Uczelnie tną wydatki na pensje dla pracowników szkół wyższych. Zamiast podwyżek chcą przyznawać dodatki, unikają też zawierania umów na czas nieokreślony.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) zagwarantowało podwyżki płac na uczelniach od 2013 do 2015 r. o 9,14 proc. W tym roku na ten cel z budżetu państwa przeznaczono ponad 900 mln zł. Resort podwyższył minimalne stawki wynagrodzenia zasadniczego m.in. profesorom, adiunktom, lektorom, instruktorom czy bibliotekarzom.
Okazuje się jednak, że obecnie część pracowników uczelni publicznych zarabia więcej, niż wynika z minimalnych stawek zapisanych w rozporządzeniu ministra nauki i szkolnictwa wyższego z 5 października 2011 r. w sprawie warunków wynagradzania za pracę i przyznawania innych świadczeń związanych z pracą pracowników zatrudnionych na uczelni publicznej (Dz.U. nr 243, poz. 1447).
– Podwyżki płac miały obejmować nie tylko minimalne wynagrodzenia, lecz także pieniądze z budżetu państwa miały zostać przeznaczone na średni wzrost płac – mówi Janusz Rak, prezes Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Coroczny wzrost pensji może okazać się jednak fikcją. Niektórzy rektorzy, zamiast podnosić pensję zasadniczą, przyznali tylko dodatki.
– To miały być skutki przechodzące na kolejny rok. Jeśli podwyżka będzie uwzględniona jedynie w dodatku, tak się jednak nie stanie – tłumaczy Janusz Rak.
Wyjaśnia, że jeżeli pracownik akademicki zarabia 3 tys. zł, to jeśli co roku przez trzy kolejne lata otrzymywałby po 9,14 proc. podwyżki, jego finalna pensja osiągnęłaby poziom ok. 4 tys. zł. Jeśli rektor zdecyduje, że zarobki będą podnoszone o dodatek w wysokości 9,14 proc., to będzie on liczony każdorazowo od podstawy 3 tys. zł. Jego pensja zasadnicza nie ulegnie zmianie.
Na takie rozwiązanie nie zgadzają się pracownicy szkół wyższych. Dlatego wystąpili do MNiSW o ograniczenie takiego działania. Jednak minister nauki decyzję pozostawia uczelniom.
– To rektor zadecyduje, czy podwyższy podstawę wynagrodzenia, czy przyzna dodatek do pensji – uważa prof. Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Rektorzy, decydując się na przyznanie dodatku zamiast wzrostu wynagrodzenia zasadniczego, chcą się zabezpieczyć przed ewentualnymi kosztami w sytuacji, gdy budżet wstrzymałby dodatkowe środki na ten cel.
– Z dodatku do płacy zawsze można się wycofać, z podwyższenia wynagrodzenia zasadniczego już nie – mówi prof. Waldemar Moska, rektor Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku.
Uczelnie zastanawiają się także, ile konkretnie pieniędzy dostaną na wzrost płac.
– Czy kwota ta będzie wyliczona od minimalnych wynagrodzeń, które są określone w rozporządzeniu, czy od pensji, które płaci obecnie uczelnia swoim pracownikom – wylicza prof. Maria Kopertyńska, prorektor do spraw nauki Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.
Na razie w ministerstwie trwają prace nad podziałem pieniędzy na podwyżki.
Nauczyciele akademiccy są też zaniepokojeni zmianami w sposobie zatrudniania. Chodzi o zawieranie umów okresowych z kadrą na dziewięć miesięcy, aby nie płacić wynagrodzenia za trzymiesięczną przerwę wakacyjną.
– To jest niedopuszczalne – uważa Krystyna Łybacka, zastępca przewodniczącego sejmowej komisji edukacji, nauki i młodzieży.
Dodaje, że część wykładowców czy lektorów jest namawiana na samozatrudnienie albo angaż w firmie zewnętrznej, tak aby kosztami pracowniczymi nie obciążać szkoły wyższej. – Uczelnie za wszelką cenę szukają oszczędności, ale te rozwiązania nie są zgodne z przepisami – uważa Krystyna Łybacka.