Tańsze przedszkola i obowiązkowo zapewnione w nich miejsca dla trzylatków. W ten sposób resort edukacji chce zachęcić nieprzekonanych rodziców do posyłania do nich dzieci.

Dziś rząd zajmie się projektem nowelizacji ustawy o systemie oświaty, który zakłada m.in. obniżenie kosztów dla rodziców maluchów z samorządowych przedszkoli. Na przykład opiekun, który obecnie za pobyt dziecka płaci miesięcznie 300 zł (3 zł za godzinę), będzie mógł liczyć na obniżkę sięgającą nawet 200 zł. Wszystko dlatego, że resort Krystyny Szumilas proponuje, aby stawka za każdą dodatkową godzinę opieki nad dzieckiem (ponad 5 bezpłatnych, w czasie których realizowana jest podstawa programowa) nie mogła być wyższa niż złotówka. Od września za dwie dodatkowe godziny opieki opiekunowie zapłacą nie 120 zł miesięcznie, lecz zaledwie 40 zł. W pokryciu różnicy ma pomóc gminom rządowa dotacja.

Mają się też skończyć problemy rodziców z zapisami. Za rok w przedszkolach muszą znaleźć się miejsca dla wszystkich czterolatków. Samorządy alarmują, że założenia rządu są nierealne i żałośnie populistyczne.

Godzina za złotówkę

Zgodnie z obowiązującymi zasadami publiczne przedszkole gwarantuje 5 godzin bezpłatnej opieki. Jeśli rodzic chce, aby dziecko przebywało w placówce dłużej, musi za to zapłacić. Stawka godzinowa w zależności od gminy może wynieść nawet cztery złote. Zgodnie z rządowym projektem rodzice za pobyt dziecka po zrealizowanej podstawie programowej będą płacić tylko złotówkę za każdą kolejną godzinę. Różnicę w kosztach gmina pokryje z rządowej dotacji. Rozwiązania te będą jednak wprowadzane stopniowo. Od września 2013 r. rząd dofinansuje dwie godziny dziennie, w 2014 r. – trzy, a od 2015 r. – wszystkie. Dodatkowo opiekunów, których dochód jest zbyt niski i wynosi nie więcej niż 539 zł na osobę w rodzinie, gmina będzie mogła całkowicie zwolnić z tej opłaty.
– Bywały przypadki, że wojewodowie mieli wątpliwości, czy można dokonywać takich zwolnień. Dlatego dobrze, że taka możliwość będzie wynikać wprost z ustawy – wskazuje Ewa Łowkiel, wiceprezydent Gdyni.
Tłumaczy, że gdyby miasto nie musiało dopłacać do oświaty ponad 100 mln zł, to przedszkola byłyby w całości bezpłatne. Samorząd może bowiem zdecydować, że więcej niż pięć godzin jest bezpłatnych dla wszystkich przedszkolaków. Z powodu jednak trudnej sytuacji finansowej gminy rzadko z takiego prawa korzystają.

