Dowiedziałem się, że jestem konserwą, nieukiem i złym rodzicem. A to przez to, że ośmieliłem się – jako ojciec 6-latka – nie posłać go do pierwszej klasy i protestować przeciwko tej reformie.
Nieuka bym jeszcze zniósł, ale konserwa?! Od zawsze byłem zwolennikiem jak najwcześniejszej edukacji, swoje pięciolatki widziałbym nawet w zerówce, problem w tym, że uniemożliwia mi to rząd. Tak właśnie, rząd.
W kwestii dzieci jestem egoistą. Ważniejsze jest dla mnie ich dobro niż dobre samopoczucie władzy, która chciałaby na nich przetestować, czy rzeczywistość wygląda tak, jak jej się wydaje. Przed decyzją postanowiłem więc zasięgnąć języka. Tak, słyszałem, wszystko działa, w szkołach gwiazdki z nieba, ale cóż, nie jestem taki ufny. Znam kilka nauczycielek, więc zadzwoniłem. Pierwsza pyta: – Czy dzieciak głoskuje? Bo jak nie, to nie posyłaj, nie da sobie rady. Konsternacja, Wikipedia w ruch i już wiem, o co chodzi. Chyba nie głoskuje. Dzwonię do drugiej: – Czy usiedzi w ławce? – pyta. – Całą lekcję? – dziwię się. – Przecież macie miejsca do zabaw, zajęcia na podłodze... Tu przerwała mi i oznajmia: – Niby mam, ale wstawili mi do sali dodatkowe ławki i już nie mam. Była jeszcze jedna, co mówiła, że najważniejsze, by przerobić program, i do kolejnej już nie dzwoniłem. Ja zweryfikowałem stan przygotowań szkół tak, jak mogłem – bezpośrednio. Rząd – tak jak mógł, czyli ogólnie. Dlatego ogólnie jestem przekonany, że w ich raportach te trzy szkoły, o których mowa, wypadły wyśmienicie.