W roku akademickim 2011/2012 na studiach doktoranckich było blisko 40,3 tys. osób – wynika z najnowszych danych GUS. To o 7,4 proc. więcej niż w poprzednim roku i o niemal 60 proc. więcej niż w okresie 2000/2001. Skąd tak duży popyt na tytuł doktora?
Zdaniem ekspertów ma on kilka źródeł. Dla jednych jest to naturalna droga rozwoju, bo lubią pracę naukową i chcą się jej poświęcić. Inni chcą zostać naukowcami wyłącznie z ambicji, a nie rzeczywistej pasji, bo „dr” przed nazwiskiem kojarzy im się z prestiżem i nobilitacją. Ale są też tacy, którzy doktoryzują się, bo uważają, że tytuł magistra stracił na znaczeniu – w wyniku boomu edukacyjnego stał się po prostu zbyt powszechny.
Jednak wszyscy bez wyjątku wiążą ze studiami doktoranckimi nadzieje na lepsze możliwości na rynku pracy. Uważają, że dzięki nim łatwiej będzie znaleźć zatrudnienie, będą mieli większą szansę na zajęcie stanowiska kierowniczego i uzyskają wyższe wynagrodzenie. Czy tak jest w rzeczywistości?
– Zauważamy wśród pracodawców większe zainteresowanie kandydatami, którzy doktoryzują się lub już uzyskali tytuł doktora. Jest to niewątpliwy atut w sytuacji, kiedy dana firma rozwija dział badań i rozwoju lub pozyskuje nowe technologie. Przykładem są firmy z branży chemicznej czy farmaceutycznej, w których kandydat z tytułem naukowym już na początkowym etapie rekrutacji zyskuje dodatkowe punkty – wyjaśnia Paulina Kalisz-Friedrich, konsultantka w Antal Engineering & Operations, firmie pośredniczącej w rekrutacji specjalistów. Dodaje, że chęć zatrudnienia doktorów coraz częściej sygnalizują również przedsiębiorstwa z branży motoryzacyjnej. Ma to szczególnie znaczenie w przypadku stanowisk o rozszerzonym zakresie odpowiedzialności.
Ze znalezieniem pracy nie będą więc mieli problemów ci, którzy chcą uzyskać tytuł doktora nauk ścisłych. Jest ich jednak stosunkowo mało. Na przykład nauki techniczne wśród ogółu doktorantów reprezentuje tylko 16 proc. osób. Tymczasem humanistów jest ponad 27 proc. Odwrotna tendencja panuje na Zachodzie. Z danych Eurostatu wynika, że w USA nauki przyrodnicze, matematyczne i informatyczne studiuje 30 proc. doktorantów, a w Wielkiej Brytanii – 27 proc.
– Często mamy do czynienia z sytuacją, kiedy osoby z tytułem doktora starają się o pracę na stanowiskach o niższych wymaganiach, co jednocześnie łączy się z niższym wynagrodzeniem, nieadekwatnym do kwalifikacji kandydata – przyznaje Magdalena Kalinowska, marketing manager z portalu Jobs.pl.
Część ekspertów uważa, że perspektywy są dla doktorantów dobre. – Można oczekiwać, że w przyszłości będzie więcej ofert pracy dla nich, bo będą rosły wymagania od kadry kierowniczej. Będzie się oczekiwało od niej twórczej pracy – ocenia prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego. Paradoksalnie trudniej będzie naukowcom znaleźć pracę na uczelniach. Te ograniczają bowiem zatrudnienie m.in. ze względu na coraz mniejszą liczbę studentów.