje, więc zajmują się innymi rzeczami. To z kolei rozprasza nauczycieli i pozostałych uczniów. Do dziecka przylega łatka „niegrzecznego”. Dzieci nieznające języka polskiego często funkcjonują na obrzeżach klasy. Jeśli jest ich więcej, skupiają się w grupy. Na przerwach siedzą w oddzielnych miejscach. Czasami nauczyciele i nauczycielki upominają je, żeby nie rozmawiały w szkole w swoim języku.
Instytut Badań Edukacyjnych analizował zjawisko przemocy w szkole. Każda odmienność naraża dziecko na przemoc.
Dzieci uczą się stereotypów i gorszego traktowania od dorosłych. Czasem używają słów, których znaczenia nie znają, ale wiedzą, że używając ich, można kogoś obrazić. Rolą szkoły jest reagowanie na takie sytuacje – prowadzenie działań integracyjnych. Konieczne jest też włączanie w życie szkoły rodziców. W przypadku migrantów bywa to trudne. Często rodzice dzieci migranckich również pozostają na marginesie życia szkoły – nie mają możliwości zaangażowania się w radę rodziców, uczestnictwa w zebraniach. Są jednak szkoły, które sobie z tym radzą.
Może pani podać przykłady?
Są szkoły, w których zorganizowane są np. obchody wietnamskiego nowego roku, w których biorą udział uczniowie, rodzice i kadra szkoły, niezależnie od pochodzenia. Są szkoły, w których regularnie odbywają się festiwale międzykulturowe, podczas których różne grupy tworzące społeczność szkolną mogą się zaprezentować. Przy organizowaniu takich wydarzeń trzeba jednak zwrócić szczególną uwagę, żeby miały one rzeczywiście integracyjny charakter. Mimo dobrych intencji zdarzają się wydarzenia, które zamiast integrować, wzmacniają stereotypy.
Są też szkoły, które prowadzą specjalną świetlicę dla dzieci migranckich. To miejsce, gdzie dzieci mogą odpocząć, w spokoju odrobić lekcje. Skorzystać z pomocy kogoś, kto je rozumie. Obowiązujące przepisy pozwalają też na zatrudnianie pomocy nauczyciela – osób potocznie nazywanych asystentami międzykulturowymi. Zadaniem tych osób jest np. pomoc dzieciom w zrozumieniu wypowiedzi nauczycielki podczas lekcji czy pośredniczenie w kontakcie pomiędzy szkołą a rodzicami. Taka osoba może np. uczestniczyć w spotkaniu rodziców z dyrekcją, wyjaśnić zasady obowiązujące w szkole, oczekiwania szkoły wobec rodziców oraz umożliwić rodzicom zadanie pytań. Niewiele szkół ma takich asystentów.
Dlaczego?
Aby zatrudnić taką osobę, szkoła musi zwrócić się o środki do organu prowadzącego, czyli najczęściej do gminy. Często szkoły dostają odpowiedź odmowną. Zdarza się, że szkoła, która ma 30 dzieci uchodźczych, prosi o środki na zatrudnienie pomocy nauczyciela, które pozwalają na zatrudnienie tylko jednej osoby, podczas gdy dzieci migrantów uczęszczają do np. do 12 klas. To nie wystarczy.
Są już pewne doświadczenia związane z nauką dużych grup imigrantów. Przyjęliśmy przed laty sporo przyjezdnych z Czeczenii. Jak radziły sobie w tej sytuacji szkoły i uczniowie?
Dużo zależy od tego, w jakim wieku dziecko przychodzi do szkoły. Młodsze dzieci mają łatwiej. Natomiast dla nauczycieli jest to zawsze trudna sytuacja – zarówno jeśli chodzi o prowadzenie lekcji, jak i pod względem emocjonalnym. Zdarza się, że dzieci niespodziewanie przerywają naukę w różnych momentach roku szkolnego, bo rodzina zostaje przeniesiona do innego ośrodka albo dostaje status uchodźcy i przenosi się do innego miasta lub dzielnicy. Albo rodzice podejmują decyzję o wyjeździe za granicę, mimo że procedura związana z ubieganiem się o status uchodźcy nie jest zakończona. Dziecko znika z dnia na dzień, bez pożegnania, jest wyrwane ze środowiska, z którym się oswoiło.
Nauczyciele mówią o takich sytuacjach: włożyliśmy dużo pracy i serca, przygotowaliśmy się, a potem one zniknęły. Motywacja maleje, bo nie widać efektów. Na to też trzeba ich przygotować.
Dziś czekamy na uchodźców, którzy są dużo bardziej odlegli, choćby językowo, niż np. Ukraińcy. Jak radzić sobie z różnicami kulturowymi?
Po pierwsze pamiętać o tym, że dzieci są przede wszystkim po prostu dziećmi – mają różny temperament, różne charaktery. Jednocześnie wszystkie potrzebują opieki, edukacji, zrozumienia i wsparcia – niezależnie od swojego pochodzenia. Czasem różnice kulturowe czy religijne mają w ogóle drugorzędne znaczenie, bo istotniejsze jest to, że dziecko doświadczyło traumy albo że np. ma dysleksję, która powinna zostać zdiagnozowana. Warto jednak znać normy kulturowe czy religijne, w jakich dziecko zostało wychowane, aby dobrze rozumieć jego zachowanie. Jeśli zinterpretuje się je po swojemu, to można dziecko skrzywdzić. Na przykład nauczycielka widząc, że dziecko odmawia jedzenia obiadu w stołówce, może pomyśleć, że dziecko wybrzydza. A ono jest muzułmaninem, więc nie zje schabowego. Takiego przygotowania także brakuje.