Program kierunków zamawianych miał zapobiec produkowaniu bezrobotnych przez uczelnie. Ale absolwenci części tych studiów mają większe problemy ze znalezieniem pracy niż ci z fakultetów uważanych za nieatrakcyjne dla firm.
Część z 1,2 mld zł przeznaczonych na dotowanie deficytowych studiów została zmarnowana. Lista fakultetów, które resort nauki uznał za potrzebne na rynku pracy, okazała się bowiem błędna. Niektóre z nich dają słabsze gwarancje zatrudnienia niż zwykłe masowe kierunki.
Chodzi szczególnie o ochronę środowiska, inżynierię środowiska czy chemię. Odsetek bezrobotnych absolwentów po tych studiach z ostatnich 10 lat wynosi odpowiednio 8,9 proc., 9,3 proc. i 10,3 proc. Mają oni większe problemy ze znalezieniem pracy niż np. osoby kończące prawo (6,5 proc. bezrobotnych), ekonomię (6,8 proc.) czy nawet zarządzanie i marketing (7,7 proc.). Tak wynika z raportu Bilans Kapitału Ludzkiego zrealizowanego przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości oraz Uniwersytet Jagielloński.
– Kandydaci, którzy wybierali studia, kierując się listą ustaloną przez resort, mogą czuć się oszukani. Byli zapewniani, że właśnie po tych fakultetach pracodawcy poszukują pracowników – mówi Grzegorz Byszewski, ekspert Pracodawców RP.
Program uruchomiono w 2008 r. Określono wtedy listę specjalności, na które będzie zapotrzebowanie za pięć – piętnaście lat. Na dofinansowanie kierunków zamawianych przeznaczono łącznie 1,2 mld zł. Trafiły one m.in. na stypendia dla osób, które je rozpoczynały. Studia takie otwierały także uczelnie, które nie dostały pieniędzy na ich dotowanie. Promowały je jako kierunki, po których absolwenci nie będą mieli problemu ze znalezieniem pracy. – Można było lepiej wykorzystać te pieniądze – twierdzi prof. Mieczysław Kabaj, ekspert Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. Jego zdaniem resort nauki powinien przeprowadzić gruntowniejszą analizę przy typowaniu studiów, których potrzebuje rynek.
Dziś Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zapewnia: – Pracujemy nad stworzeniem nowej listy tych fakultetów – mówi jego rzecznik Kamil Melcer.
Z informacji, do których dotarł DGP, wynika, że – wbrew zapowiedziom – również w tym roku znajdą się pieniądze na dotowanie kierunków zamawianych.
– Rozważamy uruchomienie środków z budżetu państwa na nabór w roku akademickim 2013/2014 – informuje Melcer. Trwają też rozmowy, czy dotacja zostanie przyznana także z funduszy unijnych. – Jednak na razie nie znamy szczegółów. Pojawią się w ciągu tego tygodnia – mówi Paweł Kurzyński z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego podkreśla, że kierunki zamawiane będą finansowane w nowej perspektywie UE na lata 2014–2020.

Chybiona lista

Resort nauki chce pozyskać dodatkowe pieniądze na dofinansowanie kierunków zamawianych (technicznych, matematycznych, przyrodniczych) jeszcze w tym roku. Okazuje się jednak, że część z tych, które znajdują się na liście dotowanych do tej pory, nie zapewniły ich absolwentom pracy. Zdaniem ekspertów resort nauki powinien co roku aktualizować ich wykaz, a nie opierać się na danych uzyskanych pięć lat temu.

Nie te kierunki

W 2008 roku Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) uruchomiło program kierunków zamawianych, czyli tych, które uznało za deficytowe na rynku pracy. Na zachęcenie do podjęcia tych studiów przeznaczyło 1,2 mld zł. Resort opracował listę kierunków, których mieli potrzebować pracodawcy. Badanie w 2008 r. przeprowadziła firma IBC Group. Wnioski wyciągnięto na podstawie danych uzyskanych m.in. z wojewódzkich urzędów pracy czy ankiet skierowanych do pracodawców. Na ich podstawie powstał wykaz specjalności wskazujący, jakich absolwentów było za mało już wtedy i miało brakować za pięć oraz piętnaście kolejnych lat.

– Wyłoniona lista kierunków zamawianych była wynikiem szczególnej analizy – zapewnia Kamil Melcer, rzecznik MNiSW.

Jednak z raportu Bilansu Kapitału Ludzkiego (BKL) zrealizowanego przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości oraz Uniwersytet Jagielloński wynika, że diagnoza resortu nauki była błędna. Okazało się, że absolwenci niektórych kierunków znajdujacych się w wykazie zamawianych mają większe problemy ze znalezieniem pracy niż po tych masowych. Badanie uwzględniło 8 kierunków zamawianych (na 14 z listy MNiSW). Trzy z nich okazały się nietrafione. Pełna analiza, zawierająca wszystkie te fakultety, będzie znana jesienią.

Z raportu wynika, że osoby, które ukończyły dotowane studia, charakteryzuje ogólnie lepsza sytuacja na rynku pracy (wśród ich absolwentów jest mniejszy odsetek bezrobotnych). Przykładowo, większość kończących matematykę, budownictwo czy fizykę nie ma problemów ze znalezieniem zatrudnienia.

