Słuchacze warszawskiej Akademii Pedagogiki Specjalnej (APS) zrezygnowali ze studiów podyplomowych, skarżąc się na niski poziom zajęć. Uczelnia zwróciła pieniądze i skasowała studia. Chodziło o kształcenie przyszłych superwizorów w pracy socjalnej. Polska Komisja Akredytacyjna (PKA) i Ministerstwo Nauki zgodnie przyznają, że to najpewniej pierwszy taki przypadek.
Zdaniem słuchaczy uczelnia realizowała mniejszą liczbę godzin, niż początkowo zapowiadała. Ale przede wszystkim okazało się, że studia... nie dadzą uprawnień do pracy w zawodzie, w którym kształcą. Rozporządzenie wprowadzające tryb szkolenia takich osób ma wejść w życie dopiero w styczniu 2014 r., studia ruszyły zaś w marcu tego roku. – Mieliśmy obietnicę od kierownika, który pracował przy powstawaniu rozporządzenia, że oferta studiów da nam odpowiednie kwalifikacje i będziemy mogli się ubiegać o pracę jako superwizorzy – mówi jeden ze słuchaczy. Szybko jednak się okazało, że wymogi wobec superwizorów będą inne niż oferta studiów.
– Miały one charakter studiów doskonalących, co oznacza, że nie dawały formalnych uprawnień do pełnienia zawodu superwizora. Informacja ta była zamieszczona w dostępnych dla słuchaczy miejscach, w tym na stronie internetowej uczelni – przekonuje prof. Jarosław Rola, dziekan Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych APS. I wskazuje, że inne uczelnie też prowadzą tego rodzaju studia, np. Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie czy Wyższa Szkoła Gospodarki w Bydgoszczy. – Zaproponowany przez APS program studiów i jego treści, jak sądzimy, dobrze odpowiadały potrzebom praktyki w tym zakresie – mówi prof. Rola.
Słuchacze utrzymują jednak, że prowadzący ten typ studiów na APS obiecywali im, iż ich ukończenie będzie jednoznaczne z uzyskaniem formalnych uprawnień do wykonywania zawodu. Dlatego też wszyscy poza dwoma złożyli wymówienia, otrzymując zwrot czesnego za drugi semestr. Skierowali również pismo informujące resort nauki. „Nie podjęliśmy działań w celu wyjaśnienia sprawy, ponieważ pismo nie miało charakteru skargi” – informuje biuro prasowe ministerstwa.
– Paradoksalnie jestem zadowolony, że słuchacze podjęli taką decyzję. To znaczy, że są świadomi swoich praw i oczekiwań – mówi przewodniczący PKA prof. Marek Rocki, podkreślając zarazem, że uczelnia ma dobrą renomę. Profesor Rocki tłumaczy, że PKA dopiero w 2011 r. otrzymała uprawnienia do oceny jakości studiów podyplomowych, ale jedynie w ramach kontroli instytucjonalnej prowadzonej dla całego wydziału. – Dlatego ocen było na razie niewiele – przyznaje.
Tymczasem takich typów studiów może być wiele. Uczy się na nich blisko 200 tys. osób. Są wśród nich powstające w związku z przepisami wprowadzającymi nowe zawody. Tak było w przypadku superwizora, a wcześniej asystenta rodziny. Również wtedy szkoły próbowały wyjść przed szereg. Ramy kwalifikacji resort pracy określił w grudniu 2011 r., ale oferta takich studiów była w kilku łódzkich szkołach już kilka miesięcy wcześniej. I choć nie jest to zabronione, w takiej sytuacji mylna może być nazwa kierunku, sugerująca, że daje on uprawnienia do wykonywania zawodu.
Ostatnia duża kontrola NIK została wykonana w 2007 r. Jej wyniki były wówczas miażdżące. Kontrolerzy sprawdzili 26 szkół wyższych, ale jedynie dwie uzyskały pozytywną ocenę organizacji i finansowania studiów podyplomowych. Inne uczelnie dopuściły się wielu nieprawidłowości. Przykładem naruszeń opisanych w czasie kontroli był brak pełnych informacji o opłatach. Wiele uczelni nie wypełniło obowiązku podawania takich informacji. Ponad połowa uczelni miała przyjmować na studia podyplomowe osoby bez dyplomów magisterskich lub licencjackich.
Po latach prosperity studia podyplomowe zaczynają tracić słuchaczy / Dziennik Gazeta Prawna