Już w maju część pracowników publicznych szkół wyższych dostanie podwyżki. Związki zawodowe negocjują, kto otrzyma najwięcej.
Profesor Jerzy Woźnicki, prezes Fundacji Rektorów Polskich / DGP
Uczelnie wreszcie otrzymały decyzje o przyznaniu obiecanych pieniądzy na tegoroczny wzrost płac. Rektorzy uważają jednak, że przekazane kwoty są za niskie. Wystarczą jedynie na symboliczne podwyżki.
To oni zadecydują jednak, które grupy pracowników otrzymają najwięcej pieniędzy. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) pozostawiło im w tym zakresie wolną rękę. Zasugerowało jedynie, że podział powinien być przedmiotem konsultacji ze związkami zawodowymi. Te domagają się, aby pensje w szkolnictwie wyższym uzależnić od wysokości przeciętnego wynagrodzenia.

Coroczny wzrost

Publiczne szkoły czekały na podział pieniędzy od stycznia.
– W przyszłym roku powinny one szybciej trafić do uczelni – zapewnia prof. Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Podwyżki obejmą zarówno kadrę akademicką, jak i administracyjną. Płace mają rosnąć o 9,14 proc. aż do 2015 r. Łącznie na ten cel zostanie wydanych 5,8 mld zł. W tym roku do uczelni wpłynęło ponad 900 mln zł, w 2014 mają otrzymać 1,9 mld zł, a w 2015 3 mld zł.
Wzrost minimalnych stawek pensji określa rozporządzenie ministra nauki i szkolnictwa wyższego z 5 października 2011 r. w sprawie warunków wynagradzania za pracę i przyznawania innych świadczeń związanych z pracą pracowników zatrudnionych na uczelni publicznej (Dz.U. nr 243 poz. 1447). Zgodnie z nim np. płaca osoby zatrudnionej na stanowisku wykładowcy ma wzrosnąć z 1830 zł w 2012 do 2375 zł w 2015 r. Przepisy narzucają jednak tylko podwyżki minimalnych stawek wynagrodzenia.

Związki się biją

Jak sprawdził DGP, np. Uniwersytet Jagielloński (UJ) otrzymał na podniesienie pensji ponad 32 mln zł, Uniwersytet Adama Mickiewicza (UAM) w Poznaniu 30 mln zł, a Akademia Górniczo-Hutnicza (AGH) w Krakowie – 27 mln zł. Z kolei np. Uniwersytetowi Śląskiemu w Katowicach (UŚ) przekazano prawie 19 mln zł, Uniwersytetowi Marii Curie-Skłodowskiej (UMCS) w Lublinie 16,5 mln zł, a Uniwersytetowi Rzeszowskiemu (UR) – 10 mln zł.
Resort nauki zastrzega, że są to środki przeznaczone na zwiększenie wynagrodzeń pracowników uczelni (wraz z pochodnymi z tytułu składek na ubezpieczenia społeczne i Fundusz Pracy oraz odpisu na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych).
– Docierają do nas sygnały, że rektorzy mogą próbować przyznawać te pieniądze w formie jednorazowych dodatków, a nie podwyżek pensji, mimo że takie działanie jest niezgodne z założeniami – tłumaczy Stanisław Różycki, wiceprezes Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego Związku Nauczycielstwa Polskiego.
W ten sposób nie będą związane tegorocznym wzrostem płac przy ustalaniu ich wysokości w latach następnych. Obecnie na uczelniach trwają negocjacje w sprawie podziału pieniędzy.
– Zdecydują o tym rektorzy. Resort nauki wskazał jedynie, że najlepiej aby były one konsultowane ze związkami zawodowymi – wskazuje Piotr Kciuk ze związku zawodowego pracowników Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.
Dodaje, że w szkołach wyższych działają różne organizacje związkowe. Każdy reprezentuje inną grupę pracowników (np. profesorów czy kadrę nienaukową) i będzie chciał wywalczyć jak największe fundusze dla siebie.
– Mam nadzieję, że nie wynikną z tego powodu żadne spory zbiorowe – mówi Stanisław Różycki.

