Wśród lekarzy pogłębia się luka pokoleniowa. Mimo to minister zdrowia nie zwiększa liczby miejsc na bezpłatnej medycynie. Znacznie przybędzie tylko studentów z zagranicy.
Od roku w medycznych szkołach wyższych wdrażana jest reforma kształcenia. Studenci będą o rok krócej uczyć się zawodu, aby szybciej wejść na rynek pracy. Lekarzy nie przybędzie jednak w szpitalach i przychodniach, jeśli więcej osób nie rozpocznie nauki w uczelniach. O tym co roku decyduje minister zdrowia, ustalając limit przyjęć na studia medyczne. Obecnie trwają konsultacje projektu nowego rozporządzenia w tej sprawie. Wynika z niego, że od października na kierunku lekarskim w całym kraju będzie studiować o 70 osób więcej niż obecnie. W sumie naukę medycyny rozpocznie 3107 osób.
To dla przyszłych medyków tylko pozornie dobra wiadomość. Dodatkowe osoby zostaną bowiem przyjęte przede wszystkim na studia płatne, w tym te organizowane dla obcokrajowców. Zgodnie z projektem w całym kraju w nowym roku akademickim będzie studiować już 1311 cudzoziemców.
Najwięcej nowych miejsc dla nich zorganizuje Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie.
– Tworzymy dodatkową grupę dla 30 osób z Niemiec, dla których Szczecin jest najbliższym ośrodkiem akademickim i jest im łatwiej podjąć tu studia niż w znacznie oddalonych uczelniach niemieckich – informuje Kinga Brandys, rzeczniczka PUM w Szczecinie.
Uczelnie medyczne chętnie przyjmują cudzoziemców, bo na ich kształceniu zarabiają. Na przykład obcokrajowcy w szczecińskiej PUM za pierwszy rok nauki na kierunku lekarskim płacą od 10 tys. do 13, 8 tys. euro. W kolejnych latach czesne wynosi od 9,7 do 13,5 tys. euro.
Ponieważ kształcenie cudzoziemców jest opłacalne, więcej takich osób przyjmą od października także uczelnie w Białymstoku (wzrost o 17 miejsc), Olsztynie (o 20), Łodzi (o 4).
Uczelnie nie zwiększą natomiast radykalnie swojej oferty na studiach dziennych. Więcej miejsc na bezpłatnej medycynie będzie tylko w Łodzi (wzrost o 10), Katowicach (7) i Warszawie (4). Jak podkreśla Ministerstwo Zdrowia szkoły otrzymają takie limity, o jakie same wnioskowały. Zdaniem resortu są one odpowiednie do ich możliwości. Uczelnie tłumaczą się brakiem warunków do przyjmowania nowych osób.
– Nie występowaliśmy o zwiększenie limitu przyjęć na studia lekarskie, powodowani troską o jakość kształcenia. Nadal ulepszamy uczelnianą bazę dydaktyczną – wyjaśnia Włodzimierz Matusiak, rzecznik Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
Skutki takiej polityki uczelni mogą być opłakane dla polskich pacjentów. Jak podkreśla samorząd lekarski bez radykalnego zwiększenia liczby studentów medycyny za parę lat nie będzie miał kto leczyć Polaków. Cudzoziemcy wrócą bowiem do swoich krajów.
– Proponowany przez ministra wzrost miejsc nie zapewni nawet utrzymania obecnej liczby lekarzy. Wszystko z powodu pogłębiającej się luki pokoleniowej w tym zawodzie. W ubiegłym roku wiek emerytalny osiągnęło już 2646 lekarzy, w tym 1826 kobiet – podkreśla Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
W efekcie starzenia się populacji medyków Polska ma jedną z najniższych w Europie ich liczbę przypadającą na 10 tys. mieszkańców. Wskaźnik ten w naszym kraju wynosi 21, a w krajach starej UE jest dwukrotnie wyższy. Mniej lekarzy niż Polska ma tylko Rumunia, gdzie na 10 tys. mieszkańców przypada ich 19.
Etap legislacyjny
Projekt w konsultacjach społecznych