Rok szkolny 2012/2013 był pierwszym rokiem reformy szkolnictwa zawodowego. Najistotniejszą zmianą jest odejście od kształcenia w konkretnym zawodzie na rzecz takiego nauczania, by w jego wyniku uczeń zdobywał kwalifikacje konieczne do wykonywania danego zawodu (jedną, dwie lub trzy – ich liczba jest zależna od złożoności zawodu).
. Zdobycie każdej kwalifikacji zostanie potwierdzone egzaminem i w rezultacie złoży się na konkretne uprawnienia zawodowe. Po zdobyciu wszystkich kwalifikacji wymaganych w danym zawodzie uczeń dostanie dyplom potwierdzający to. Nauka odbywa się w blisko 200 zawodach, które potwierdzą 252 kwalifikacje. Pociąga to za sobą zmianę egzaminów zawodowych, które teraz nie będą przeprowadzane po zakończeniu nauki w szkole, lecz na różnych etapach edukacji.
Nauczyciele wymieniają konkretne, nierozwiązane przez reformę problemy. Obok braku poprawy wizerunku szkolnictwa to brak podręczników do nowej podstawy programowej, brak repetytoriów przygotowawczych do egzaminów, pracownie nie dostosowane do nowych egzaminów (w każdej powinno znajdować się góra sześciu uczniów), pracodawcy nieświadomi zakresu nowych dyplomów zawodowych. – W starej podstawie mogłem w czwartej klasie wysłać uczniów na praktyki z konkretnej specjalizacji. I ci młodzi ludzie, kończąc szkołę, mieli może ogólny dyplom elektryka, ale z konkretnym wyspecjalizowaniem, np. w pracy w energetyce czy budowlance. Teraz nie ma takiej możliwości, bo nowa podstawa nie daje czasu na takie praktyki – dodaje dyrektor Deręgowski.
Dlatego środowisko nauczycielskie jest tylko trochę bardziej pozytywnie nastawione do zmian niż rok temu. Większość nauczycieli wciąż nie wie, jak przygotowywać uczniów do nowych egzaminów ani tym bardziej do pracy w zawodzie. – W leczeniu ortopedycznym mamy do czynienia z protezami, które nie leczą, tylko łagodzą dysfunkcje. Podobnie jest i z tą reformą. Ma szanse poprawić jakość, ale nie jest lekarstwem na chorobę edukacji zawodowej – mówił podczas debaty „Reforma szkolnictwa zawodowego” w trakcie spotkania EduTrendy Marian Deręgowski, dyrektor Zespołu Szkół Chłodniczych i Elektronicznych z Gdyni.
Jego zdaniem choć zmiany idą w dobrym kierunku, to szkoły zawodowe wciąż pozostają miejscami ostatniego wyboru. Zgadza się z nim Joanna Łyżwińska, dyrektor Zespołu Szkół im. S. Staszica w Pruszkowie: – Wciąż pokutuje przekonanie, że jeśli ktoś się nie uczy, to za karę trafi do zawodówki.