Specjalny system będzie porównywał każdą nową pracę magisterską z tymi, które już powstały.
Resort nauki chce ukrócić proceder plagiatowania prac naukowych. Pomóc ma w tym specjalny ministerialny system, do którego bezpłatny dostęp zyskają wszystkie uczelnie. – Do tej pory dofinansowywaliśmy kilka komercyjnych programów antyplagiatowych. Teraz chcemy dać uczelniom wspólne narzędzie z jedną bazą danych – wyjaśnia DGP prof. Maria Orłowska, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego.
Resort planuje stworzyć platformę, która będzie zbierała wszystkie prace licencjackie i magisterskie powstające na uczelniach, także tych niepublicznych. Dzięki temu pracownik naukowy będzie mógł z łatwością porównać pracę studenta, którą sprawdza, z tymi, które już są w bazie. Wystarczy, że przepuści pracę przez system, który porówna tekst i wskaże, czy jakakolwiek jej część jest zbieżna z innymi będącymi już w systemie. Dzięki takiemu rozwiązaniu promotorzy będą mieli możliwość wychwycenia nieprawidłowości już na etapie pisania pracy przez studentów.
Przepisy, które zobowiążą uczelnie do przekazywania do rejestru tekstów prac, znajdą się w znowelizowanej ustawie – Prawo o szkolnictwie wyższym i prawdopodobnie wejdą w życie już w październiku 2013 r., czyli na początku nowego roku akademickiego. Każdy uczeń, podpisując umowę z uczelnią, będzie musiał się zgodzić na to, aby jego praca mogła trafić do systemu. Prace pozostaną jednak anonimowe.
Do antyplagiatowej bazy na pewno trafią wszystkie teksty, które powstaną po 2013 r. Jednak resort nauki liczy, że uczelnie zgodzą się również przekazać do niej zgromadzone w swoich archiwach elektroniczne wersje prac wcześniejszych absolwentów. Z systemu, obok pracowników naukowych, korzystać będzie mogła także Państwowa Komisja Akredytacyjna – pomoże jej to ocenić poziom edukacji na poszczególnych kierunkach i uczelniach. Nowy system ułatwi zweryfikowanie, jak pracują promotorzy i jak często dochodzi do powstawania plagiatów robionych przez studentów danej placówki. Sami studenci do bazy nie będą mieli dostępu.
Dokładnych statystyk dotyczących tego, ile prac plagiatowanych jest na uczelniach, nie prowadzą ani Ministerstwo Nauki, ani policja, ani żadna inna instytucja. Niezależni eksperci twierdzą jednak, że skala zjawiska – choć niezbadana – może być bardzo duża. I przywołują przykłady z krajów zachodnich. Analizy brytyjskiego Plagiarism Advisory Service pokazują, że z plagiatem spotyka się trzech na pięciu brytyjskich nauczycieli. Z kolei kilka tygodni temu niemiecki „Die Zeit” ujawnił wyniki dużych badań socjologicznych, podczas których przepytano ponad 2 tys. studentów i prawie 1,5 tys. naukowców wyższych stopniem. Główny wniosek, jaki po nich powstał – w ciągu ostatniego semestru co piąty niemiecki student popełnił plagiat.
– Biorąc pod uwagę przysłowiowy niemiecki porządek i to, że tam ściąganie jest mocno piętnowane, można przypuszczać, że u nas skala plagiatowania jest jeszcze większa – uważa prof. Marek Rocki, szef Państwowej Komisji Akredytacyjnej. – Na 338 zbadanych przez nas prac w 25 co najmniej jedna czwarta tekstu była skopiowana z internetu, przy czym analizowaliśmy ciągi o długości minimum 25 słów – dodaje naukowiec. Ale plagiatują nie tylko studenci. Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów zajmująca się sprawdzaniem prac naukowców tylko w tym roku podjęła pięć decyzji o wznowieniu postępowań habilitacyjnych.