Resort nauki zamierza ograniczyć kształcenie na masowych kierunkach, których absolwenci mają problem ze znalezieniem pracy. Zastrzega więc, że studia ogólnoakademickie będą mogły prowadzić wydziały, które mają prawo przynajmniej do doktoryzowania. Pozostałe muszą kształcić praktycznie. Nie oznacza to, że nie będą mogły wykładać np. filozofii, politologii, fizyki teoretycznej czy kulturoznawstwa. Muszą jednak spełnić wytyczne ministerstwa, a te są bardzo ogólne.
Uczelnie, które nie mają uprawnień do nadawania stopnia doktora, będą miały prawo także do prowadzenia studiów ogólnoakademickich (czyli nastawionych na prowadzenie badań naukowych, a nie przygotowanie do zawodu) dopiero po spełnieniu odpowiednich warunków (np. po zwiększeniu kadry). Tak wynika z projektu nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym.
– Oznacza to, że wydział bez prawa do doktoryzowania, który kształci np. filozofów, kulturoznawców albo politologów, będzie musiał sprawić, aby te studia były praktyczne albo zmienić listę prowadzonych fakultetów – mówi prof. Piotr Stec z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Opolskiego.
Uczelnie nie chcą jednak rezygnować z tych właśnie kierunków, ponieważ te wciąż są wybierane przez maturzystów.
– Zatrudniono już kadrę do prowadzenia tych kierunków. Szkoły zainwestowały i nie mogą tak po prostu zrezygnować. Zmiana specjalizacji sporo kosztuje – zauważa prof. Waldemar Tłokiński, przewodniczący Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich.
Zatem nie pozostaje im nic innego, jak dostosować się do nowych wymogów, tak aby kierunek mógł być uznany za praktyczny. Jeśli proponowane regulacje zaczną obowiązywać od 1 stycznia 2014 r., będą miały na to jeszcze trzy lata (w przypadku studiów pierwszego stopnia) albo cztery lata (w przypadku studiów drugiego stopnia lub jednolitych magisterskich). Tyle bowiem wynosi okres przejściowy dla uczelni w celu dopasowania się do nowych przepisów.

Ogólne regulacje

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) określiło już definicję profilu praktycznego. Wynika z niej, że są to studia, których ponad połowa programu kształcenia obejmuje zajęcia praktyczne, w tym warsztaty. Mają być one prowadzone przez osoby posiadające doświadczenie zawodowe zdobyte poza uczelnią. Nie jest jednak wskazane, co należy przez to rozumieć.
– Swobodnie definiujemy to, czym jest doświadczenie zdobyte poza uczelnią. Tego nie uściślają przepisy. Resort też nie proponuje nic konkretniejszego – mówi Henryk Bichta, kanclerz Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie.
Dodaje, że to, co będzie uznane za wystarczające doświadczenie zdobyte poza uczelnią, ocenia każdy dziekan. Jeden uzna, że do prowadzenia zajęć praktycznych wymaga doświadczenia na stanowisku kierowniczym. Inny, że wystarczy rok praktyki.
– Można zatem wyobrazić sobie, że uczelnie stworzą warsztaty dla filozofów, aby spełnić ministerialny wymóg, i nadal będą kształcić na masowych kierunkach – uważa prof. Piotr Stec.

Szansa dla nieuczciwych

Nowe przepisy będą nakładały także obowiązek organizowania co najmniej trzymiesięcznych praktyk zawodowych na kierunkach studiów o profilu praktycznym. Resort wyjaśnia, że obecnie są one nieobowiązkowe zarówno na profilu praktycznym, jak i ogólnoakademickim.
MNiSW nie określa jednak, ile w ciągu obowiązkowych trzech miesięcy faktycznie student powinien spędzić, praktykując. Czy to ma być np. godzina tygodniowo, czy osiem.
– To pozostawiamy do oceny uczelni – informuje prof. Daria Nałęcz, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego.
Eksperci wskazują, że nieprecyzyjne przepisy mogą sprawić, iż studia, które miały stać się praktyczne, będą takie, ale tylko na papierze.
– To może być furtka dla nieuczciwych uczelni, które będą starały się ominąć ten obowiązek. Ale nie uważam też, aby było słuszne narzucanie szczegółowych wytycznych – mówi Henryk Bichta.
To, czy studia praktyczne są prowadzone na wysokim poziomie, zweryfikują sami studenci.
Etap legislacyjny
Projekt nowelizacji ustawy po konsultacjach