Właściciele prywatnych przedszkoli mogą skorzystać na luce w ustawie, która wprowadza zakaz dodatkowych zajęć w placówkach publicznych. Zgodnie z nowymi przepisami od września nie będą mogły one zatrudniać zewnętrznych firm do prowadzenia odpłatnych lekcji. To atut dla placówek prywatnych, które swoją ofertą przyciągną rodziców.
Ustawa wprowadza zasadę „złotówka za każdą godzinę”, ale jednocześnie wyklucza pobieranie dodatkowych płatności od rodziców. To oznacza, że nie mogą oni płacić za ekstra naukę prowadzoną przez wynajęte firmy w trakcie pobytu w przedszkolu.
Przedszkola i samorządy szukają rozwiązań. Jedną z propozycji jest, by zajęcia prowadzili sami rodzice.
– Można ich poprosić o pomoc. My mamy rodzica germanistę, który w ramach darowizny prowadzi raz w tygodniu zajęcia – mówi Beata Misiak z wydziału oświaty Urzędu Miasta Szczecina.
Innym rozwiązaniem jest to, aby dodatkowe zajęcia były realizowane przez nauczycieli przedszkolnych. Misiak dodaje, że nowe opcje pojawią się od 1 września 2016 r., kiedy to przedszkola będą ściślej współpracować ze szkołami. Jak tłumaczy, mogłoby to wyglądać tak, że np. nauczyciel angielskiego czy plastyki poprowadzi zajęcia dla przedszkolaków. Wynagrodzenie dostanie od samorządu.
Ale gminy uważają, że nie jest to rozwiązanie problemu. – Rodzicom zwykle zależy, aby zajęcia te były prowadzone przez specjalistyczne firmy zewnętrzne – mówi Dorota Gnacik, dyrektor Miejskiego Zarządu Oświaty w Tychach.
Problem, z którym muszą sobie poradzić gminy, może okazać się zbawienny dla placówek niepublicznych. Te boją się wejścia w życie ustawy, która docelowo ma zagwarantować dostępność dla wszystkich dzieci w wieku od trzech do pięciu lat – to oznacza, że rodzice nie będą mieli motywacji, by wybierać placówkę prywatną, na którą dziś często są skazani ze względu na brak miejsc w przedszkolu publicznym. Teraz konkurować muszą ofertą, która może okazać się atrakcyjna, jeżeli ta w publicznych tak bardzo zubożeje.
– Zajęcia dodatkowe to podstawowa rzecz, na którą zwracają rodzice przy szukaniu przedszkola. I jeżeli zabraknie ich w przedszkolach publicznych, stanie się to argumentem, by wysłać dziecko do placówki prywatnej – uważa Małgorzata Kwiatkowska, dyrektor przedszkola niepublicznego Szkrabki w Warszawie, które ruszy od września. Oni postawili na ofertę wykraczającą poza podstawę programową. Będzie tam prowadzony autorski program matematyczny, ale także trzy razy w tygodniu zajęcia umuzykalniające, basen, a codziennie zajęcia z angielskiego. To ma zrekompensować niemały wydatek na czesne, które wynosi 1400 zł miesięcznie.
Podobnie mówią inni dyrektorzy. – Już teraz ci rodzice, którzy się dowiedzieli, że nie będą mieli dodatkowych zajęć w samorządowych przedszkolach, przychodzą do nas i pytają o miejsce. Po wakacjach spodziewamy się lawiny wniosków – zdradza Luiza Gabrylewska, dyrektor przedszkola artystyczno-językowego Kids’ Academy z Białegostoku. Tutaj cena jest niewiele wyższa od tej w publicznym. Uważa, że choć nowa ustawa przedszkolna miała niwelować różnicowanie dzieci pod względem zamożności, przyczyni się do pogłębiania nierówności.
Niektórzy twierdzą, że likwidacja dodatkowych zajęć to celowe działania resortu, by zniechęcić ludzi do przedszkoli publicznych i w ten sposób tworzyć wolne miejsca. Ale niezadowolenie rodziców może okazać się tak duże, że – jak przewiduje Marek Pleśniar, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty – trzeba będzie ją nowelizować. I to w trybie pilnym.