Premier Tusk zapowiedział stworzenie owego darmowego podręcznika dla pierwszoklasistów. Problem w tym, że nikt w rządzie nie wie, co ma ona zawierać ani ile będzie kosztowała budżet.
Za osiem miesięcy do wszystkich pierwszaków ma trafić bezpłatny, uniwersalny podręcznik. Rząd w ekspresowym tempie przyjął projekt nowelizacji ustawy, która pozwoli ministrom na zlecanie opracowania i wydawania książek. To najszybciej przygotowywana ustawa w tej kadencji Sejmu. Na tym konkrety się kończą.
Projekt zmian w ustawie o systemie oświaty jest enigmatyczny. To dwa podpunkty mówiące, że „minister właściwy do spraw oświaty (...) może zlecić opracowanie i wydanie podręcznika” oraz że „podręcznik lub jego część, opracowany w wyniku zlecenia (...) jest dopuszczony do użytku szkolnego z mocy prawa”.
– Widzę dwie potencjalne ścieżki dla tego pomysłu. Obie równie karkołomne – mówi b. minister edukacji, posłanka SLD Krystyna Łybacka. – Pierwsza to wybór jednego podręcznika spośród już dopuszczonych i rozpisanie przetargu na druk. Poniesione będą tylko koszty zakupu praw autorskich, wydrukowania i dystrybucji. Ale wybór może być oprotestowany przez innych wydawców – mówi Łybacka.
– Drugim rozwiązaniem jest ogłoszenie przetargu na całą książkę. To jeszcze bardziej skomplikowana sprawa, bo procedura może potrwać kilka miesięcy, nie mówiąc o merytorycznym opracowaniu książki – dodaje Łybacka.Eksperci wskazują na jeszcze inne możliwości: partnerstwo publiczno-prywatne ministerstwa z wydawcami lub zlecenie wykonania merytorycznego i wydania książek instytucji budżetowej podległej lub nadzorowanej przez MEN, np. Ośrodkowi Rozwoju Edukacji.
– Przyznam się, że nie widzę żadnej realnej drogi, która pozwoliłaby w ciągu kilku miesięcy na wydanie i wprowadzenie do szkół książki, która byłaby na dobrym poziomie, bez błędów i spełniałaby potrzeby uczniów z całego kraju – mówi nam dr Anna Okońska-Walkowicz, prezes Społecznego Towarzystwa Oświatowego. – Co najwyżej może to być elementarz, który i tak będzie trzeba uzupełniać innymi książkami – dodaje dr Okońska-Walkowicz

Rządowy podręcznik ze znakami zapytania

Przedstawiając plany rządu na ten rok, premier Donald Tusk niespodziewanie poinformował, że od 1 września 2014 r. dzieci, które pójdą do I klasy szkoły podstawowej, otrzymają darmowy podręcznik. Za rok ma on trafić nawet do dwóch roczników. Już pięć dni później projekt nowelizacji, który pozwala na takie rozwiązanie, trafił do Rządowego Centrum Legislacji, a wczoraj został przyjęty przez rząd. I to mimo że w ogóle nie odbyły się konsultacje społeczne, a w konsultacjach rządowych pojawiło się wiele niejasności.

Ministerstwo Finansów zarzuciło MEN, że w nowelizacji brak wyliczeń dotyczących wpływu nowych rozwiązań na sektor finansów publicznych. A te mogą być znaczne, bo tylko w tym roku do I klas pójdzie ok. 500 tys. dzieci. Zapewnienie dla każdego książki to – jak szacują wydawcy – od 10 do 20 zł na osobę, czyli nawet 10 mln zł.

UOKiK zasygnalizował, że projekt nie uwzględnia tego, jak to wpłynie na konkurencyjność gospodarki i przedsiębiorczość. Chciał też, by MEN doprecyzowało, czy rządowe podręczniki mają zastąpić te wydawane przez komercyjnych wydawców, czy uzupełnić ofertę rynkową.

To ważne pytanie dla wydawców, bo rynek podręczników wart jest ok. 870 mln zł, a te do klas pierwszych według wyliczeń Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych to blisko 70 mln zł.

Szef ABW zwrócił uwagę, że brakuje w nowelizacji szczegółów dotyczących zasad zamawiania książek i tego, czy będą prowadzone na podstawie ustawy o zamówieniach publicznych. Zwrócił uwagę na konieczność rozstrzygnięcia, kto będzie recenzował podręcznik. Komercyjne są oceniane już po napisaniu przed dopuszczeniem do użytkowania.

MEN na uwagi odpowiedziało ogólnie. Nie podało kosztów, a na pytanie o recenzowanie książek wyjaśniło, że rozwiąże to jak przy tworzeniu podstaw programowych, które są oceniane jeszcze podczas tworzenia.

Nasze pytania odnośnie projektu „darmowy elementarz”

● Jaki dokładnie będzie koszt projektu? Czy zostanie pokryty z budżetu MEN, z budżetów samorządów, czy może ze specjalnej dotacji rządowej?

● Dlaczego jest tak szybkie tempo wprowadzania projektu? Czy nie zagrozi ono jakości nauczania?

● Czy w kosztach projektu przewidziane są szkolenia dla nauczycieli?

● Czy w ramach projektu przewidywane jest także zapewnienie nauczycielom metodologii nauczania w oparciu o nowe książki?

● Czy nowy podręcznik ma być jedynym źródłem edukacyjnym, czy równolegle będzie można korzystać z podręczników komercyjnych?

● Jak będzie dokładnie wyglądała procedura zamówienia tego podręcznika? Czy MEN bierze pod uwagę ewentualne kłopoty przy procedurze przetargowej?

● Czy rząd wziął pod uwagę zasady konkurencyjności w Polsce? Czy jeden rządowy podręcznik nie będzie ich łamał? Co na to Komisja Europejska i unijne zasady konkurencji? Czy możliwe jest wykluczenie wydawców z rynku zgodnie z prawem europejskim?

● Wydawcy w dużej części mają już zakontraktowane podręczniki na rok szkolny 2014/2015, zamówili je u autorów i czasem też opłacili druk. Czy przewidziane są rekompensaty na wypadek sytuacji, gdyby ponieśli straty finansowe z powodu zmiany zasad gry?

Wszystkie te pytania DGP wysłał do resortu edukacji. Czekamy na odpowiedzi.