Planowana modyfikacja dotacji stacjonarnej ograniczy realizację kierunków "masowych", interesujących dla studentów, ale docelowo mało przydatnych na rynku pracy - zapowiedziała we wtorek minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka w radiu TOK FM.

"Wprowadzamy podstawowe narzędzie, czyli dotację stacjonarną, która będzie zależeć od jakości kształcenia i tego, aby nie było masowości. W tej dotacji będziemy brali pod uwagę dostępność studentów do wykładowcy. Nie może być tak, że 300 studentów przypada na jednego nauczyciela akademickiego" - powiedziała prof. Kudrycka. Projekt jest aktualnie w konsultacjach społecznych.

Chodzi o rozporządzenie, modyfikujące zasady przyznawania tzw. dotacji podstawowej (inaczej nazywanej dotacją stacjonarną). Jest to główny sposób finansowania działalności publicznych szkół wyższych. W tegorocznym budżecie dotacja dla uczelni to kwota ponad 7 mld zł. Za te pieniądze szkoły wyższe przede wszystkim prowadzą bezpłatne studia, ale też kształcą wykładowców i finansują remonty.

Obecnie wysokość dotacji otrzymywana przez poszczególne uczelnie zależy głównie od tego ilu kształci się na niej studentów w trybie stacjonarnym. Ministerstwo chce zmienić algorytm i w większym stopniu uzależnić wysokość dotacji od liczby profesorów, zdobytych grantów i prowadzonych badań.

W algorytmie ma m.in. znaleźć się składnik "dostępność kadry". "Do podziału w ramach tego składnika zastosowano wzór uwzględniający liczbę studentów i uczestników studiów doktoranckich przypadających na jednego nauczyciela akademickiego. Składnik ten zapewnia możliwość zaprojektowania parametru modelowej dostępności nauczycieli akademickich dla studentów i uczestników studiów doktoranckich" - napisano w uzasadnieniu do projektu rozporządzenia.

Jednak główną zmianą w rozporządzeniu jest wprowadzenie zachęty finansowej dla uczelni publicznych, które się połączą. "Jest to szczególnie ważne ze względu na rozpoczynający się niż demograficzny. Obliczona dla uczelni powstałej w wyniku połączenia dotacja "podstawowa" będzie obligatoryjnie uzupełniana przez ministra nadzorującego nową uczelnię w ciągu 3 lat następujących po połączeniu do poziomu: 102 proc. dotacji +podstawowej+ z roku poprzedzającego połączenie" - czytamy w uzasadnieniu.

Pytana dlaczego jedna czwarta polskich uczelni jest zaliczana w jednym z ostatnich rankingów do najsłabszych na świecie, minister odpowiedziała: "Rankingi, o których mówimy, biorą pod uwagę przede wszystkim uczelnie bardzo interdyscyplinarne. Gdybyśmy przeprowadzili konsolidację (...) i stworzyli jeden wielki uniwersytet np. w Warszawie (...), to bardzo szybko na listach rankingowych byśmy podskoczyli". Dodała, że jest to kwestia rozproszenia systemu szkolnictwa w Polsce.

Zdaniem minister nawet studia na uczelniach plasujących się nisko w rankingu mają "wartość dodaną". "Żadna uczelnia, o ile nie narusza prawa, krzywdy nie robi" - powiedziała, dodając, że to nie jest tylko papierek.

"Błędem jest to, że dobre uczelnie publiczne przyjmują słabych studentów, ze słabymi wynikami z matury. Kilkanaście lat temu takie osoby nie mogłyby studiować w tych uczelniach. Mamy tutaj jeden system kształcenia w naprawdę dobrych uczelniach, w których powinniśmy szkolić elity oraz ludzi, którzy będą naszymi następcami, naukowcami. Natomiast, to co jest istotne, to w systemie kształcenia zawodowego, na profilach praktycznych, powinniśmy dobrze przygotowywać do wykonywania zawodu" - powiedziała minister.

Prof. Kudrycka zapowiedziała również w TVP1, że w roku 2013 będzie ogłoszony europejski ranking uczelni. "Została powołana grupa wysokiego szczebla przez Komisję Europejską, która będzie monitorować poziom uczelni w całej Unii Europejskiej" - poinformowała Kudrycka. Jej zdaniem ważne jest, aby uczelnie dostosowywały się do kryteriów nie tylko związanych z poziomem kształcenia, ale także ze współpracą z gospodarką, czy też realizacją praw studentów.