Rządowy program przedszkoli za złotówkę może się okazać niewypałem, jeśli nie przystąpią do niego właściciele komercyjnych obiektów. Wszystko przez zbyt małą dostępność miejsc.
Plan jest prosty. Od września 2017 r. znikną problemy z zapisaniem dziecka do przedszkola. Co więcej, już po wakacjach opłaty dla rodziców mają spaść z nawet 4 zł za godzinę do złotówki. To założenia projektu nowelizacji ustawy z 7 września 1991 r. o systemie oświaty (t.j. Dz.U. z 2004 r. nr 256, poz. 2572 z późn. zm.), którego II czytanie odbędzie się w Sejmie już na początku czerwca.
Zgodnie z nim od września 2015 r. każde dziecko czteroletnie zyska prawo do edukacji przedszkolnej, a od 2017 r. będzie ono przysługiwało również trzylatkowi. Ponadto w placówkach tych wciąż będzie pięć bezpłatnych godzin na realizację podstawy programowej, a pozostałe mają kosztować co najwyżej złotówkę.
Tyle dokumenty. Jednak by to, co zostało w nich zapisane, zadziałało, potrzebne są dodatkowe miejsca w przedszkolach. Ponieważ gmin nie stać na budowanie nowych obiektów, będą musiały się posiłkować prywatnymi placówkami. Muszą one jednak przystać na warunki określone przez ustawę, czyli ograniczyć czesne do złotówki za dodatkowe godziny. W zamian otrzymałyby dotację w wysokości 100 proc. wydatków, jakie trafiają na gminnego przedszkolaka. Teraz dostają 75 proc. tej kwoty.
Okazuje się jednak, że nie wszystkie prywatne przedszkola, które zgłoszą swój akces do programu, znajdą się w systemie powszechnej rekrutacji.
W ostatniej chwili posłowie w podkomisji wprowadzili zmianę, zgodnie z którą samorządy będą organizowały konkursy dla chętnych.
– To jest zwykłe oszustwo. Gminy będą wybierały tylko znajomych wójta lub burmistrza. A co gorsza, mogą też tworzyć takie przedszkola w spółkach komunalnych, które im przynależą – złości się Maciej Godlewski, prezes Stowarzyszenia Przedszkoli Niepublicznych.
Jego zdaniem konkursy ograniczą swobodę prowadzenia działalności gospodarczej.
Właściciele prywatnych przedszkoli boją się, że w ciągu dwóch najbliższych lat będą musieli zlikwidować biznes, bo skazani będą na subiektywne decyzje gmin w tej sprawie.
Część z nich odgraża się nawet, że nie przystąpi do programu przedszkola za złotówkę. A wtedy rodzice będą w dalszym ciągu skazani na prywatne, droższe placówki, bo samorząd nie będzie w stanie przygotować odpowiedniej liczby miejsc.
– Domagamy się, aby wszystkie przedszkola, w tym też prywatne, uczestniczyły w powszechnej rekrutacji tańszych placówek za złotówkę. Jeśli rodzic wybierze nas, to nie będziemy od nich pobierali więcej, niż jest odgórnie ustalone – dodaje Maciej Godlewski.
Jego zdaniem rząd i posłowie nie chcą się na to zgodzić, bo obawiają się, że samorządowe przedszkola mogą świecić pustkami. Rodzice wybieraliby lepiej prowadzone placówki.
– Jeśli ten postulat nie zostanie spełniony, to dzieci nawet jak trafią do nas za tę symboliczną złotówkę, po zrealizowaniu bezpłatnej pięciogodzinnej podstawy programowej będą się nudziły. Chyba że opiekun zapłaci za dodatkowe zajęcia, bo swoboda prowadzenia przez nas działalności dopuszcza taką alternatywę – dodaje.
Inni właściciele przedszkoli idą jeszcze dalej.
– Nie zamierzam przystępować do tego programu, bo po miesiącu moja firma by zbankrutowała. Obecnie z dotacji ledwo wystarczy mi na opłacenie etatów – mówi Marta Świeży, dyrektor Prywatnego Przedszkola Miś w Rzeszowie.
Tłumaczy, że jej placówka ma inne warunki niż samorządowe, bo zatrudnia nauczycielkę angielskiego na pełnym etacie, a dodatkowo grupy liczą od 10 do 15 dzieci.
– Gdyby było w nich 30 maluchów i jedna nauczycielka oraz woźna jak w samorządowych przedszkolach, to może zastanowiłabym się nad tą propozycją – dodaje.
Podobnego zdania są szefowie innych placówek tego typu, a także sami samorządowcy.
– Takie przedszkola nie wejdą w ten projekt, bo nie będzie się im to opłacało. Nawet mimo tego, że nie zatrudniają nauczycieli na karcie – wskazuje Ewa Łowkiel, wiceprezydent Gdyni.
– My nie możemy ich do tego zmuszać, ale z drugiej strony rozumiem obawy niektórych z nich, bo rodzice będą szukali możliwości zapisania dziecka do tego tańszego, a nie tego, w którym opłata wynosi tysiąc złotych – dodaje.
Wprowadzenie konkursów nie jest na rękę także samorządom.
– Nie spodziewamy się wielkiego zainteresowania ze strony prywatnych podmiotów. Nie ma też obaw, że tylko znajomi prezydenta będą wygrywali te konkursy, bo ten biznes po prostu przestanie być dochodowy – przekonuje Ryszard Stefaniak, naczelnik wydziału edukacji Urzędu Miasta Częstochowy.
Podkreśla, że przy nowych rozwiązaniach proponowanych przez rząd gminy będą musiały dopłacać do przedszkoli jeszcze więcej. Potwierdza to Ewa Łowkiel.
– Przez takie rozwiązanie od września do grudnia tego roku będziemy musieli dołożyć prawie milion do naszych placówek. Nie mieliśmy przecież na ten cel zarezerwowanych środków. W kolejnym roku rządowy prezent dla rodziców będzie nas kosztował 3 mln zł – wylicza.
Wiceprezydent Gdyni tłumaczy, że gminy będą musiały dopłacać więcej, bo jeśli koszt godzinnego pobytu dziecka zmaleje z 3 zł do złotówki, to opiekunowie automatycznie wydłużą pobyt swoich dzieci.
Zdaniem ekspertów rodzice za wszelką cenę będą szukali najtańszych placówek. Dopiero jeśli w gminie nie będzie wystarczającej liczby takich miejsc, będą zmuszeni posłać dziecko do niepublicznego przedszkola, które nie przystąpiło do programu.
Czy wójt lub burmistrz poniesie jakąś karę, jeśli nie zapewni miejsca na terenie gminy wszystkim dzieciom?
– Będzie się to wiązało jedynie z obniżeniem dotacji – wyjaśnia Krystyna Szumilas, minister edukacji narodowej.