Dotacja z budżetu

Wprowadzenie sztywnej opłaty dla rodziców oznacza, że samorządy w uchwałach za wspomniane dodatkowe godziny nie będą mogły pobierać więcej niż złotówkę. W zamian mają otrzymać z budżetu dotację, która od września wyniesie 333 zł na jedno dziecko w przedszkolu. W kolejnym wsparcie to wyniesie już 1136 zł. Samorządy przyznają, że dotacja powinna wynieść co najmniej połowę subwencji oświatowej, jaką otrzymują z budżetu na jednego ucznia, czyli około 2,6 tys. zł. Resort edukacji tłumaczy się, że gminy mają też dochód własny w postaci wpływów z udziału z podatku dochodowego od osób fizycznych (PIT) oraz podatku dochodowego od osób prawnych (CIT). Dodaje również, że przez wprowadzenie obowiązku szkolnego dla sześciolatków nie został zmniejszony odpis dla gmin z tych podatków.
– Rodzice płacą obecnie za godzinę 3,2 zł, a całkowity koszt wynosi blisko 5 zł. Po zmianach nie wiem, kto nam zapłaci za zwiększone koszty, skoro nie będziemy mogli wprowadzać podwyżek – wskazuje Ewa Łowkiel.
Podobnie uważają inni samorządowcy.
– Do rządowej złotówki i tak będziemy musieli znaleźć kolejną w naszym budżecie – wylicza Wojciech Ziętkowski, burmistrz Środy Wielkopolskiej.
Tłumaczy, że znalezienie dodatkowych środków oznacza np. redukcje nauczycielskich etatów.
– Mam nadzieję, że pomysł dotowania przedszkoli w formie proponowanej przez rząd zostanie zmieniony w Sejmie – zauważa Tadeusz Kołacz, naczelnik wydziału edukacji w gminie Chrzanów.
Katarzyna Fiedorowicz-Razmus z Urzędu Miasta w Krakowie dodaje, że obecnie rodzice płacą 2,5 zł za godzinę dodatkowej opieki, a całkowity koszt, jaki ponosi magistrat, wynosi 4,6 zł.
– Jeśli opłata zostanie zmniejszona do złotówki, miasto będzie musiało jeszcze więcej dopłacać do tych rozwiązań – tłumaczy.
Z projektu wynika, że minister edukacji będzie mógł korygować limit dotacji, jeśli np. będzie więcej dzieci. Wtedy nastąpi korekta dofinansowania w dół, czyli środki nie będą mogły być zwiększane. Ponadto gminy dotacją będą musiały się podzielić z placówkami niepublicznymi. Obecnie otrzymują one z gminy 75 proc. kwoty, jaka trafia w przeliczeniu na jednego malucha uczącego się w gminnym przedszkolu. A po zmianach będą otrzymywać 100 proc. tej kwoty, ale pod warunkiem że wprowadzą pięć godzin bezpłatnej podstawy programowej.

Fikcyjne miejsce

Koszty związane z dotowaniem miejsc w przedszkolu to niejedyny problem, jaki czeka samorządy. Od września 2014 r. miejsce w tego typu placówce mają mieć zagwarantowane czterolatki, a od września 2016 r. także trzylatki. To dla gminy duży problem, bo nie mają odpowiedniej liczby przedszkoli. Obecnie cierpią na tym najbardziej trzylatki. Dla ich rodziców zdobycie miejsca w samorządowym przedszkolu graniczy z cudem.
– Dołożenie nowego obowiązku bez zwiększenia środków na ten cel powoduje, że zadanie staje się niewykonalne – przyznaje Wojciech Ziętkowski.
Podkreśla, że objęcie kolejnej grupy dzieci obowiązkiem przedszkolnym oznacza konieczność tworzenia nowych placówek.
– Jeśli miasto miałoby stworzyć miejsca w przedszkolach, to musielibyśmy znaleźć dodatkowo 50 mln zł – podsumowuje Katarzyna Fiedorowicz-Razmus.

Dowolny dowóz

Inna ważna zmiana proponowana w projekcie dotyczy dowozu dzieci do szkół i przedszkoli. Obecnie gminy, tworząc sieć szkół i przedszkoli, powinny zadbać, aby uczniowie nie musieli do nich zbyt daleko dojeżdżać. W przeciwnym razie muszą odpowiednio wcześniej przygotować dla nich transport lub zwrócić pieniądze za przejazd rodzicom, jeśli to oni zdecydują się na dostarczanie dzieci do szkoły. Samorząd musi taki środek komunikacji zorganizować, gdy droga uczniów klas 0–IV z domu do najbliższej podstawówki przekracza trzy kilometry, a w przypadku klas V–VI podstawówki i gimnazjum – cztery kilometry. Zgodnie z obowiązującymi przepisami rodzice nie mogą więc liczyć na to, że gmina będzie dowozić dzieci, np. gdy droga do szkoły jest krótsza.
Z rządowego projektu wynika, że gminy będą miały możliwość decydowania się na dowóz dzieci, nawet jeśli wprost nie będzie wymagała tego od nich ustawa. To oznacza dla nich większą swobodę w tej kwestii. Wydatków na ten cel nie będą mogły im kwestionować również regionalne izby obrachunkowe.
Etap legislacyjny
Projekt