Symboliczne sumy

Co ważne, zdaniem szkół wyższych przekazanych środków jest za mało.
– Kwota ta jest niewystarczająca do wyrównania inflacji z poprzednich lat. Stąd wzrost płac należy oceniać jako symboliczny – uważa Dominika Narożna, rzecznik UAM.
Z opinią tą zgadza się prof. Tadeusz Tomaszewski, prorektor do spraw zasobów ludzkich i kształcenia ustawicznego Uniwersytetu Warszawskiego.
– Pierwsza transza pieniędzy właściwie wyrówna jedynie wzrost kosztów utrzymania, bo realnego podwyższenia wynagrodzeń chyba nie będzie – dodaje.
Podkreśla, że obecnie na UW, z racji braku środków i dużych potrzeb, trwają obliczenia, jak podzielić uzyskane fundusze.
– Rozważamy różne warianty, w tym podwyżkę kwotową lub procentową – informuje.
Z kolei na UŚ podział dotacji będzie zależny od wyników ewaluacji osiągnięć naukowych, dydaktycznych i organizacyjnych pracowników. Na UR więcej pieniędzy ma również trafić do tych, który się wykażą.
– Pensje zostaną wyrównane do nowych stawek minimalnych określonych w przepisach. Dodatkowo planujemy podwyżki projakościowe – wyjaśnia Grzegorz Kolasiński, rzecznik prasowy UR.
Dodatkowe pieniądze najszybciej otrzymają pracownicy UMCS.
– Chcemy, aby pierwsze podwyżki trafiły do pracowników już z końcem maja lub początkiem czerwca – informuje Aneta Śliwińska z UMCS.
Na AGH kadra ma je otrzymać jeszcze przed wakacjami. Podobnie na UR i UŚ. Na konta pracowników wpłyną wówczas pieniądze z wyrównaniem od 1 stycznia 2013 r.

Inny algorytm

Przekazanie pieniędzy na podwyżki jest też okazją do dyskusji na temat sposobu wyliczania wynagrodzeń, które obowiązują w szkolnictwie wyższym. Rektorzy domagają się jego zmiany.
– Wskazywaliśmy wielokrotnie, że punktem odniesienia dla ustalenia pensji zasadniczej nauczyciela akademickiego powinno być średnie wynagrodzenie miesięczne w gospodarce (3521 zł w 2012 r.) – uważa prof. Wiesław Banyś, przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich.

Nie można spodziewać się entuzjazmu na uczelniach

W publicznych szkołach wyższych nie było podwyżek od 2009 r. Są one zatem długo oczekiwane i czas na entuzjazm na uczelniach z tego powodu minął. Pracownicy nie odczują wielkich skutków tej podwyżki. Realne wynagrodzenia wzrosną nieznacznie. Znaczną część podwyżek pochłonie bowiem skumulowana za okres trzech lat inflacja. W roku bieżącym na niekorzyść zmieniły się przepisy podatkowe dotyczące umów o dzieło. Od kwoty powyżej 85,5 tys. zł nie można już odliczać 50 proc. jako kosztów uzyskania przychodu, przez co znacznie mniej pieniędzy pozostanie w kieszeniach aktywnych twórców. A to uderzy głównie w tych najbardziej ambitnych naukowców, którzy uzyskają środki w ramach grantów. Jednak to, że podwyżki nie zostały zawieszone i pieniądze w końcu dotrą na uczelnie, trzeba ocenić pozytywnie. Mimo bardzo trudnej sytuacji budżetowej państwa i cięć w innych obszarach, udało się je wywalczyć minister Barbarze Kudryckiej. Może jest to zapowiedź uznania szkolnictwa wyższego i nauki za priorytet rozwojowy kraju.