Dostają za niskie wsparcie od rządu, a uczniowie domagają się udziału w zyskach z dofinansowania
Łatwiej zdać maturę niż egzamin zawodowy / Dziennik Gazeta Prawna
Rok szkolny 2014/2015 będzie poświęcony szkolnictwu zawodowemu – zapowiedziała w Sejmie Joanna Kluzik-Rostkowska, minister edukacji narodowej.
Dodała, że jest coraz większe zapotrzebowanie, aby dobre wykształcenie ogólne łączyć z przygotowaniem zawodowym. – Tam, gdzie szkolnictwo zawodowe jest zaniedbane, musi zostać odbudowane. Chcemy również, aby była ścisła współpraca z lokalnym rynkiem pracy – uzupełniła szefowa MEN.
Jak zapowiada biuro prasowe resortu, jeszcze we wrześniu zostaną przedstawione szczegółowe plany MEN.
– Zmiany nie będą rewolucyjne, a ewolucyjne. Nie chodzi bowiem o kolejną reformę kształcenia zawodowego. Przecież ostatnia obowiązuje dopiero od 2012 r., a zakończy się w 2017 r. Chcielibyśmy, aby niektóre procesy zachodziły jednak nieco szybciej. Na przykład te związane z udziałem przedsiębiorców w nauczaniu uczniów. Będziemy rozwijać kształcenia dualne – tłumaczy DGP Tadeusz Sławecki, wiceminister edukacji narodowej.
Dodaje, że resort chce, aby placówki skupiły się przede wszystkim na rozwijaniu praktycznych umiejętności.
– Skuteczność praktyk widać po badaniach, które zaprezentujemy. Okazuje się, że egzamin zawodowy zdają przede wszystkim ci, którzy brali udział w praktykach. Tu zdawalność sięga 80–90 proc. Zdecydowanie gorzej jest w przypadku uczniów, gdzie szkoły ich nie zapewniają. Zaproponujemy pewne działania wspierające rozwój kształcenia zawodowego – informuje wiceminister Sławecki.

Zniechęcone firmy

Wsparcie szkolnictwa zawodowego rzeczywiście jest konieczne. Zdaniem ekspertów zawodzi wiele jego elementów. Przykładowo alarmują, że coraz mniej firm chce brać udział w kształceniu przyszłych fachowców.
– W 2010 r. rzemieślników kształcących uczniów było 26,6 tys. W 2013 r. zostało ich już tylko 24,7 tys. Od kilku lat widać wyraźnie spadkową tendencję – wylicza Jolanta Kosakowska, dyrektor zespołu oświaty zawodowej i problematyki społecznej Związku Rzemiosła Polskiego (ZRP).
Pracodawcy po prostu są zniechęceni.
– Z kształcenia uczniów często rezygnują bardzo dobrze wyposażone zakłady. Nie chcą ponosić kosztów i strat, np. w związku z popsuciem maszyny, co wiąże się z przestojem w firmie – wyjaśnia Kosakowska.
Dodaje, że przez to, iż coraz więcej osób nie przystępuje do egzaminu zawodowego, również tracą sami pracodawcy.
– Uczeń może odbyć kształcenie w firmie, ale pieniądze za trzy lata jego edukacji przedsiębiorca otrzyma dopiero wtedy, gdy absolwent podejdzie do egzaminu i go zda. Jeśli te osoby nie podejmują takiego wysiłku, pracodawca traci nakłady, które przeznaczył na ich naukę – podkreśla Jolanta Kosakowska.
Za każdego ucznia, który zda egzamin, pracodawca może uzyskać dofinansowanie w wysokości 8,6 tys. zł.
– Obserwujemy też niepokojące zjawisko szantażowania pracodawców przez uczniów – wskazuje Jolanta Kosakowska.
Mówią, że przystąpią do egzaminu, jak firmy przekażą im za to jakąś dolę z dofinansowania. Tymczasem kwota 8,6 tys. zł nie pokrywa nawet kosztów kształcenia. Z wyliczeń ZRP, do których posłużyły dane z Instytutu Badań Edukacyjnych, wynika, że trzyletni cykl kształcenia pochłania od 24 tys. zł do 32 tys. zł. Szkoła publiczna z subwencji oświatowej otrzymuje 8 tys. zł rocznie i nie jest ona uzależniona od wyników ucznia. Pracodawca dostaje podobną kwotę, ale za cały cykl.
– Oczywiście firma uzyskuje pomoc w postaci dodatkowych rąk do pracy, ale to osoba niewykwalifikowana, która popełnia błędy i trzeba ją wszystkiego nauczyć – stwierdza ekspertka.

Obowiązkowy egzamin

Zdaniem związku uczniowie powinni mieć obowiązek podchodzenia do egzaminu zawodowego.
– W tej sprawie szykujemy wystąpienie do MEN. Młodzi ludzie nie zawsze zdają sobie sprawę, jak wiele tracą, dlatego system powinien wymagać, aby egzamin był obowiązkowy – uważa Kosakowska.
Wojciech Szczepański, przewodniczący sekcji edukacji i szkolnictwa zawodowego Pracodawców Pomorza, uzupełnia, że kształcenie zawodowe jest droższe od ogólnego. Nie wystarczy do niego tablica i kreda. Rozważano nawet, aby uczeń musiał w momencie rozpoczęcia kształcenia zapłacić kaucję, którą by odzyskał w momencie przystąpienia do sprawdzianu, jednak ten pomysł nie znalazł poparcia.
Ekspertów niepokoi też niska zdawalność egzaminów zawodowych. Aby go zaliczyć, trzeba uzyskać 70 proc. punktów, a do zdania matury wystarczy 30 proc.
– Mimo to w tym zakresie nie przewiduje się zmian. Taki próg jest uzasadniony i jego zaniżanie byłoby niewskazane – kwintuje Ewa Rudomino, wicedyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej.

Reforma zawodzi

Niektóry wskazują, że część z błędów, które występują w kształceniu, to efekt reformy obowiązującej od 2012 r. Podzieliła ona każdy zawód na kwalifikacje. Aby uzyskać dyplom w danym fachu, trzeba przystąpić do egzaminu z każdej z nich.
– To nie był dobry pomysł, aby młodzież w szkołach ponadgimnazjalnych musiała zdawać w trakcie nauki np. trzy egzaminy zawodowe. Związek sprzeciwiał się wprowadzeniu takiego rozwiązania, teraz z rozmów ze szkołami okazuje się, że to się nie sprawdza i byłoby lepiej, aby uczeń podchodził do jednego egzaminu pod koniec kształcenia – twierdzi Jolanta Kosakowska.
Z tym nie zgadza się Wojciech Szczepański.
– Podzielenie profesji na kwalifikacje to była odpowiedź na potrzeby rynku. To rozwiązanie pozwoliło uelastycznić kształcenie zawodowe. Uczeń dzięki temu może zdobywać kolejne umiejętności i poszerzać swoje kompetencje. Jeśli musi nagle zrezygnować z kształcenia zawodowego, to zawsze ma już przynajmniej część potrzebnych kwalifikacji – podsumowuje Wojciech Szczepański.
Za każdego ucznia, który zda egzamin, firma może dostać 8,6 tys. zł dofinansowania