Uczelniom będzie trudniej kształcić specjalistów na zlecenie pracodawców. Nie założą już szybko oddziału w regionie, w którym powstaje firma. Z 140 zamiejscowych ośrodków dydaktycznych (ZOD) pozostaną 32. Reszta jest w trakcie likwidacji.
To efekt nowelizacji z 18 marca 2011 r. ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. nr 84, poz. 455). Zgodnie z nią uczelnia może przekształcić ZOD w zamiejscowy wydział lub filię. Ten pierwszy musi kształcić przynajmniej na jednym kierunku, na filię muszą składać się co najmniej dwa wydziały. To jednak kosztowna decyzja. Uczelnie miały czas na jej podjęcie do 30 września 2012 r. ZOD, które teraz są likwidowane, mogą jeszcze kształcić do zakończenia rozpoczętych studiów, ale nie prowadzą już rekrutacji.
Na przekształcenie zdecydował się m.in. ZOD w Stalowej Woli, który należy do Politechniki Rzeszowskiej (PR). Zostanie zamieniony w wydział zamiejscowy.
– Założenie takiej placówki wiąże się ze zwiększeniem kadry, która będzie pracowała na takim wydziale, uczelnia musi zainwestować w to dodatkowe fundusze – twierdzi dr hab. Jarosław Sęp, dziekan Wydziału Budowy Maszyn i Lotnictwa PR, pod który podlega ZOD.
Na takie działanie zdecydowała się też Akademia Górniczo-Hutnicza (AGH) w Krakowie. Z 12 ZOD działać będzie zaledwie kilka. Pięć otrzymało zgodę na dalsze prowadzenie studiów, ale z tego dwa przekształcą się w wydział, a trzy i tak docelowo zostaną zlikwidowane.
– Na AGH mamy 16 wydziałów, prowadzenie kolejnych dwóch zamiejscowych to i tak spory koszt i zobowiązanie dla uczelni – argumentuje Bartosz Dembiński, rzecznik prasowy AGH.
Ich brak najbardziej odczują mniejsze miejscowości. Uczelnie tworzyły ZOD najczęściej na zlecenie pracodawców. Jeśli powstawała fabryka, szkoła wyższa mogła szybko otworzyć oddział, który kształcił specjalistów tylko w ramach określonej dziedziny, np. mechatroniki. Potem jego absolwenci mieli pewne miejsca pracy, a firma wykształconych ekspertów. Aby stworzyć ZOD wystarczyło wynająć budynek i oddelegować kadrę. To właśnie przyczyniło się do ich zlikwidowania. Prof. Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego, argumentowała, że oferują niską jakość studiów.
Z tym nie zgadzają się jednak szkoły wyższe.
– ZOD przynosiły ogromne korzyści dla miejscowości, w której powstawały, m.in. zmniejszały migracje, zachęcały maturzystów do pozostania w rodzinnym mieście, wpływały pozytywnie na lokalny rynek pracy – wyjaśnia Bartosz Dembiński.