W ostatnich latach nauczyciele jako jedyni pracownicy całej sfery budżetowej dostali podwyżki. Rząd nie odbiera im ich przywilejów.
Przywileje z Karty nauczyciela / Dziennik Gazeta Prawna
Oświatowe związki zapowiadają protesty w obronie Karty nauczyciela. Od dziś rusza akcja informacyjna i trwa oflagowywanie szkół. Nie jest wykluczone, że przeprowadzony będzie też strajk generalny, jeśli rząd zdecyduje się uchwalić nowelizację karty.
Zdumienia nie kryją przedstawiciele samorządów. Również Krystyna Szumilas, minister edukacji narodowej, w rozmowie z DGP przyznała, że zmiany nie powinny być zaskoczeniem. – Zwłaszcza że były one przez wiele miesięcy konsultowane ze wszystkimi zainteresowanymi – dodała.
Zdaniem ekspertów związkowcy zdecydują się zaostrzyć protesty, choć nie mają argumentów do ich wszczynania.

Brak powodu

Strajki w firmach najczęściej dotyczą podwyżki płac lub zablokowania zwolnień. Na te ostatnie nauczyciele nie mają realnego wpływu, skoro co roku w szkołach jest mniej uczniów. Jeśli chodzi o płace – nie mają powodów do narzekań. Od 2008 r. do 2012 r. byli jedyną grupą pracowników z całej sfery budżetowej, która otrzymywała podwyżki. Ich średnie płace wzrosły o 50 proc. W przypadku nauczyciela z najwyższym stopniem awansu wynosi ona 5 tys. zł. Dopiero w tym roku osoby uczące w szkołach podzieliły los urzędników, którzy mają zamrożone płace od 5 lat.
– Protestujemy bardziej przeciwko generalnej polityce oświatowej resortu edukacji. Nie chcemy, aby było przyzwolenie ze strony rządu na przekazywanie szkół stowarzyszeniom – wyjaśnia Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Podobne argumenty wskazują też inni związkowcy.
– Cała polityka związana z oświatą nam się nie podoba. Nie mamy z kim rozmawiać. A karta to przecież układ zbiorowy pracy i nie wolno jej zmieniać bez negocjacji. Nie wystarczy zebrać opinii o zmianach – mówi Ryszard Proksa, przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.
Według niego, jeśli rząd i Sejm nie podejmą współpracy z jego związkiem, oświatę czeka strajk generalny. Tłumaczy, że protesty będą też związane z planowanymi zmianami w karcie. – Samorządy nie powinny prowadzić postępowań dyscyplinarnych nauczycieli. Nie jest też uzasadnione, aby w większym stopniu decydowały o ich awansie zawodowym – kwituje.
Tym zaskoczeni są lokalni włodarze. – Nie zależy nam na przejmowaniu od kuratoriów prowadzenia postępowań dyscyplinarnych, a także prowadzenia procedury awansu zawodowego nauczycieli. I nie jest to zadanie na tyle istotne, aby z tego powodu protestować – mówi Marek Olszewski, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
Jego zdaniem zmiany w karcie są nieznaczne i nie spełniają oczekiwań samorządów. Te przed rokiem żądały np. wprowadzenia wyższego pensum niż podstawowe 18 godzin. Takie rozwiązanie nie znalazło się w nowelizacji karty, mimo że według badań OECD czas pracy polskich nauczycieli należy do najkrótszych.

Nie ma zamachu

Zdaniem ekspertów protesty są przeprowadzane z poczucia obowiązku wobec szeregowych członków organizacji. Podkreślają, że projektowane zmiany nie są zamachem na ich przywileje. Już teraz dyrektor placówki może skrócić do 47 dni ich urlop. Jedyną znaczącą zmianą jest zaostrzenie zasad udzielania urlopu zdrowotnego i skrócenie go z trzech lat do roku.
– Ze wszystkich grup zawodowych to właśnie nauczyciele otrzymali w ostatnich latach najwięcej korzyści. Protesty są bezzasadne – mówi Edmund Wittbrodt, senator PO i były minister edukacji.
Do protestów sceptycznie są też nastawieni dyrektorzy, którzy w większości są również nauczycielami. – Otrzymujemy sygnały, że szefowie placówek utrudniają ich oflagowanie i przeprowadzenie kampanii informacyjnej – wskazuje Sławomir Broniarz.
– Nie zamierzam robić problemów związkowcom – podkreśla Tomasz Malicki, dyrektor Liceum Ogólnokształcącego nr 1 im. Bartłomieja Nowodworskiego w Krakowie.
Zaznacza jednak, że te protesty są tylko po to, aby pokazać, że istnieją oświatowe związki.