Nikt nie lubi przegrywać. Porażka jest dotkliwsza, jeśli pokona nas słabszy. Jej gorycz dobrze zna Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW). Coraz więcej sporów ze studentami sądy rozstrzygają na ich korzyść. Resort potyka się o wydawane przez siebie decyzje. Sądy mają do nich mnóstwo uwag i je unieważniają.



Najczęściej wnoszone przez studentów sprawy dotyczą stypendiów, czyli pieniędzy. I nie chodzi o małe sumy, ale kilkadziesiąt tysięcy, a nawet kilkaset tysięcy złotych. Studenci bez tytułów czy reprezentujących ich prawników wygrywają w sądach sprawy z ministerstwem, mimo że to resort dysponuje całym aparatem prawnym. Ministerstwo porażkami się jednak w ogóle nie przejmuje. Dlaczego? Bo wie, że aby zwyciężyć, trzeba wygrać wojnę, a nie tylko bitwę. A ostatnie zdanie należy właśnie do niego. Sąd bowiem może jedynie zobowiązać ministerstwo do ponownego rozpatrzenia wniosku o pieniądze. A powód, aby stypendium nie przyznać, zawsze się znajdzie. W efekcie żaden ze studentów, który spędził nawet kilka lat w sądzie i sprawę wygrał, pieniędzy jeszcze nie zobaczył. Niektórzy mówią wprost – resort chce nas zniechęcić do składania przeciwko niemu pozwów, bo bez względu na wyrok i tak jesteśmy na straconej pozycji.
Studenci więc kończą edukację z przeświadczeniem, że w sporze z większym i tak nie mają szans. W obliczu aparatu państwa są bezradni. Jego zawsze będzie na wierzchu. A dobijanie się o sprawiedliwość to tylko strata czasu.
Tak więc studia to ostatni moment na przetarcie oczu i pozbycie się złudzeń. Dawid nie zwycięży Goliata. Na tym etapie kształcenia młodzi Polacy powinni już wiedzieć, że pasterz bez broni nie pokona olbrzyma za pomocą procy. I tę opowieść tak samo jak o Świętym Mikołaju mogą włożyć między bajki.