Szkoły zarzucają stronniczość ekspertom opiniującym projekty naukowe. Zasady ich dotowania prowadzą do tego, że środki nie zawsze trafiają do najlepszych.
Rząd ma wspierać najlepsze innowacyjne projekty / Dziennik Gazeta Prawna
Nierzetelne osoby, którzy opiniują projekty uczelni na realizację przedsięwzięć naukowych, niweczą ich szanse na kilkumilionowe wsparcie. Większość placówek decyduje się na złożenie odwołania w przypadku negatywnej opinii. Często mają rację. Mimo że ich projekty okazują się jednymi z najlepszych, nie mają już szans na pieniądze.

Mała rezerwa

Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie (UEK) w 2013 r. złożył wniosek o 4,5 mln zł na przygotowanie kadry i programów nauczania w obszarze rozwoju innowacyjnego, z wykorzystaniem dobrych praktyk ponadnarodowych. Został on jednak odrzucony przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR).
– Powodem było to, że nie spełniliśmy kryterium horyzontalnego – wyjaśnia Lesław Piecuch z UEK. Wskazuje, że projektowi zarzucono dyskryminację ze względu na płeć.
– To był dla nas niezrozumiały argument. Recenzent dopatrzył się, że na uczelni, która jest częścią tego projektu, była wyższa liczba studentów niż studentek. Chodziło o politechnikę, gdzie jest to tendencja powszechna – wyjaśnia.
UEK odwołał się od negatywnej opinii.
– Po ponownym rozpatrzeniu wniosku przyznano nam rację – mówi Lesław Piecuch.
Projekt otrzymał łącznie 95,5 punktu. Na liście rankingowej dotacja została przyznana tym uczelniom, które zebrały nie mniej niż 83 punkty. Mimo to UEK pieniędzy nie otrzymał, bo środki rozdysponowano przed zweryfikowaniem odwołań.
W podobnej sytuacji znalazło się kilkanaście uczelni, w tym Politechnika Poznańska (straciła 2,7 mln zł), Politechnika Wrocławska (4,7 mln zł) i Uniwersytet Techniczno-Przyrodniczy w Bydgoszczy (2,3 mln zł).

Nieskuteczne odwołanie

– Mimo że projekty uczelni uzyskują po odwołaniu wysoką punktację i są jednymi z najlepszych, pieniędzy na ich realizację nie dostają. To jest zgodne z prawem, ale sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i logiką – uważa Lesław Piecuch.
Odwołanie okazuje się stratą czasu. – Nie pierwszy raz spotykam się z taką sytuacją – przyznaje Dorota Gawrońska Wójcik, zastępca kanclerza Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Leszek Cieśla z NCBiR, zaznacza, że na odwołania przeznaczona jest rezerwa. – W ramach wynoszącego 50 mln zł budżetu konkursu, w którym brał udział UEK, stworzona była rezerwa finansowa w wysokości 5 proc. jego wartości z przeznaczeniem na ewentualne odwołania – wskazuje.
Środków jest jednak za mało.
– W przypadku NCBiR jest dużo odwołań. Możliwe, że wynika z tego, że uczelnie walczą o duże pieniądze – mówi prof. Andrzej Jajszczyk, dyrektor Narodowego Centrum Nauki.
W omawianym konkursie z negatywną oceną projektu nie zgodziło się 39 szkół na 61 tak ocenionych. Połowie z nich NCBiR po ponownej ocenie wniosku przyznał rację.
Część z władz uczelni boi się zabierać głos w tej sprawie. Po cichu przyznają, że w ocenach NCBiR jest bardzo dużo błędów, które widać już na pierwszy rzut oka.
– Nierzetelność recenzentów jest ogromna. Wątpliwości budzi sposób dobierania ich do oceniania projektów. Często o opinii dla danego wniosku decydują względy środowiskowe, a nie jego merytoryczność – wyjaśnia DGP przedstawiciel uczelni, który prosi o anonimowość.
Eksperci wskazują, że dzięki koneksjom niektóre projekty są bardziej uprzywilejowane, mimo że recenzenci są zobowiązani złożyć oświadczenie o niezależności. Zawodzi też system rekrutacji recenzentów.
– Wystarczy przedstawienie życiorysu. Nie ma testów, które weryfikują jego kwalifikacje – mówi Dorota Gawrońska-Wójcik.
Kwestionowany jest też sposób wyboru recenzentów NCBiR do oceny konkretnych projektów.
– Dobieramy osoby, które są w danej dziedzinie ekspertami i są w stanie ocenić rzetelnie wniosek o pieniądze. W NCBiR się ich losuje – twierdzi prof. Andrzej Jajszczyk.
Projektodawcy negatywnie oceniają skuteczność takiego rozwiązania.
– NCBiR umożliwia wgląd do tej oceny. Zdaniem osób, które składały projekt, widać, że recenzent, który go oceniał, nie zna się na danej dziedzinie – uważa Dorota Gawrońska-Wójcik.
Jej zdaniem często można zauważyć, że oceny są wpisywane metodą kopiuj-wklej, a recenzent nie poświęcił wystarczająco dużo czasu na wnikliwe przeczytanie projektu.
Lesław Piecuch wskazuje, że recenzenci są słabo opłacani.
– Dostają czasem po 200–300 zł za jedną ocenę. Dlatego, aby zarobić, muszą wystawić opinię przynajmniej dla pięciu projektów – twierdzi.
Z tymi zarzutami nie zgadza się NCBiR.
– W przypadku konkursów ocena zawsze jest przeprowadzana przez przynajmniej dwóch ekspertów. Ta, która nie spełnia obowiązujących w NCiBR standardów, jest odsyłana do korekty przed ostatecznym obliczeniem wyników. W wypadku ich znacznej rozbieżności jest przeprowadzana dodatkowa, trzecia ocena – wskazuje Leszek Cieśla.
Dodaje, że każdy z ekspertów jest przy tym obowiązany spełniać swoje funkcje zgodnie z prawem, sumiennie, sprawnie, dokładnie i bezstronnie.

Zmienić zasady

Eksperci wskazują, że NCBiR powinno rozdzielać fundusze dopiero po uwzględnieniu odwołań.
– W przypadku dzielenia środków unijnych gonią nas terminy, dlatego wstrzymywanie realizacji projektu dla innych uczelni nie jest możliwe – tłumaczy prof. Andrzej Jajszczyk.
NCBiR wskazuje, że byłoby to też niezgodne z zasadami Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki.