Na słowackich uczelniach można zrobić habilitację sześćdziesiąt razy szybciej niż w Polsce. Cena: 6,5 tys. zł

Choć taka turystyka naukowa jest zgodna z prawem, to środowisko akademickie przeciwko niej protestuje. A naukowcy się bronią: w Polsce blokuje się nam karierę.

Cennik zamieszczony na stronie internetowej Uniwersytetu Katolickiego w Rużomberku nie pozostawia złudzeń – w ofercie jest habilitacja doktorska za równowartość 6,5 tys. zł. W ogłoszeniach o obronach prac habilitacyjnych tam zamieszczonych doliczyć się można 13 rozpraw na przestrzeni ostatnich trzech miesięcy. Siedem z nich dotyczyło kandydatów z Polski. Szacunkowo w ciągu ostatniej dekady tytuł naukowy na Słowacji zdobyło 150 Polaków.

Do Rużomberku przyjeżdżają naukowcy z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, Akademii w Bielsku-Białej czy Akademii Jana Długosza w Częstochowie, a także z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Kandydat musi spełnić kryteria wyznaczone przez radę naukową uczelni. Słyszałem, że niektóre są niższe niż w Polsce, ale nasze procedury są zgodne ze słowackim prawem – tłumaczy Vladimir Buzna, rzecznik słowackiego uniwersytetu.

Zdarza się, że wśród świeżo upieczonych słowackich doktorów habilitowanych są osoby, których dorobek został zakwestionowany w Polsce (ich przewody habilitacyjne zostały podważone przez Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułu), albo wszczęto w stosunku do nich postępowanie sądowe (np. w związku z podejrzeniem o plagiat czy łapówkarstwo).

Inny zarzut pod adresem słowackich kryteriów: do dorobku naukowego zaliczają rozprawy i publikacje, których nikt nie weryfikuje, a ich poziom jest bardzo niski. Znane są też przypadki ekspresowych habilitacji: pewien naukowiec z KUL w Rużomberku obronił pracę doktorską w kwietniu, a habilitował się już dwa miesiące później. Tymczasem średni czas uzyskania habilitacji w Polsce to 10–12 lat.

Zaczął też działać chów wsobny: wypromowani na Słowacji Polacy stają się jedynymi recenzentami koleżanek i kolegów ubiegających się o tytuły naukowe. Bywa, że recenzentem jest bezpośredni przełożony – pracodawca kandydata z Polski. Albo że za habilitację pracownika płaci uczelnia. Tytuł naukowy przynosi bowiem profity nie tylko naukowcowi, lecz także jednostce, w której pracuje. Dzięki temu nabywa ona m.in. uprawnienia do otworzenia nowego wydziału.

Słowackie uczelnie nie ponoszą żadnych kosztów masowego habilitowania polskich naukowców. Przeciwnie – zarabiają na pobieranych opłatach. – Wydaje mi się, że moi słowaccy koledzy czasem po prostu przepuszczają habilitanta, wychodząc z założenia, że nawet jak będzie niedouczony, to przecież i tak nie będzie pracował na ich uczelni – ocenia prof. Tadeusz Luty, były przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich. Winni nie czują się także naukowcy habilitowani na Słowacji. „W Polsce starsi koledzy blokują nam karierę. To od nich zależy, kto uzyska habilitację na macierzystej uczelni” – argumentują.

– Kryteria są w Polsce niejasne, zaś na Słowacji bardzo przejrzyste. Nie kupuję tytułu, jest to efekt całej mojej pracy w dziedzinie humanistyki. Mój kolega robił habilitację 20 lat. Więc ja podchodzę do tego racjonalnie: jeżeli mój rząd podpisuje umowę z drugim rządem, to ta umowa obowiązuje, a ja z niej korzystam – opowiadał jeden z naukowców habilitowany w Rużomberku.

Tytuł rzeczywiście uzyskiwany jest w pełni zgodnie z prawem. W 2005 r. rządy Polski i Słowacji zawarły umowę o wzajemnym uznawaniu tytułów naukowych. Uznaje ona m.in., że słowacki docent oraz „doktor věd” są równoważne z naszym doktorem habilitowanym. – Z naukowego punktu widzenia wcale tak nie jest – uważa prof. Bogusław Śliwerski, przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, który od lat walczy z turystyką habilitacyjną. Nazywa ją wprost patologią, za którą odpowiedzialne ma być MNiSW. – Ministerstwo otworzyło furtkę, przez którą przelewa się fala pseudonaukowców wracających ze Słowacji z dyplomami, ale niczego niewnoszących do nauki – komentuje.

Przeciw słowackim habilitacjom protestują też inne komitety PAN: socjologii oraz nauk filozoficznych. Uważają one, że naukowcy ze słowackim dyplomem stali się czynnikiem demoralizującym dla osób podatnych na łatwą i szybką drogę awansu. Obliczono, że ich liczba rośnie: w latach 2005–2008 doktora habilitowanego w naukach pedagogicznych zdobyło na Słowacji 22 Polaków. W latach 2009–2013 było ich już 69.

Środowisko akademickie oczekuje, że sprawą zajmie się nowa minister nauki i szkolnictwa wyższego Lena Kolarska-Bobińska. Resort odpowiada ustami rzecznika Łukasza Szeleckiego: „Kilkukrotnie zwracaliśmy się do uczelni słowackich z prośbą o wyjaśnienie przypadków budzących wątpliwości”. Resort zaproponował też stronie słowackiej spotkanie komisji specjalistów, którzy mieliby wyjaśnić kwestie związane z nadawaniem stopni naukowych. Na razie nie uzyskał żadnej odpowiedzi.