Ryszard Piasecki opowiada o realiach polskiego szkolnictwa wyższego. / Media / materialy prasowe
Przyszłość szkolnictwa wyższego w naszym kraju wymaga poważnej dyskusji w ramach środowiska naukowego, środowisk gospodarczych, instytucji rządowych i sił politycznych, prowadzącej do wypracowania skutecznego modelu powiązań między nauką i praktyką - twierdzi Ryszard Piasecki z uniwersytetu Łódzkiego.
Upowszechnienie wiedzy i wykorzystanie informacji staje się głównym czynnikiem międzynarodowej konkurencyjności. Podstawową rolę zaczynają odgrywać centra naukowo-badawcze, ponieważ sukces rozwoju nie polega już tylko na zmniejszaniu luki w zakresie kapitału fizycznego, lecz także w zakresie wiedzy. Problem w tym, że wiedza sama z siebie nie przyspiesza rozwoju gospodarczego – musi być wykorzystana w produkcji dóbr i usług. Wtedy dopiero staje się podstawowym czynnikiem sprawczym rozwoju.
Pojawia się pytanie, czy rozwój edukacji wykraczającej poza wąski kontekst narodowy, nowoczesne technologie kształcenia na odległość, pojawienie się komercyjnych producentów wiedzy, liberalizacja handlu usługami szkolnictwa wyższego (np. w ramach WTO) stanowią zagrożenie czy też szansę dla szkolnictwa wyższego. Czy uniwersytety są aktywnymi uczestnikami, czy tylko widzami w nowej gospodarce globalnej?
W ostatnich kilkudziesięciu latach w krajach rozwiniętych dokonała się głęboka transformacja uniwersytetów z relatywnie elitarnych w powszechne. Jesteśmy świadkami pełnej globalizacji uniwersytetów, które wychodzą poza ramy narodowe. Dotychczas głównym architektem porządku społecznego było państwo, ponieważ tylko ono mogło stosować prawo i było jedynym suwerenem na swoim terytorium. Obecnie wiedza staje się globalna i ponadterytorialna. Z kolei nowe techniki informacyjne i komunikacyjne sprawiają, że w pełni realna stała się wizja uniwersytetu wirtualnego. Nieuchronnym zjawiskiem staje się umiędzynarodowienie i wirtualizacja szkół wyższych.
Niektóre kraje wschodzących rynków (Chiny, Indie, Brazylia) przystępują do budowy nowych szkół wyższych oraz szukają zagranicznych uczelni dla swoich studentów.
2,5 mln międzynarodowych studentów studiuje w takich krajach jak: USA, Wielka Brytania, Kanada i Australia (sektor kształcenia studentów zagranicznych ma wartość 30 mld dol.). Problem w tym, że rosnąca konkurencja (w zakresie kadr, technologii i wyposażenia) powoduje gwałtowny wzrost kosztów kształcenia. W USA, pomimo wysokiego czesnego, wiele szkół wyższych znajduje się na krawędzi bankructwa.
Według Institute for Public Policy Research umiędzynarodowienie uniwersytetów jest głównym wyzwaniem wobec szkolnictwa wyższego. Czołowe kraje rozwinięte – na ogół – ułatwiają „import” studentów, chociaż bywają wyjątki. Przykładowo, w Wielkiej Brytanii ostrzejsze kontrole graniczne spowodowały spadek przyjazdu Hindusów o 50 proc., a Pakistańczyków o 38 proc. Szczęśliwie dla Brytyjczyków straty te nadrobili studenci chińscy. Chiny mają ambitny program inwestycji w szkoły wyższe aż 200 mld dol. rocznie w celu ich rozwoju oraz budowy powiązań między nauką i praktyką.
W Polsce współpraca na linii nauka–praktyka jest dramatycznie słaba (poza niektórymi uczelniami politechnicznymi). Co więcej, wiele wiodących przedsiębiorstw prywatnych i państwowych (zagranicznych i krajowych) woli zlecać wykonanie różnych projektów, często prostych i nieskomplikowanych, bardzo drogim zachodnim firmom konsultingowym niż polskim uczelniom.
Dzisiaj już wiadomo, że zachodni – unijny – model edukacji uniwersyteckiej oparty na subsydiach państwowych jest luksusem, na który większość biedniejszych krajów nie może sobie pozwolić. W wielu krajach gwałtownie rozwija się komercyjne szkolnictwo wyższe, które ma jednak wielu przeciwników. W Wielkiej Brytanii rośnie opór uniwersyteckich związków zawodowych i profesury wobec szkół prywatnych, które – ich zdaniem – nie spełniają kryterium jakości kształcenia i wartości zainwestowanych środków. Tymczasem na rynkach wschodzących to właśnie szkoły prywatne przejmują rosnący popyt na usługi edukacyjne. W Brazylii zdecydowana większość studentów kształci się na uniwersytetach prywatnych (np. w latach 2004–2014 liczba studentów na uczelni FMU w Sao Paulo wzrosła z 8 do 80 tys.).
Chociaż model studiów oparty na distance learning ciągle nie budzi jeszcze zaufania, coraz bardziej rozwijają się wykłady online, co stanowi silną konkurencję dla uniwersytetów z kampusami. Technologia, demografia i zmiany modelu wzrostu gospodarczego wpływają na ewolucję szkół wyższych. Schemat jest taki: więcej studentów, większy horyzont międzynarodowy, bardziej zróżnicowani dostawcy usług (internet) i więcej współpracy na linii nauka–praktyka. Głównym wyzwaniem dla szkół wyższych jest pozostanie w grze w sytuacji, gdy studenci mogą łatwo zdobywać wiedzę poza granicami kraju lub poza murami uczelni. W tym drugim przypadku zdobywanie wiedzy możliwe jest online lub w hybrydowym kształceniu typu „firma+uczelnia” (dzięki silnej współpracy przedsiębiorstw ze szkołami wyższymi).
Dla naszych uczelni dotkniętych kryzysem demograficznym wnioski są dość jasne: konieczne jest szukanie możliwości umiędzynarodowienia działalności oraz dokonanie zasadniczej zmiany podejścia do współpracy z praktyką. Główną barierą jest niski poziom znajomości języka angielskiego zarówno kadry nauczającej, jak i studentów. Istniejące przepisy uniemożliwiają zatrudnianie na uczelniach na konkurencyjnych warunkach wybitnych praktyków, którzy nie posiadają co prawda wyższych stopni naukowych, ale za to mają olbrzymią wiedzę praktyczną, której nie mogą zapewnić wykładowcy z wiedzą teoretyczną. W konsekwencji pogłębia się luka między nauką i praktyką, a nauczanie rozmija się z oczekiwaniami rynku. Sprawą kluczową pozostaje kwestia finansowania rozwoju uczelni w Polsce.