Jednak nie dotyczy to wszystkich kierunków zamawianych. Wśród absolwentów ochrony środowiska, inżynierii środowiska oraz chemii odsetek bezrobotnych jest podobny, a czasem nawet wyższy niż wśród osób, które ukończyły kierunki masowe. Mają trudności ze znalezieniem zatrudnienia częściej niż po prawie, ekonomii czy zarządzaniu i marketingu. W tym roku problemy na rynku pracy mogą mieć także absolwenci budownictwa.

– Załamał się rynek i kilka dużych firm budowlanych upadło, więc te osoby również może czekać bezrobocie – uważa Grzegorz Byszewski, Pracodawcy RP.

Eksperci zastanawiają się, czy dalsze, dodatkowe dofinansowywanie tych kierunków ma sens.

– Postawić można pytanie, czy inwestowanie w każdy z kierunków zamawianych jest w rzeczywistości zasadne oraz jaki wpływ te inwestycje będą miały na sytuację rynkową ich absolwentów, którzy w chwili obecnej i tak mają problem ze znalezieniem pracy – mówi dr Magdalena Jelonek z Wydziału Ekonomii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, współautorka raportu BKL.

Zła metodologia

Jej zdaniem resort nauki popełnia zasadniczy błąd.

– Ministerstwo zakłada, że rynek pracy potrzebuje przede wszystkim osób po kierunkach technicznych i inżynieryjnych, a nie jest to prawdą – twierdzi Magdalena Jelonek.

Eksperci uważają natomiast, że błędna była metodologia, na podstawie której wyciągnięto wnioski.

– Na przykład urzędy pracy mają niepełne dane o zatrudnieniu, posiadają wiadomości tylko o aktualnej sytuacji – argumentuje prof. Mieczysław Kabaj, ekspert ds. rynku pracy z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.

Dodaje, że w Polsce obecnie brakuje instytucji, która zajmowałaby się rzetelnym sprawdzeniem, jakich zawodów będzie potrzebowała gospodarka za kilka lat.

– Część wiadomości jest w m.in. w Głównym Urzędzie Statycznym, część ma resort pracy. Uczelnie też powinny zbierać informacje o absolwentach – uważa prof. Mieczysław Kabaj.

Jego zdaniem dopiero zintegrowanie tych wszystkich danych pozwoli ustalić, na jakich kierunkach powinno się kształcić i na jakie przekazywać dodatkowe pieniądze.

– Trzeba konsultować się w kwestii ich ustalania przede wszystkim z biznesem i pracodawcami. Ale rzeczywiście trudno jest przewidzieć, jakich pracowników będzie potrzebował rynek za kilka lat – przyznaje Grzegorz Byszewski.

Eksperci twierdzą też, że resort nauki popełnił błąd, nie zmieniając praktycznie od 2008 r. listy kierunków zamawianych.

– Sytuacja na rynku pracy jest bardzo dynamiczna, dlatego ministerstwo powinno uwzględniać zmiany w gospodarce przed każdym ogłoszonym konkursem na realizację dotowanych studiów – wskazuje prof. Mieczysław Kabaj.

Inaczej część pieniędzy znowu zostanie zmarnowana. Stratni będą zwłaszcza studenci źle wytypowanych kierunków.

Znajdą się pieniądze

Jak dowiedział się DGP, Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR) oraz Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego starają się o pozyskanie środków na kolejny konkurs na kierunki zamawiane jeszcze w tym roku.

– W połowie tygodnia powinniśmy poznać więcej szczegółów – informuje Paweł Kurzyński z NCBiR.

Pieniądze miałyby trafić do uczelni na zwiększenie naboru jeszcze na rok akademicki 2013/2014.

Ministerstwo Rozwoju Regionalnego (MRR) na razie nie potwierdza tej wiadomości.

– Obecnie taka decyzja nie została podjęta – mówi Stanisław Krakowski z biura prasowego MRR.

Dodaje, że trudno byłoby zrealizować te projekty, ponieważ trzeba je rozliczyć do końca grudnia 2015 r. A studia, które rozpoczną się 1 października 2013 r., zakończą się najwcześniej w 2016 roku.

– Dofinansowanie mogłyby otrzymać uczelnie na pierwsze dwa lata kształcenia – tłumaczy Paweł Kurzyński.

Resort nauki rozważa też dotowanie ich tylko z budżetu państwa.

Jeśli środki zostaną przyznane, to uczlenie będą miały problem z uruchomieniem tych kierunków.

– Przecież już trwa rekrutacja, a chodzi o to, aby osoby, które je podejmują, wiedziały, że dany kierunek jest zamawiany, bo wtedy otrzymają np. stypendia – wyjaśnia dr Agata Rychter, koordynator kierunków zamawianych w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Elblągu.

Mówi, że mimo to szkoła będzie wnioskowała o pieniądze.

W resorcie nauki trwają prace nad stworzeniem nowej listy kierunków, które otrzymają dotację w nowej perspektywie UE.

– Warto wówczas wziąć pod uwagę wnioski z raportu BKL, aby jak najkorzystniej wykorzystać te pieniądze – mówi prof. Jarosław Górniak, kierownik Centrum Ewaluacji i Analiz Polityk Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego.