W 2014 r. wszystkie 6-latki mają trafić do I klasy. Jeśli w obecnym roku samorządy nie przekonają rodziców do wysłania 6-latków do szkół (w zeszłym trafiło ich tam zaledwie 17,5 proc.), to w roku szkolnym 2014/2015 trafią tam niemal dwa pełne roczniki. Czyli zamiast 350 tys. dzieci w I klasach, będzie ich ponad 600 tys. A wówczas lokalne władze będą musiały sobie radzić z szukaniem rozwiązań kadrowych i lokalowych.
Dlatego samorządy chcą, by jak najwięcej 6-latków trafiło do szkół w tym roku, i zachęcają do tego rodziców. Bez względu na to, co sami urzędnicy sądzą o rozpoczynaniu nauki przez tak małe dzieci, by uniknąć kłopotów, muszą wesprzeć strategię resortu edukacji. Sęk w tym, że na przekonywanie rodziców nie mają dodatkowych pieniędzy. Radzą sobie więc – jak przekonują – bezkosztowo. Przede wszystkim piszą listy, robią dni otwarte i specjalne zakładki na stronach internetowych.
Korzystają też z pomocy MEN, które wysłało gotowce: plakat, listy i ulotki promujące obniżenie wieku szkolnego. – Jeśli chodzi o akcje promocyjne, to postępujemy zgodnie z wytycznymi resortu w tej sprawie – mówi Aneta Szpanerska, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Olsztyn. Dodaje, że na poziomie szkół miejskich będą organizowane dla rodziców i przyszłych uczniów spotkania w szkołach, zapraszane grupy przedszkolne do szkół, planowane są też dni otwarte mające na celu wskazanie rodzicom korzyści z posłania 6-latka do klasy pierwszej.
Jakie? Przede wszystkim organizacyjne. – Co roku w przedszkolach wychowawcy przekonują rodziców, że warto posłać 6-latki do szkół, żeby zwolniły miejsca dla trzylatków – mówi pracownik urzędu jednego z miast. Pojawiają się też argumenty, że rok pobytu dziecka w przedszkolu to koszt co najmniej 3000 zł, a w szkole, nawet licząc ze wszystkimi opłatami, jest trzykrotnie taniej. Mało jest jednak argumentów edukacyjnych.
Gminy próbują pomóc rodzicom zorientować się w formalnościach. W Szczecinie wydział oświaty wkłada na portal edukacyjny materiały dotyczące przygotowania szkół do objęcia maluchów obowiązkiem szkolnym, wyjaśnia kwestie prawne, publikuje harmonogram dni otwartych w publicznych szkołach podstawowych, wykaz szkół podstawowych etc. Miasto stara się też uwzględnić aspekt emocjonalny: przygotowuje punkty konsultacyjne dla rodziców dzieci 5-, 6-letnich przy poradniach psychologiczno-pedagogicznych, organizuje grupy adaptacyjne dla dzieci 5-letnich w szkołach oraz wspólne imprezy dzieci z przedszkola z dziećmi z oddziału przedszkolnego/klasy pierwszej ze szkoły wraz z nauczycielami.
Jednak podobne działania były przeprowadzane w samorządach także w poprzednich latach. Z marnym skutkiem, bo rodziców nie udało się przekonać.
Tymczasem zdaniem prezydenta Ostrowa Wielkopolskiego liczy się każdy dodatkowy 6-latek w szkole. Bo jak podkreśla, nie chodzi tylko o kłopoty gminy czy tłok w szkole. – Sami rodzice będą sobie pluli w brodę, że nie wysłali wcześniej dzieci, bo to odbije się wiele lat później. Chociażby przy zdawaniu na studia może się okazać, że jest problem, bo kandydatów będzie dwukrotnie więcej niż normalnie. Także na rynek pracy wejdzie o wiele więcej absolwentów – mówi Jarosław Urbaniak. Dlatego już w grudniu ostrowscy urzędnicy zorganizowali dni otwarte w szkołach, aby rodzice mogli zobaczyć klasy i mieć czas do namysłu. Zaproszenia, których wysłano ok. 700, były własnoręcznie podpisywane przez prezydenta, aby rodzice zobaczyli, że to naprawdę ważna sprawa. Miasto planuje także w najbliższych miesiącach start z kampanią reklamową w lokalnych mediach.
Niektóre gminy stosują dość perfidne metody. W zeszłym roku kilka dzielnic stolicy nie dało rodzicom wyboru – miejsc w zerówkach było mniej niż chętnych. Rodzice byli skazani na dowożenie dziecka do innej dzielnicy lub posłanie go do I klasy. Podobnie może być w tym roku.