Niepubliczne uczelnie chcą otwierać wydziały medyczne. To recepta na kryzys demograficzny i lep na studentów. Do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) wpłynęły wnioski w sprawie nadania uprawnień do prowadzenia kierunków lekarskich od Uczelni Łazarskiego w Warszawie, Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego i Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach.

Przeciwnicy przekonują, że to spowoduje inflację dyplomu lekarza (te uczelnie kształcą humanistów i inżynierów). Zwolennicy – że Polska jako kraj o współczynniku 2,2 lekarza na tysiąc mieszkańców (dane OECD) bez prywatyzacji ich kształcenia nie upora się z kolejkami w służbie zdrowia.
– Nie możemy doprowadzić do takiej sytuacji, jaka ma miejsce w przypadku kształcenia weterynarzy. Dwie szkoły wyższe w Polsce kształcą już nie lekarzy, ale magistrów weterynarii. Jeżeli kierunki lekarskie będą otwierane na uczelniach niemedycznych, jakość kształcenia się obniży – uważa Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Aby uzyskać uprawnienia, uczelnie muszą otrzymać pozytywną opinię Polskiej Komisji Akredytacyjnej (PKA), która sprawdza jakość oferowanych studiów.
– Weryfikujemy, czy uczelnia dysponuje m.in. odpowiednią kadrą, infrastrukturą, musi też zapewnić studentom naukę w szpitalu klinicznym – wyjaśnia prof. Marek Rocki, przewodniczący PKA. Dodaje, że tym warunkom nie jest łatwo sprostać. W efekcie są już pierwsze odrzucone wnioski. – Uczelnia Łazarskiego otrzymała negatywną opinię – informuje prof. Rocki.
Zwolennicy prywatnej medycyny są zdania, że czas gra na ich korzyść. Około 16 tys. polskich lekarzy przekroczyło pięćdziesiątkę. Powyżej 71. roku życia jest ich ponad 8 tys. W jednym momencie spora część lekarzy może przejść na emeryturę i powstanie dziura, która będzie musiała zostać zapełniona młodymi medykami. Problem ten może być szczególnie widoczny w niektórych specjalizacjach. Na przykład w pediatrii średnia wieku lekarza wynosi 58 lat. A miejsc na medycynie jest za mało. W 2013 r. o jedno walczyło 8,8 chętnego.

Lekarz z prywatnej uczelni dla zagranicznych pacjentów

Uczelnie, które do tej pory nie kształciły medyków, występują do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) o nadanie uprawnień do prowadzenia kierunków lekarskich.

Jak wynika z informacji DGP, w tej sprawie wpłynęły do resortu nauki wnioski Wyższej Szkoły Technicznej w Katowicach, Uczelni Łazarskiego w Warszawie, Uniwersytetu Rzeszowskiego, Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Takie plany ma też Uczelnia Warszawska im. Marii Curie-Skłodowskiej, która buduje nawet szpital, by w przyszłości mieć zaplecze do prowadzenia zajęć dla przyszłych medyków. Wszystkie szkoły wyższe ubiegające się o zgodę na kształcenie lekarzy wskazują, że będą kształcić bardzo potrzebnych absolwentów.

– Mamy tak duży deficyt lekarzy, że grozi nam zapaść. Każda inicjatywa, która zwiększy ich liczbę, jest cenna – podkreśla dr Jerzy Gryglewicz z Uczelni Łazarskiego. Dodaje, że o jakości ich kształcenia nie decyduje miejsce, gdzie ono się odbywa, lecz kadra.

Wiele osób boi się, że uczelnie niepubliczne, które chcą uruchamiać kierunki lekarskie, wyspecjalizują się w kształceniu cudzoziemców. – Obecnie na kierunkach medycznych w Polsce kształci się 5,2 tys. obcokrajowców. Płacą po 12 tys. euro za rok nauki – mówi prof. Marek Rocki, przewodniczący Polskiej Komisji Akredytacyjnej (PKA). Dodaje, że od dwóch lat PKA ma akredytację z Departamentu Edukacji Stanów Zjednoczonych. To oznacza, że dyplomy uzyskane w Polsce są uznawane za oceanem (są również honorowane w UE).

– Chętnie naukę na kierunkach medycznych podejmują też Skandynawowie – twierdzi prof. Jerzy Malec z Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Ta uczelnia również chce kształcić lekarzy. Czeka na opinię PKA.

– Kształcenie medyków jest bardzo drogie. Wyliczyliśmy, że czesne wynosić będzie około 40 tys. zł rocznie – podkreśla prof. Malec.

Dla polskiego studenta to dużo. Dla zagranicznego – niewiele. – Nauka w Stanach Zjednoczonych jest kilka razy droższa, dlatego opłaca się przyjechać do Polski – wyjaśnia prof. Marek Rocki.

Kierunek lekarski chce też otworzyć Uczelnia Warszawska im. Marii Skłodowskiej-Curie (UWMC). Ma w planach wybudowanie szpitala klinicznego, który pomoże w kształceniu. – Widać, że chętnych na te fakultety nie brakuje. W Polsce na tysiąc pacjentów przypada niewielu lekarzy – tłumaczy Anna Skłucka, prorektor do spraw rozwoju UWMC.

Na razie tylko jedna uczelnia publiczna (na której będzie można się kształcić za darmo) czeka na zgodę, aby uruchomić kierunek lekarski. To Uniwersytet Rzeszowski (UR). – To naturalny rozwój uczelni, skoro kształcimy już na kierunkach takich jak pielęgniarstwo, rehabilitacja czy fizjoterapia. Te studia mają ruszyć w roku akademickim 2015/2016 – zapowiada prof. Aleksander Bobko, rektor UR.

Jednak zdaniem wielu nie ma potrzeby otwierania kierunków lekarskich na uczelniach, które nie mają doświadczenia w kształceniu kadr medycznych.

– Uniwersytety medyczne mają potencjał wystarczający do tego, aby kształcić więcej lekarzy – podkreśla Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Dodaje, że są one ograniczone jedynie limitami ustalonymi przez resort zdrowia. Te będą zresztą obowiązywały również uczenie niemedyczne, które zyskają uprawnienia do kształcenia lekarzy.

– Od dawna apelujemy do ministra o zwiększenie limitów – podkreśla Maciej Hamankiewicz. Zdaniem samorządu zamiast otwierać kierunki lekarskie na prywatnych uczelniach, lepiej uwolnić limity dla uniwersytetów medycznych.